REKLAMA

Najbardziej irytująca zmiana w Windows 11, która doprowadza mnie do szału

Od kilku tygodni aktywnie korzystam z nowego systemu Windows 11. Choć generalnie postrzegam go jako progres, tak jedna zmiana doprowadza mnie do szału i nie potrafię do niej przywyknąć.

Jedna zmiana w Windows 11, która doprowadza mnie do szału
REKLAMA

W ogólnym ujęciu Windowsa 11 mogę ocenić jednoznacznie pozytywnie. Po ponad miesiącu używania go na kilku różnych komputerach nie mogę powiedzieć choć jednego złego słowa na stabilność pracy czy urodę interfejsu. Pewnie, niektóre elementy bym zmienił – np. zwolnił pomysłodawcę usunięcia widoku harmonogramu z kalendarza na pasku zadań – ale generalnie zalety przewyższają wady i Windows 11 jest w moich oczach systemem dalece przyjemniejszym w użyciu od swojego poprzednika.

REKLAMA

W systemie zaszła jednak jedna zmiana, do której przywyknąć nie potrafię nawet po kilku tygodniach.

Menu kontekstowe w Windows 11 doprowadza mnie do szału.

Menu kontekstowe, czy też menu podręczne, to ten pasek, który rozwija się po najechaniu na element kursorem i kliknięciem prawego przycisku myszy. Znajdziemy tam możliwość udostępnienia pliku, otworzenia go w konkretnym programie, komendy kopiuj/wytnij i wiele, wiele innych opcji, które są w dużej mierze zależne od tego, z jakich aplikacji korzystamy.

Z tych wszystkich opcji najważniejsze zawsze były dla mnie dwie: właściwości i zmiana nazwy. I odkąd pamiętam, znajdowały się one na samym dole menu kontekstowego; właściwości na samym dole, a zmiana nazwy tuż nad nimi. Miałem lata, by przywyknąć do tego układu poleceń i wyrobić sobie nawyk zjeżdżania kursorem na sam dół kolumny poleceń. Tak wygląda menu kontekstowe w Windows 10:

Menu kontekstowe Windows 10 class="wp-image-1951001"
Menu kontekstowe Windows 10

Tymczasem tak wygląda menu kontekstowe w Windows 11:

Menu kontekstowe Windows 11 class="wp-image-1951004"
Menu kontekstowe Windows 11

Już na pierwszy rzut oka widać, że coś się zmieniło. Przycisk właściwości podjechał o kilka pozycji do góry, ustępując miejsca opcjom kontekstowym OneDrive’a. Po przycisku zmień nazwę za to słuch zaginął. Przy pierwszym kontakcie z Windows 11 za nic w świecie nie mogłem go zlokalizować. Tymczasem przycisk zmiany nazwy oczywiście istnieje, tyle że został przeniesiony na samą górę i przybrał formę ikony. I może to tylko mój brak rozgarnięcia, ale przepraszam, za nic w świecie nie domyśliłbym się, że ta ikona oznacza zmianę nazwy. W porównaniu do czytelnych ikon usuwania, udostępniania, wycinania i kopiowania, ta jest dla mnie zupełnie obca:

Menu podręczne Windows 11 class="wp-image-1951007"
Menu podręczne Windows 11

Ta zmiana jest wbrew pozorom logiczna. Kopiuj/wytnij/zmiana nazwy to najczęściej wykonywane akcje i Microsoft słusznie umieścił skróty do nich na samym szczycie menu kontekstowego. Niestety lata przyzwyczajeń sprawiły, że nie potrafię przekonać mojej pamięci mięśniowej do zmiany zdania. Od kilku tygodni za każdym jednym razem pudłuję w przycisk właściwości i nie mogę odnaleźć przycisku zmiany nazwy. A jako że zmieniam nazwy plików kilka, a nawet kilkadziesiąt razy dziennie, to dość często natrafiam na tę drobną irytację.

Ktoś powie „przecież nazwę można zmienić przyciskiem F2 na klawiaturze” – i będzie miał rację. Można. Tyle że na wszystkich klawiaturach, z których korzystam (tych wbudowanych i tych zewnętrznych), klawisze F2 pełni inną rolę. Na Logitech MX Keys, z której piszę te słowa, reguluje jasność wyświetlacza. Na Razerze Blade, na którym pracuję, wycisza dźwięk. Oczywiście można to zmienić, wciskając kombinację klawiszy FN+F2, tyle że… na każdym urządzeniu, które mam aktualnie pod ręką, przycisk FN jest w innym miejscu. Wyrobienie sobie pamięci mięśniowej dla tego skrótu klawiszowego byłoby bardzo trudne, jeśli nie wręcz niemożliwe.

Tym sposobem pozornie przydatna, drobniutka zmiana stała się źródłem mojej irytacji nowym systemem. I nawet jeśli całą resztę oceniam bardzo pozytywnie, to za sprawą tej jednej pierdoły zdarza mi się przekląć niejeden raz w ciągu dnia.

Windows 11 to zmiana na lepsze, która wymaga zmiany przyzwyczajeń.

REKLAMA

Na szczęście mam lat 30, a nie 73, więc nie przystoi mi się zachowanie starego, zrzędliwego dziada, który po remoncie sklepu wyklina na cały głos, że nie może nic znaleźć. Zmiany w Windows 11 są zmianami na plus. Nawet to nieszczęsne menu kontekstowe, czy przesunięcie menu start na środek, to zmiany z gruntu słuszne.

Niestety jak każda zmiana, wymagają one przyzwyczajenia. Microsoft musiał być świadom tego, że konsumenci po wielu dekadach przyzwyczajenia do starego układu przycisków nie przyjmą zmiany ich położenia z otwartymi ramionami. Znając jednak życie, za kilka miesięcy wszyscy przywykniemy do tych zmian i zapomnimy, że kiedykolwiek było inaczej.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA