REKLAMA

Czujecie to? Tak moglibyśmy oddychać. Wichura pokazała, jak źle żyjemy

Wystarczyło, że mocno powiało, a wyjście na dwór jesienią to przyjemność, a nie udręka. Pogoda nie zachęca do spacerów, ale korzystajcie, bo lada moment znów pogrążymy się w smrodzie i syfie.

jakość powietrza
REKLAMA

Uwielbiam jeździć jesienią nad Bałtyk. Turystów jest mniej, a morze ciągle przepiękne. Z wyjazdów najlepiej wspominam powietrze: morskie, rześkie, orzeźwiające, nawet jeśli zimne, to chce się je chłonąć bez przerwy.

REKLAMA

To jednak nie tylko zasługa samego morza. Wychodząc z dworca, idę na pierwszy lepszy przystanek, a tam tablica przypomina mi, co mają w Gdańsku, czego nie mam w Łodzi. Napisy z dumą chwalą się: jakość powietrza – dobra/bardzo dobra.

Dokładnie to samo uczucie miałem w piątkowy, porywisty wieczór

Nie czekałem jednak na tramwaj, który zawiezie mnie na plażę w Brzeźnie. Szedłem właśnie do sklepu na betonowym łódzkim osiedlu, zamiast mew były gołębie, wiatr szalał, deszcz zacinał w twarz. To nie była najlepsza pora na spacery, ale miałem ochotę łazić po osiedlu, bo czułem się, jakbym właśnie wdychał morskie, ulubione powietrze.

Działo się tak dlatego, że silny wiatr, który od czwartku jest w wielu miejscach w Polsce olbrzymim zagrożeniem, przepędził też wszelkie zanieczyszczenia. „Jakość powietrza nad Polską dobra i bardzo dobra. Silny wiatr spowodował poprawę jakości powietrza ze znacznej części środkowej Europy” – pisał twitterowy profil IMGiW.

Do teraz stężenie pyłów czy dwutlenku węgla jest w Polsce na wręcz niespotykanym niskim poziomie. Niespotykanym, bo od lat cierpimy na fatalną jakość powietrza – jedną z najgorszych na świecie.

To nie przesada. Jesteśmy dosłownie czerwonym punktem na mapie Europy. Na początku tygodnia z ujawnionych danych Regionalnego Wydziału Monitoringu Środowiska w Katowicach wynikało, że na stacji pomiarowej w Rybniku średniodobowa norma pyłu zawieszonego PM10 została przekroczona w niedzielę o 42 proc., w Wodzisławiu Śląskim o 35 proc., a w Zabrzu o 17 proc.

Czyli od lat się nic nie zmienia

W 2018 roku na 50 najbardziej zanieczyszczonych miast w Europie aż 36 znajdowało się w Polsce. Miejsca 3-6 zajmują kolejno Opoczno, Żywiec, Rybnik i Pszczyna, natomiast miejsca 8-10: Kraków, Nowa Ruda i Nowy Sącz. Analiza pokazywała, że w 72 proc. polskich miast przekraczane są normy.

Z kolei na liście Europejskiej Agencji Środowiska 100 najbardziej zanieczyszczonych miast 29 to te z Polski.

Oczywiście możemy pocieszać się, że inni mają gorzej. Więcej zanieczyszczonych miast jest np. w Bułgarii. Dziś, kiedy Europa oddycha pełną piersią, normy są przekroczone np. w Bośni czy Słowacji. Powinniśmy jednak dążyć w stronę najlepszych, a nie patrzeć w dół. Daleko nam do krajów skandynawskich, które przodują w jakości powietrza.

Tymczasem WHO podwyższa normy – co za tym idzie, poprzeczka postawiona jest wyżej. Natomiast aż w 12 na 20 ocenionych obszarów w Polsce postęp w walce z brudnym powietrzem jest niedostateczny. Takie właśnie wnioski płynęły z raportu Polskiego Alarmu Smogowego, Europejskiego Centrum Czystego Powietrza i Fundacji Frank Bold.

REKLAMA

Jeśli powietrze się poprawia, to przez przypadek – choćby za sprawą silnych wiatrów. Paradoks polega na tym, że ma być ich w Europie coraz więcej. Z badań opublikowanych w 2019 roku wynika, że prędkość wiatru zwiększyła się od 2010 roku o 7 proc. To dobra wiadomość dla farm wiatrowych, ale przede wszystkim naszych płuc.

Jest w tym jednak coś naprawdę przykrego, że potrzebujemy niszczycielskich żywiołów, żeby choć na chwilę zapanowała normalność. Ale może wraz z narastającą liczbą ekstremalnych zjawisk, do których silny wiatr należy, zrozumiemy, co tracimy, kiedy na co dzień oddychamy fatalnym powietrzem.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA