Metaverse? Facebook mógł właśnie wyświadczyć nam wielką przysługę
Mark Zuckerberg chce nas wszystkich pchnąć w objęcia VR-u i realiów rodem z dystopijnych filmów science fiction. Jednak Metaverse może też wywołać u ludzkości efekt uboczny, na który bardzo liczę.
Jeśli nie wiesz, czym jest Metaverse, dlaczego Facebook zmienił nazwę na Meta i jaką przyszłość szykuje dla naszej cywilizacji imperium Marka Zuckerberga, wszystkiego dowiesz się z naszych artykułów na Spider’s Web:
Dla tych, którym czytać się nie chce: Facebook zaprezentował wizję świata w świecie. Wirtualnego Metaverse, w którym każdy będzie mógł być tym, kim chce – wystarczy założyć gogle VR. W projekt zaangażowane są najtęższe umysły na świecie i są na niego wykładane niewyobrażalne sumy pieniędzy. I choć dziś łatwo jest go dyskredytować jako coś, co nie ma sensu i co się nigdy nie wydarzy, są dwa powody, dla których to błędne rozumowanie.
Po pierwsze: kasa. Metaverse to żyła złota dla korporacji, którym pomału kończą się możliwości skalowania swoich przychodów. Sprzedaż niematerialnych dóbr i usług na potencjalnie nieskończonym rynku zbytu to zbyt łakomy kąsek, by którykolwiek z Big Techów czy nawet korporacji innych branż mógł go odpuścić.
Po drugie: ucieczka. Od zarania dziejów ludzie szukają ucieczki od otaczającej ich rzeczywistości. Kiedyś były to opowieści słuchane przy ognisku. Dziś są to filmy i gry komputerowe. VR zaś daje nam eskapizm ostateczny – możliwość ucieczki do świata, który sami sobie stworzymy, w którym sami się określimy i w którym (potencjalnie) nie będą obowiązywać dzisiejsze normy społeczno-ekonomiczne czyniące nas nieszczęśliwymi.
Oczywiście Metaverse to koncepcja, która będzie potrzebowała lat na ziszczenie się.
Może nawet dekad, choć szef Facebooka Mety uważa, że już za 10 lat w metaversum będzie egzystował miliard użytkowników. Pewne jest tylko to, że prędzej czy później ta wirtualna przyszłość nas dopadnie.
Bo i dlaczego nie? Metaverse przy całej swojej dystopijności może przynieść wiele dobrego. Choćby możliwość „organoleptycznej” nauki czy podróżowania po całym świecie bez wydania na to choćby złotówki. Czy te zalety przeważą potencjalne konsekwencje psychologiczne? Raczej nie, ale sama idea nie jest z natury zła. Niestety popkultura zdążyła już nam pokazać, że ludzkość nawet z najlepszych wynalazków potrafi zrobić bardzo zły użytek i nie mam cienia wątpliwości, że tak jak z Facebooka zrobiliśmy siedlisko szurii i dezinformacji, tak z Metaverse zrobimy uzależniający ściek, oblepiony reklamami na każdym wolnym pikselu, ku chwale konsumpcjonizmu i zysku wielkich korpo.
Z tego względu osobiście nie jestem fanem wizji Metaverse - nowego wspaniałego świata, którą serwuje nam Mark Zuckerberg. Nic w zaprezentowanej wczoraj koncepcji metaverse mnie nie pociąga; raczej przeraża mnie otwartość, z jaką Zuck opowiada o konieczności zbudowania podwalin nowego świata, w tym nowych reguł i ustrojów politycznych. Z technologicznego punktu widzenia Metaverse to wyśniona przyszłość, jaką wyobrażaliśmy sobie lata temu. Z socjologicznego punktu widzenia to absolutny koszmar.
Z tego koszmaru może jednak wyniknąć coś bardzo dobrego, na co bardzo liczę.
Im większy nacisk na rzeczywistość wirtualną, tym silniejsza chęć powrotu do tej prawdziwej.
David Sax w swojej książce „The Revenge of The Analog” udokumentował sprzężenie zwrotne, jakie dokonało się na przestrzeni dekady następującej po premierze pierwszego iPhone’a. Podczas gdy wszyscy sądzili, że wielofunkcyjne smartfony i cyfrowe dobra wyprą „przestarzałe” sprzęty o jednym przeznaczeniu i analogowe nośniki, stała się rzecz niesłychana: te zaczęły powracać.
A teraz kilka faktów:
- Papierowe notesy niezmiennie cieszą się ogromną popularnością, choć cyfrowy notatnik jest lepszy od nich pod niemal każdym względem.
- Płyty winylowe sprzedają się jak szalone, pomimo dominacji świata muzyki przez streaming; w 2021 r. ich sprzedaż wzrosła aż o 94 proc. względem roku poprzedniego.
- Fotografowie namiętnie kupują analogowe aparaty i nie słabnie też popularność Instaxów, czyli aparatów natychmiastowych, choć każdy ma w kieszeni smartfon, który zrobi lepsze zdjęcie.
- Na całym świecie wracają niszowe sklepy i kawiarnie, choć większość handlu odbywa się dziś w internecie.
- A e-book, cyfrowa książka, która miała wyprzeć papier z rynku, zamiast rosnąć… maleje. Udziały książki elektronicznej jeszcze nigdy nie przebiły progu 15 proc. w skali globalnej. Na większości rynków papierowa książka wciąż dominuje sprzedaż, a tuż za nią plasują się nie książki elektroniczne, a audiobooki, których można słuchać bez patrzenia w ekran.
Skoro tak wielki pushback wywołały w nas świecące prostokąty w naszych kieszeniach i digitalizacja handlu, jak silne będzie sprzężenie zwrotne, gdy Big Techy zaczną nas siłą wpychać do wirtualnej rzeczywistości?
Mark Zuckerberg obiecuje rzeczywistość utopijną.
Obiecuje, że w metaversum będziemy mogli nie tylko widzieć i słyszeć, ale dzięki neuronowym przekaźnikom na naszych kończynach także czuć i precyzyjnie się przemieszczać. Jednak nawet jeśli tak będzie, żaden VR, jaki jesteśmy sobie w stanie wyobrazić w przewidywalnej przyszłości, nie zapewni nam kompletnego doznania sensorycznego, jaki daje świat rzeczywisty.
Japończycy dostrzegli to już w latach 80. ubiegłego wieku, gdy postęp technologiczny nabierał tempa. W odpowiedzi na technologiczny boom zrodziła się praktyka „shinrin-yoku”, czyli tzw. „kąpiele leśne”, polegające na przebywaniu w lasach i chłonięciu ich atmosfery wszystkimi zmysłami. Późniejsze badania dowiodły, że kontakt z naturą niesie ze sobą szereg korzyści fizjologicznych, od redukcji stresu po poprawę kondycji fizycznej.
Inne badania, wykonane przez kognitywistę Davida Strayera z Uniwersytetu Utah dowiodły, że wystarczą trzy dni w głuszy, by gwałtownie podnieść naszą zdolność rozwiązywania problemów. Z kolei Yoshifumi Miyazaki z Uniwerystetu Chiba wykazał, że nawet 15 minut spaceru po lesie znacząco obniża poziom kortyzolu, hormonu stresu. Spacer przez miasto nie daje tych samych korzyści zdrowotnych.
Takich korzyści zdrowotnych nie da nam wirtualna rzeczywistość, podobnie jak nie daje jej spędzanie 8+ godzin dziennie przed ekranami. I może to naiwne z mojej strony, ale szczerze wierzę, że istnieje spora część populacji, która ma już tego dość. Którą męczy fakt, że spędzamy większość czasu przed świecącymi ekranami. Którą męczy kultura mediów społecznościowych i to, że wszelkie interakcje fizyczne próbuje się zastąpić digitalizacją.
I równie silnie wierzę, że propozycja świata opartego w 100 proc. na złudnych, cyfrowych doznaniach wywoła jeszcze większą falę „powrotu do analoga”, niż zrobiły to smartfony i e-commerce. Kilkadziesiąt lat rozwoju technologii nie jest w stanie wyprzeć tysięcy lat ewolucji, a sztucznie emitowane bodźce – przynajmniej na razie – nie zastąpią pełni doznań sensorycznych, jakie gwarantuje realny świat.
Może Metaverse to przyszłość. Może nawet taką przyszłość, którą większość społeczeństwa przywita z otwartymi ramionami. Mam jednak nadzieję, że dzięki temu parciu na cyfrowość więcej ludzi zda sobie sprawę, że człowiek to coś więcej niż zlepek bitów, który można przenieść do świata wirtualnego, a świat rzeczywisty – choć trudny, skomplikowany i coraz bardziej przez ludzkość zniszczony – jest piękniejszy niż jakakolwiek rzeczywistość wirtualna, którą chce wykreować dla nas Meta.