Takiego drona w Europie jeszcze nie było. Wyprodukowany w Polsce Heli-500 przeleci 600 km, a nawet więcej
Polski dron Heli-500 wyprodukowany w Lublinie będzie mógł przelecieć aż 600 km i przebywać sześć godzin w powietrzu. Ale to nie wszystko. Możliwe są także dłuższe trasy. Trzeba tylko zmniejszyć ładunek lub zamontować dodatkowe zbiorniki paliwa. W zamyśle producenta, Heli-500 ma być najbardziej przydatny w transporcie medycznym, ale możliwe są także inne zastosowania.
Na pierwszy rzut oka można pomylić go z mini-śmigłowcem. Pojazd powstający w Polsce sterowany jest jednak na odległość i nie ma pilota w środku. Jego spory rozmiar gwarantuje nie tylko całkiem dalekie loty, ale i możliwość transportu ciężkich przedmiotów. Oto Heli-500 z Lublina.
- W świecie ciężko nam stwierdzić, bo rzeczy dzieją się bardzo dynamicznie, ale jeśli chodzi o Europę, to nikt tego nie produkuje - powiedział Radiu Lublin Artur Przybysz, prezes lubelskiej firmy USM.
Dron będzie mógł przelecieć nawet 600 km, przebywając maksymalnie 6 godzin w powietrzu. Możliwe są nawet dłuższe trasy, gdy odejmie się masę ładunkową i zamontuje dodatkowe zbiorniki paliwa.
Maszyna nie jest autonomiczna, lecz porusza się wedle ustalonego wcześniej schematu. Rzecz jasna może wykryć zagrożenie i na nie zareagować, np. zwalniając albo wstrzymując lot.
Polski dron ma w przyszłości przenosić towary niezbędne np. szpitalom
Zresztą to właśnie w medycynie drony zdążyły potwierdzić swoją przydatność. Pomogła w tym paradoksalnie pandemia. Brzmi to niezbyt dobrze, ale chodziło o to, że w trudnym i wyjątkowym momencie każda pomoc jest cenna. Drony spisały się na medal, dostarczając m.in. próbki czy krew w krótkim czasie.
Kiedy rozmawiałem z przedstawicielem Polskiej Izby Systemów Bezzałogowych, mówił mi, że przed pandemią wszelkie innowacyjne próby dostaw dronami były torpedowane. Urzędnicy nie bardzo wierzyli, że warto się tematem zajmować.
W pandemii nie było wyjścia – szpitale musiały szukać sposobu, aby szybko dostarczać krew czy laboratoryjne próbki. Drony nie spadły z nieba, tylko delikatnie wylądowały przed drzwiami, aby wypełnić swoją misję.
Postęp widzimy. W Sosnowcu zapowiedziano pilotażowy program transportu defibrylatorów AED przy użyciu dronów. Mogą naprawdę uratować życie, bowiem dostarczą gotowy do pracy defibrylator szybciej niż pogotowie ratunkowe. Logiczne: nie są ograniczone korkami, robotami drogowymi czy zablokowanym podjazdem.
Właśnie tak wyobrażają sobie wykorzystanie Heli-500 jej twórcy – sugerują, że między szpitalami dałoby się transportować m.in. ludzkie organy.
Zastosowań lubelskiego drona może być więcej. Jak mówią sami twórcy, może on patrolować granice lub też tereny, na których dochodzi do zaginięć, jak morza czy góry.
Łączny koszt projektu badawczego to 3 mln złotych. Teraz firma z Lublina szuka inwestora, który pomógłby wprowadzić drona do użytku.
Drony w Polsce naprawdę imponująco się rozwijają
Można nawet dojść do wniosku, że postęp nastąpił nagle. Ni z tego, ni z owego drony pomagają służbie zdrowia, zaczynają przenosić towary, są na budowach czy w końcu dbają o bezpieczeństwo na drogach. Policyjny dron zagwarantował 14 mandatów w 4 godziny.
To rzecz jasna początek wielkiej rewolucji. W planach są drony-taksówki, ale to jakoś kręci mnie mniej. Dużo bardziej imponują mi właśnie takie małe, ale zmieniające życie akcje, jak transport medyczny czy planowany system odszukiwania ofiar wypadków po krzyku.
Mikrofony wyczulone na taki rodzaj dźwięku natychmiast wskazują kierunek lotu i oszacowują odległość. To dopiero projekt, ale imponuje mi bardziej, że ktoś poleci z punktu A do punktu B. Takiej dronowej rewolucji sobie życzę.