Głowa wynurza się z rzeki. Rzeźba topielca w Hiszpanii ostrzega przed tym, co nas czeka
Raczej ze względu na rozmiar nie można jej pomylić z człowiekiem, ale i tak wygląd głowy wystającej nad poziomem wody musi niepokoić. I słusznie, bo właśnie taki cel ma sztuka: w tym przypadku przestraszyć, by zmusić do myślenia.
Rzeźba w kształcie głowy młodej kobiety nosi nazwę „Bihar”, co w języku baskijskim oznacza „Jutro”. Meksykański artysta Ruben Orozco Loza nie ma wątpliwości. Jeśli nic nie zrobimy, właśnie taka przyszłość nas czeka.
I nie chodzi tutaj o metaforę. Są już badania mówiące o tym, że do końca XXI wieku dojdzie do pięćdziesięciokrotnego wzrostu zjawiska, jakim jest przelewanie się morza przez nabrzeża. Mniej więcej 40 proc. populacji Ziemi zamieszkałej w pobliżu wybrzeży jest zagrożona wzrostem poziomu oceanów. Na dodatek morze podnosi się bardziej niż to, co prognozowała do tej pory większość modeli klimatycznych.
Nie mój problem, bo mieszkam w centrum Polski? Niekoniecznie
Przecież gdzieś ci ludzie będą musieli uciec. I to naprawdę stanie się szybciej, niż nam się wydaje. Już w latach trzydziestych takich podtopień będzie nawet trzy, cztery razy więcej niż obecnie.
Dlatego to my – w przenośni i dosłownie – jesteśmy tą podtapianą głową. Ta z Bilbao raz się wynurza, raz bardziej zanurza, w zależności od przypływów i odpływów. Podobnie dzieje się obecnie na Ziemi. Niby prawdziwe efekty katastrofy klimatycznej przed nami, ale już czuć jej pierwsze skutki, i to naprawdę poważne. Myślenie, że najgorsze dopiero nadejdzie, to słodka naiwność, bo toniemy po uszy.
Naukowcy prognozują więc, że dzieci urodzone w drugiej dekadzie XXI wieku będą w ciągu swojego życia zmagały się z katastrofami naturalnymi nawet pięć razy częściej. Ich wyliczenia są bolesne. Przyszłe pokolenia będą doświadczały 2 razy większą liczbę pożarów lasów, zobaczą 1,7 razy więcej huraganów tropikalnych, 3,4 razy więcej powodzi oraz 2,3 razy więcej susz niż ludzie urodzeni w 1960 roku.
Jedna z turystek cytowanych przez agencję Reutera zauważa, że twarz rzeźby nie wyraża żadnych emocji
Nie ma w niej strachu, walki o przetrwanie, jest tylko smutne z naszej perspektywy pogodzenie się z losem. W jej oczach znaleźć można co najwyżej przejawy zaskoczenia – „to już?”. Trzeba przyznać, że to bardzo dobra alegoria ludzkiej ignorancji.
Przez chwilę pomyślałem, że może właśnie w ten sposób powinno przemawiać się do ludzi, aby ci przywiązywali większą uwagę do kryzysu klimatycznego – a np. szczególnie starsze pokolenia nie przejmują się tym, co nadejdzie niebawem.
Co więcej: z raportu „Future of Aging” wynika, że 59 proc. badanych powyżej 55 roku życia twierdzi, że lepiej by było, gdyby młodzi ludzie siedzieli w szkole, a nie demonstrowali na ulicach. Cóż…
Przemówił przeze mnie pewien idealizm i romantyzowanie sztuki. Tymczasem rzeczywistość jest gorzka. Skoro na wielu wrażenia nie robi widok dzieci na polskiej granicy – abstrahując już od politycznych powodów, przez które się tam znaleźli – skoro niektórzy są w stanie wykorzystywać ten fakt do cynicznych gierek, to dlaczego zwykła rzeźba miałaby zmienić ich sposób myślenia?
A trzeba podkreślić, że te dwa obrazki katastrofa klimatyczna prędzej czy później połączy
Wraz z ocieplaniem się klimatu wiele miejsc na Ziemi stanie się niemożliwych do życia. Bank Światowy uważa, że jeżeli w ciągu następnych trzech dekad ludzie nie podejmą działań w celu ograniczenia globalnych emisji i zniwelowania różnic w rozwoju, to zmiany klimatu zmuszą nawet 200 mln ludzi do przeprowadzki.
Chciałbym się mylić, ale raczej nie sądzę, by skutki katastrofy klimatycznej sprawiły, że środowiska słynące z niechęci do obcych zmieniły swoje stanowisko. Wręcz przeciwnie – obawiam się, że wraz z pogarszającą się sytuacją na świecie, radykaliści będą jeszcze bardziej radykalni, a głosy nawołujące do zacieśniania granic i ignorowania cudzego losu będą powszechniejsze.