REKLAMA

Co tam gry i nagie laski w basenie. Twitcha pokochałem za coś zupełnie innego

Twitch zawsze kojarzył mi się ze światem gier i gołych lasek w basenach robiących dziwne rzeczy za donejty. Ostatnio jednak odkrywam jego inną stronę, która okazała się być zaskakująco wartościowa.

Twitch to nie tylko gołe babki w basenie i Minecraft
REKLAMA

Żeby nie było, Twitcha znam od dawna i od czasu do czasu wskakiwałem tam obejrzeć jakiś stream internetowego twórcy, którego śledzę na innych platformach. Nigdy jednak nie wkręciłem się w tę platformę na dłużej, bo prawdę mówiąc, nie widziałem tam zbyt wiele ciekawych rzeczy dla siebie. W gry lubię grać, a nie oglądać, jak grają inni, a co do pań robiących dziwne rzeczy w basenach - cóż, są od tego lepsze serwisy, nieprzeznaczone dla napalonych dwunastolatków.

REKLAMA

Tak po prawdzie, to Twitch nadal daleki jest od zastąpienia mi YouTube’a, na którym spędzam większość wolnego czasu w internecie, ale ostatnio spojrzałem na platformę łaskawszym okiem.

Przez tydzień na Twitchu nauczyłem się więcej niż przez pół roku na YouTubie.

Platformy wideo są dla mnie miejscem nie tylko rozrywki, ale przede wszystkim nauki. W ostatnim czasie szczególnie dużo czasu spędzam, odświeżając wiedzę z zakresu produkcji muzycznej, w miarę jak wracam do dawno zarzuconej pasji i oczywiście YouTube jest tutaj niekwestionowanym królem treści – na każde zapytanie wyskakują setki filmów. Siłą rzeczy nie da się czegoś nie nauczyć, ale jednak jest to wiedza poszatkowana i pofragmentowana, którą wcale nie jest łatwo potem przełożyć na praktykę.

Osobiście najlepiej uczę się „przez osmozę”, czyli słuchając i obserwując, jak daną rzecz robi ktoś inny. Sęk w tym, że aby taka nauka przynosiła największe efekty, musi się odbywać na żywo i dobrze by też było, żeby „nauczyciel” nie zatrzymywał się przy każdym detalu dla najbardziej początkujących, tylko po prostu robił swoje, od czasu do czasu tłumacząc, co zrobił i dlaczego.

Właśnie w ten sposób przez ostatni tydzień nauczyłem się więcej o miksowaniu i tworzeniu muzyki ze streamów na Twitchu niż przez ostatnie pół roku samodzielnego wyszukiwania zagadnień na YouTubie, a wszystko dlatego, że streamować zaczął jeden z moich ulubionych internetowych artystów – Jonathan Young. Jonathan zasłynął fantastycznymi coverami, ale w ostatnim czasie wypuścił też cały oryginalny album i ustawicznie pracuje nad nowym materiałem. Stał się też ostrym krytykiem platformy, na której publikuje, wespół z wieloma innymi muzykami wytykając YouTube’owi dyktaturę algorytmu i niesprawiedliwe roszczenia dot. praw autorskich, do których YouTube dopuszcza na życzenie wielkich korporacji wydawniczych.

Twitch - stream Jonathana Younga class="wp-image-1813465"
Twitch - stream Jonathana Younga

Jonathan Young jest jednak nie tylko świetnym wokalistą, ale też znakomitym kompozytorem i producentem, i przez ostatni tydzień niemal codziennie streamował przez kilka godzin pracę nad nowymi materiałami. Możliwość zobaczenia z bliska, jak pracuje artysta tego kalibru, jest bezcenna. W każdej minucie można wyłapywać drobne tricki i smaczki, których nie da się nauczyć od kogoś, kto skupia się na uczeniu początkujących. Drobne uwagi, rzucane tu i tam, np. o natężeniu kompresji czy sposobie użycia danej wtyczki, otworzyły mi oczy na nowe zagadnienia i pozwoliły poprawić elementarne błędy, jakie sam popełniam. Obserwując proces twórczy, sam mogłem usprawnić swój workflow i chociażby zoptymalizować układ oprogramowania, by pracować szybciej i sprawniej. Po pierwszym takim streamie byłem tak oszołomiony zdobytą wiedzą, że aż trudno mi było uwierzyć – dostałem prawdziwy Masterclass w serwisie, który ostatnio zasłynął dzięki pani przebierającej się za konia.

Twitch przywraca ducha „kultury twórców”, który pomału znika z YouTube’a.

Obserwowanie artysty przy pracy na Twitchu ma jeszcze jedną zaletę – można obserwować, jak twórca się myli, jak wyciąga wnioski z popełnionych błędów i jak naprawia swoje mniejsze i większe porażki. To coś, czego już niemal nie da się zobaczyć na YouTubie, który z roku na rok – zwłaszcza w świecie muzyki – jest coraz bardziej sprofesjonalizowany, wymuskany i sterylny. Nic w tym dziwnego: większość widzów nie obchodzi, jak powstaje dany utwór czy film, tylko obchodzi ich efekt końcowy. A ten musi spełniać coraz bardziej wyśrubowane standardy. Na YouTube rzadko można zobaczyć kogoś, kto pokazuje swoje wpadki, a jeszcze rzadziej kogoś, kto opowiada, jak rozwiązać trudne dylematy, które mogą pojawić się w procesie twórczym.

Na Twitchu to z kolei chleb powszedni. Pomijam już fakt, jak hipnotyzujące jest obserwowanie precyzji i szybkości pracy prawdziwego profesjonalisty w danej dziedzinie – sama możliwość obserwowania pomyłek w procesie twórczym i „szlifowania diamentu”, zanim zostanie on pokazany szerszej publice, sprawia, że Twitch momentalnie przestał być w moich oczach platformą dla dzieciaków, a stał się szczerym złotem.

 class="wp-image-1813468"
Twitch.com

Co zabawne, poruszyłem ten temat z moim kolegą-malarzem, który spojrzał na mnie tylko dziwnie i z politowaniem. Okazuje się bowiem, że w świecie sztuki i rzemiosła Twitch od dawna jest platformą nr 1, na której artyści z całego świata strumieniują powstawanie swoich dzieł w czasie rzeczywistym, jednocześnie wchodząc w interakcje z fanami.

Ba, wystarczy wskoczyć na kilka takich streamów, by zobaczyć, że ci artyści mają o wiele bliższą więź ze swoją społecznością niż ma to miejsce na YouTubie, nawet jeśli na Twitchu obserwuje ich nieporównywalnie mniej ludzi. Nie wiem, czy wynika to z opisanej wyżej intymności obserwowania popełnianych przez artystę błędów, czy po prostu z interakcji w czasie rzeczywistym, ale widać jak na dłoni, że na Twitchu twórcy są bliżej swoich fanów. Tak po prostu.

Twitch ma przed sobą długą drogę, ale to jedyna siła, która może rzucić wyzwanie YouTube’owi.

Twitch wyrósł na gamingu i wątpliwych moralnie streamach, ale nie da się ukryć, że jest siłą, z którą świat internetowych treści musi się liczyć. Według oficjalnych danych w zeszłym roku na Twitchu każdego dnia logowało się 15 mln aktywnych użytkowników. I choć to numery dalekie do wyników wykręcanych przez YouTube’a, to nadal robią wrażenie.

TikTok może i podgryza YouTube’a, jeśli chodzi o „śmieszkowe”, krótkoformatowe treści, ale to Twitch ma w tej chwili największy potencjał na zagarnięcie dla siebie tortu treści długoformatowych, nadawanych na żywo. Widać to wyraźnie po tym, jakim zainteresowaniem platforma cieszy się ostatnio wśród muzyków, którzy w okresie pandemii przenieśli swoje koncerty na Twitcha, zaś ci, którzy byli tam już wcześniej, dzięki Twitchowi mogli przetrwać covidową zawieruchę. Do głowy przychodzi mi np. zespół Halocene czy wokalista Trivium, Matt Heafy, którzy regularnie dają na Twitchu koncerty i angażują swoich fanów na streamach gamingowych. Twitch może tu sporo ugrać, zwłaszcza teraz, gdy algorytmy YouTube’a są tak niełaskawe dla artystów, iż kolejne duże nazwiska (ostatnio np. Anthony Vincent z 10 second songs) otwarcie opowiadają się przeciwko platformie.

Matt Heafy na Twitchu class="wp-image-1813471"
Matt Heafy na Twitchu

Oczywiście przed Twitchem jeszcze daleka droga, jeśli naprawdę ma to nastąpić. Dziś platforma wciąż kojarzona jest jednoznacznie z grami a jej użytkownicy z bandą inceli. Sama jej struktura jest taka, że aby tam cokolwiek znaleźć, trzeba wiedzieć, czego (a raczej kogo) się szuka. Próba odszukania czegokolwiek, jak na YouTubie, nie przynosi żadnych rezultatów, wszak większość treści jest tam nadawana na żywo i nie jest potem dostępna do obejrzenia ponownie. Chcąc więc wyciągnąć z Twitcha jak najwięcej, trzeba obserwować konkretnych twórców i oglądać ich na żywo.

Daleki jestem od twierdzenia, że dzięki Twitchowi porzucę YouTube’a, bo to raczej nigdy się nie stanie – obydwie platformy mają unikatową wartość do zaoferowania i z pewnością będę korzystał z obydwu. Nie mogę się jednak nadziwić, że Twitch w tak krótkim czasie zmienił się w moich oczach z medium będącego absolutną stratą czasu, w medium, przy którym chcę spędzać więcej czasu.

REKLAMA

Jeśli tobie również Twitch kojarzy się wyłącznie z gierkami i roznegliżowanymi paniami w basenach, warto spojrzeć na platformę jeszcze raz, świeżym spojrzeniem. A nuż może się okazać, że działa tam prężna nisza, z której wyciągniesz więcej wartości dodanej niż z jakiegokolwiek innego miejsca w sieci.

*Grafika główna:  Ink Drop / Shutterstock.com

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA