REKLAMA

Narzekali na monotonię i nudę, więc pokazałem im, jak powinno się grać w Back 4 Blood - recenzja

Gdy rozmawiam ze znajomymi o grze Back 4 Blood - duchowym następcy kultowego Left 4 Dead - spotykam się z zarzutami dotyczącymi monotonii oraz powtarzalności. Idziesz, strzelasz do zombie, to się nie kończy. Zaprosiłem więc kolegów na wspólną sesję sieciową, po której całkowicie zmienili zdanie.

Narzekali na monotonię i nudę, więc pokazałem im, jak powinno się grać w Back 4 Blood - recenzja
REKLAMA

Bo to ciągle to samo. Tylko idziesz przed siebie i strzelasz do zombie - rzuca znajomy, gdy rozmawiamy o Back 4 Blood - najnowszej grze wideo stworzonej przez producentów kultowej serii Left 4 Dead, wobec której prawa pozostały przy wydawcy Valve. Deweloperzy z Turtle Rock Studios mieli dosyć czekania na zielone światło od wydawcy na kolejną odsłonę. Poszli więc do giganta Warner Bros. z propozycją stworzenia nowego Left 4 Dead, ale pod inną nazwą. W ten sposób powstało Back 4 Blood, w które od tygodnia zagrywamy się z kolegami.

REKLAMA

Nasz odbiór Back 4 Blood jest diametralnie różny. Dla części to świetna gra kooperacyjna, zmuszająca ocalałych do współpracy w obliczu zagrożenia. Dla innych to monotonna strzelanina, w której jesteś jak Rambo, wycinając w pień hordy tych samych zombie, plując z CKM-a do wszystkiego, co tylko się rusza. Obie te perspektywy oddają rzeczywistość i jedna nie wyklucza drugiej. Back 4 Blood może być zarówno wymagającą, taktyczną i skomplikowaną grą co-op, jak również przyziemną plujką ołowiu. Wszystko zależy od podejścia samego gracza, wyrażonego w wyborze poziomu trudności.

 class="wp-image-1904333"
Widząc co majaczy na horyzoncie, nie można wymarzyć lepszego ustawienia działka
 class="wp-image-1904285"
Back 4 Blood przechodzony na Rambo? Można, ale nie warto

Zabrałem ich na prawdziwie survivalową przygodę. Jeśli grać w Back 4 Blood, to tylko na wyższym poziomie trudności.

Moi znajomi byli w szoku, gdy odkryli, jak bardzo Back 4 Blood różni się rozgrywką po prostej zmianie poziomu trudności. Nagle okazywało się, że zabawa w Rambo nie działa. Przede wszystkim za sprawą sojuszniczego ognia, którego wcześniej nie było. Moi towarzysze musieli nauczyć się rozróżniać sojuszników od wrogów. Musieli przyswoić sobie nową zasadę eksploracji, w której poruszamy się po krawędziach, strzelając w kierunku środka. Gdy podczas obrony przed hordą zombie sformowaliśmy czworobok plecami do siebie - dokładnie tak jak na okładce gry - koledzy przeżywali później tę akcję godzinami. Bo było co przeżywać, sytuacja rodem z filmu.

Back 4 Blood na wyższym poziomie trudności to kompletnie inna gra. Taka, w której doświadczona drużyna posuwa się powoli na przód, analizując każdy element otoczenia. Stada ptaków, które na niższym poziomie trudności zwabiały banalne do pokonania zombie, teraz przywołują hordy mogące brutalnie zakończyć wspólną misję. Skradanie się, omijanie pułapek, obchodzenie alarmów - wszystko to niesamowicie zyskało na znaczeniu.

 class="wp-image-1904297"
Ale zapachniało The Last of Us
 class="wp-image-1904321"
Gdy któryś z graczy polegnie, można go odzyskać w konkretnych miejscach.

Drużynowe wskazywanie wrogów znacznikami. Sprawiedliwe dzielenie się znalezioną amunicją i medykamentami. Przemyślane, skonsultowane z całą grupą zakupy ze skrzyni. Zróżnicowanie broni oraz gadżetów. Zastawianie pułapek. To tylko wycinek ze wszystkich zmiennych, które zyskują znaczenie w Back 4 Blood, gdy zrezygnujemy ze standardowego poziomu trudności. Rozgrywka momentalnie staje się głębsza i bardziej zniuansowana. To niesamowite, jak daleko sięgają różnice. Jako miłośnik wymagającego co-opa postuluję: proszę wyłączyć zwykły poziom trudności!

Zabrali ze sobą karty na ustawkę z zombie. No i bardzo dobrze.

Chociaż Back 4 Blood do złudzenia przypomina Left 4 Dead, producenci dodali nową mechanikę kart, mającą różnicować rozgrywkę oraz wydłużać żywotność tytułu. O co chodzi z tymi kartami? Można podzielić je na dwie grupy: pozytywne oraz negatywne. Te pozytywne są kolekcjonowane przez graczy i układane w talie, które potem zabiera się ze sobą na misje. Te negatywne w losowy sposób serwuje nam gra. Obie grupy kart mają istotny wpływ na rozgrywkę, nagrody, szanse powodzenia oraz stopień trudności.

Z każdą kolejną misją (te co do zasady są coraz trudniejsze) możemy dobrać pozytywną kartę z naszej talii. To swojego rodzaju buffy i ulepszenia. Przykładowo, jedna karta zwiększa skuteczność przedmiotów leczniczych, inna zwiększa pojemność magazynków, a dzięki kolejnej odzyskujemy skrawek życia za każdym razem, gdy zabijamy zombie, walcząc bronią białą. Świadome budowanie własnej talii oraz umiejętne dobieranie kart do sytuacji to na wyższych poziomach fundamentalny warunek powodzenia. Dzięki kartom powstają bowiem swoiste buildy oraz archetypy - medyka, strzelca wyborowego, wojownika w zwarciu i tak dalej.

 class="wp-image-1904309"
+2 HP +2 HP +2 HP +2 HP

Mniej złożone, ale bardzo ciekawe są karty negatywne, którymi gra stara się nam uprzykrzyć życie. Negatywne efekty kart nakładają się na siebie, przez co w czwartej misji będziemy mieli do czynienia z czterema negatywnymi modyfikatorami. Może to być np. wszechobecna mgła ograniczająca widoczność. Albo wytrzymalsze zombie, człapiące w policyjnych pancerzach. Wiele negatywnych kart jest ściśle powiązanych z lokacjami. Przykładowo, musimy wykonać konkretną czynność w konkretnym czasie, inaczej pojawi się horda żywych trupów.

System kart świetnie działa w praktyce i naprawdę sprawia, że dwie realizacje tej samej misji mogą się od siebie diametralnie różnić. Za pierwszym razem skrupulatnie przetrząsamy wioskę w poszukiwaniu przedmiotu, za drugim walczymy o życie w ciasnej formacji, strzelając do zombie wyłaniających się zza gęstej mgły. Budowanie swojej talii, dostosowanej do własnego stylu rozgrywki i ulubionego bohatera, to główny motor napędowy Back 4 Blood w dłuższej perspektywie.

 class="wp-image-1904330"
Niby problematyczne, ale dzięki nim Back 4 Blood jest o wiele ciekawsze
 class="wp-image-1904294"
Jeden z negatywnych efektów kart to gęsta mgła ograniczająca widoczność

Problem Back 4 Blood leży gdzie indziej. Grze brakuje mechanizmów, które zachęcałyby graczy do powrotu.

Większość fanów Left 4 Dead zgodzi się ze mną, że prawdziwym filarem kultowej serii Valve był moduł PvP. To w trybie rywalizacji fani L4D spędzali najwięcej czasu, walcząc ze sobą jako zombie oraz ocaleni. Z kolei w nowym Back 4 Blood moduł PvP został potraktowany bardzo po macoszemu. Tryb Roju pozwalający graczom na drużynowe starcia ludzi i maszkar jest tylko namiastką tego, czym było PvP w L4D. Namiastką sprawiającą wrażenie powstałej na kolanie, za pięć dwunasta, byle odhaczyć kolejną pozycję w tabeli. Wielkie, wielkie rozczarowanie.

Skoro ekipa z Turtle Rock potraktowała PvP po macoszemu, można by przypuszczać, że większy nacisk został położony na długi ogon rozgrywek co-op. Niestety, nic z tych rzeczy. Poza szeroko opisanym systemem kart, nie znalazłem w Back 4 Blood żadnego mechanizmu zachęcającego mnie do ponownego przechodzenia tych samych misji. Na pewno nie był to zestaw skórek dla postaci i broni, ponieważ kolekcja wizualna jest mizerna, nudna i byle jaka. Turtle Rock mogłoby się uczyć kosmetologii od twórców takich gier jak Destiny, Fortnite czy Call of Duty Warzone.

 class="wp-image-1904300"
Model walki jest bardzo udany. Zwłaszcza na kontrolerze DualSense
 class="wp-image-1904324"
Lokacje bywają bardzo klimatyczne, a sama gra działa na PS5 jak marzenie

Starsi gracze mogą pomyśleć, że przecież Left 4 Dead również nie posiadał rozwiniętego modułu kosmetyki i progresji, a odniósł gigantyczny sukces. Tyle tylko, że L4D powstał w 2008 r., był innowacyjny i nie miał żadnej istotnej konkurencji. Z kolei współcześnie mamy absolutny zalew kooperacyjnych produkcji. W samym tylko 2021 r. ukazało się polskie The Outriders, zadziwiająco wciągające Aliens: Fireteam Elite czy Hood: Outlaws & Legends. Z tak liczną konkurencją, Back 4 Blood musi oferować coś ekstra. Jakiś system rajdów, uzależniające drzewo rozwoju czy sezonowe nagrody oraz aktywności. Niestety, niczego takiego tutaj nie znajdziemy.

Największe zalety:

  • Na wyższym poziomie trudności gra zyskuje głębię i pazur
  • Bardzo udany system negatywnych kart i wzmacniających talii
  • Długa kampania fabularna i system cross-play
  • Kreatywny recykling poziomów, na który nie można się złościć
  • Bardzo przyjemna mechanika walki, zwłaszcza na DualSense

Największe wady:

REKLAMA
  • Świetna jako dodatek do Game Passa, zbyt surowa na 250 zł
  • Rozczarowujący moduł PvP
  • Brak długiego ogona dla rozgrywek kooperacyjnych
  • Niewykorzystany potencjał bazy wypadowej

Wielka szkoda, bo od strony czystej rozgrywki, Back 4 Blood to niezwykle udana kontynuacja Left 4 Dead. Strzelanie na kontrolerze DualSense dla PlayStation 5 jest niezwykle przyjemne. Głębia rozgrywki na wyższych poziomach trudności zadowoli weteranów kooperacji. Gra serwuje wiele niezapomnianych momentów, jak próba przedarcia się do domu przez ulicę pełną zombie, w formacji czworoboku. Albo zabawa w podchody z wiedźmą: unikalnym, ślepym przeciwnikiem wrażliwym na dźwięk. Niestety, bardzo dobra mechanika rozgrywki nie została obudowana odpowiednio wieloma warstwami mechanizmów dodatkowych. Same karty to za mało.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA