To nie są hulajnogi dla ludzi o słabych nerwach. Motus PRO10 Sport - porównanie dwóch generacji
Prędkość 66 km/h, zasięg 65 km, dwa silniki po 1000 W i solidne zawieszenie. Hulajnogi Motus PRO10 Sport wręcz krzyczą, że są gwarantem adrenaliny. Porównajmy obie generacje tego nietuzinkowego sprzętu.
— Pomoże mi pan? Wiozę dwie paczki, a sam nie uniosę. Jakiś żartowniś wpisał wagę 1 kg — usłyszałem w słuchawce od zdyszanego kuriera. 10 minut później miałem w garażu dwa gigantyczne kartony ważące niewiele mniej ode mnie.
Siedziałem jak na szpilkach, czekając na ten sprzęt. Jego specyfikacja wzbudza nie tylko zdziwienie, ale też respekt. Mówimy bowiem o sprzęcie, który rozwija prędkość do 66 km/h i potrafi przejechać na jednym ładowaniu 65 km. Tymi urządzeniami są hulajnogi Motus PRO10 Sport. A dlaczego sprawdzam aż dwie? Ponieważ dostałem zadanie, by porównać wersję 2020 z najnowszym modelem 2021, który właśnie trafia do sprzedaży.
Już na pierwszy rzut oka widać, że Motus nie przygotował zwykłych hulajnóg.
Duże koła w rozmiarze 10 cali (i szerokości 3 cali) z dętką w oponie. Dwa imponujące hamulce tarczowe. Stacyjka z kluczykiem, prawie jak w motocyklu. Industrialny, agresywny projekt, w którym producent nawet nie starał się załagodzić wyglądu surowych elementów z kutego aluminium. Czerwone detale na czarnej konstrukcji. To wszystko wręcz krzyczy, że nie mamy do czynienia ze zwykłymi hulajnogami.
Co jakiś czas używam miejskich hulajnóg elektrycznych wypożyczanych na minuty, a czasami jeżdżę też na hulajnogach elektrycznych moich znajomych. Niezależnie od firmy, możliwości takich urządzeń są zawsze bardzo zbliżone. Maksymalna prędkość nie przekracza 25 km/h, a zasięg wynosi ok. 25 km.
Żadna z elektrycznych hulajnóg nie przygotowała mnie na przyspieszenie, jakie zapewnia Motus PRO10 Sport 2021.
Przyspieszenia nie da się określić inaczej, niż słowem „ekstremalne”. Z jakichś względów przy pierwszym starcie miałem włączony tryb pracy przy dwóch silnikach elektrycznych (każdy ma moc 1000 W) i dodatkowy tryb Turbo, a w takiej konfiguracji nie ma żartów. Hulajnoga wręcz wyrywa się spod stóp.
Motus PRO10 Sport 2021 osiągają prędkość 24 km/h w czasie 2,8 s. Po 9 sekundach pędzimy już z prędkością 50 km/h, ale to nie koniec, bo producent deklaruje maksymalną prędkość na poziomie 66 km/h. Początkowo przyspieszenie przeraża, ale tę moc da się w końcu opanować. Po kilku jazdach poznałem hulajnogę na tyle, by z poczuciem kontroli rozpędzić się do 40 km/h (bez obaw, jechałem na zamkniętym terenie). W moim odczuciu to już skraj prędkości, przy których można zachować bezpieczeństwo. Na YouTubie widziałem jednak śmiałków, którzy na Motusie rozpędzają się do prędkości powyżej 60 km/h.
Do lepszego opanowania sprzętu przydadzą się mniej ekstremalne tryby jazdy, bowiem hulajnogi Motus PRO10 Sport da się ucywilizować. Możemy przełączyć się na tryb jazdy na jednym silniku, a jeśli nadal jest za szybko, można wymusić tryb Eco. W takiej konfiguracji Motus PRO10 Sport 2021 zachowuje się bardzo podobnie do typowych hulajnóg elektrycznych. Dodatkowo komputer pokładowy Motusa pozwala dobrać jeden z trzech biegów. Im niższy, tym niższą maksymalną prędkość może rozwinąć hulajnoga. Na jedynce, w zależności od trybu (Eco lub Turbo), nie pojedziemy szybciej niż 22-26 km/h.
Warto zacząć od niższych trybów jazdy, ale gwarantuję, że z każdą kolejną przejażdżką manetka przyspieszenia będzie was kusić coraz mocniej. Pod tym względem Motus PRO10 Sport 2021 przypomina mi sportowe auto, w którym wiemy, że nie możemy przesadzić, ale na długiej prostej czasami trudno się powstrzymać przed wciśnięciem gazu. Dla fanów prędkości, przyspieszenia i adrenaliny Motus jest prawdopodobnie najlepszym wyborem na rynku.
Będąc przy prędkości, trzeba też wspomnieć o hamulcach. Dwa układy tarczowe w praktyce dają radę okiełznać moc Motusa. Hamulce dają poczucie bezpieczeństwa i kontroli, nawet przy prędkościach dochodzących do 40 km/h. Czy dają też radę przy ponad 60 km/h? Na taki test nie wystarczyło mi odwagi.
Jeżeli rozważacie zakup hulajnogi Motus PRO10 Sport, sprawdźcie różnice pomiędzy modelami 2020 i 2021.
Tegoroczny model zawiera mnóstwo usprawnień, a przy tym jest tańszy od poprzednika. Motus PRO10 Sport w wersji 2020 kosztował 7999 zł, a model 2021 w przedsprzedaży kosztuje 5999 zł. Różnica jest więc znacząca, ale trzeba dodać, że wynika głównie z pojemności akumulatora oraz z jego marki, bowiem w modelu 2020 mamy ogniwa firmy LG. Ogniwo w modelu 2020 jest większe, o czym za chwilę.
A co z różnicami? Na pierwszy rzut oka obie hulajnogi wyglądają bardzo podobnie. Im baczniej zaczniemy się przyglądać, tym więcej różnic znajdziemy, bo mamy nieco inne błotniki, inną podpórkę z tyłu, czy więcej ażurowych elementów w nowszym modelu, ale to tak naprawdę detale.
Pierwszą z ważnych różnic dostrzeżemy po złożeniu kolumny kierownicy. Mechanizm składania w obu hulajnogach wygląda tak samo. Kolumna kierownicy jest blokowana w miejscu poprzez pierścień, który trzeba nasunąć na łączenie, a następnie docisnąć dwoma zaciskami. Motus PRO10 Sport 2021 ma jednak dwa usprawnienia. Pierwszym jest zaczep w formie haczyka, dzięki któremu kolumnę kierownicy możemy po złożeniu połączyć z podestem, co zapewnia nam „rączkę” do przenoszenia całej konstrukcji. Aż dziwne, że poprzednik nie miał takiego elementu.
Dodatkowo w nowym modelu kierownicę możemy złożyć na pół, więc hulajnoga zajmie w transporcie o wiele mniej miejsca.
Różnicą są też amortyzatory. Każdy Motus PRO10 Sport ma amortyzację obu kół, ale w modelu 2021 skok amortyzatora jest mniejszy. Jednocześnie zawieszenie jest bardziej miękkie niż w ubiegłorocznej hulajnodze. Producent twierdzi, że poprzednik był zoptymalizowany do jazdy w terenie, a nowszy model lepiej sprawdzi się w mieście. Mogę to potwierdzić po moich doświadczeniach. A uwierzcie, że nie oszczędzałem tych sprzętów i jeździłem po najróżniejszych nawierzchniach.
W takich warunkach hulajnoga nie będzie gładko płynąć ponad nierównościami, ale nie ma też nieprzyjemnego trzęsienia, lub — co gorsza — podskakiwania. Nierówne płyty, niewielki dziury, korzenie czy trawa nie są przeszkodą dla hulajnóg Motus PRO10 Sport. Tym bardziej że sprzęt spełnia normę wodoodporności IP44.
Na powyższym porównaniu widać różnice w budowie amortyzatorów. W modelu 2020 można regulować twardość zawieszenia pokrętłem widocznym w górnej części. Można dzięki temu lepiej dostosować amortyzację do swoich potrzeb. W nowszym modelu mamy jedną predefiniowaną sztywność. Mnie ona bardzo odpowiada, ale jeśli lubisz pogrzebać przy sprzęcie, model 2020 może okazać się dla ciebie lepszy.
Muszę też dodać, że w nowszym modelu dużo bardziej odpowiada mi fabryczny poziom sztywności kierownicy przy skręcaniu. W modelu 2020 kierownica stawia nieco za duży opór. Można się do tego przyzwyczaić, a ponadto można wyregulować mechanizm (choć, jak się dowiedziałem, producent tego nie zaleca). Mimo to jazda na modelu 2021 jest wygodniejsza od momentu wyjęcia hulajnogi z pudełka, bez konieczności kręcenia kluczami.
Różnicą jest też oświetlenie. W modelu 2020 mamy światła przednie i tylne, a w tegorocznym wariancie dochodzą do tego też boczne niebieskie paski LED. Hulajnoga jest więc widoczna z każdej strony. W obu wersjach podczas hamowania tylne światło miga.
Subtelną lecz ważną różnicą jest też większe nachylenie kolumny kierownicy w modelu 2021. Dzięki temu pozycja za kierownicą jest wygodniejsza i mam wrażenie, że również bezpieczniejsza przy wysokich prędkościach.
Nie do końca przypadła mi do gustu zmiana w umiejscowieniu nóżki. W modelu 2020 mieści się ona nisko, tuż przed tylnym kołem. To idealne miejsce. Z jakichś względów w modelu 2021 nóżkę przeniesiono pod główny podest, ale nie wydłużono jej, a podest znajduje się dość wysoko. To sprawia, że hulajnoga jest po odstawieniu nieco bardziej nachylona. Urządzenie nie ma tendencji do upadania, ale mogłoby być bardziej wyprostowane.
Nowsza hulajnoga Motus jest też zauważalnie lżejsza.
Jeżeli porównamy hulajnogi o takich samych akumulatorach, Motus PRO10 Sport w wersji na 2020 r. waży nieco więcej, bo 32 kg. Nowszy wariant 2021 ma masę 29 kg, co wynika z unowocześnionej konstrukcji zawierającej więcej ażurowych elementów, a także lżejsze błotniki oraz wahacze.
Do porównania otrzymałem hulajnogi, które mocno odbiegają od siebie pojemnością akumulatora, a co za tym idzie, dystansem możliwym do przejechania. Producent deklaruje, że Motus PRO10 Sport w wersji 2021 ma zasięg na poziomie 65 km. Moja praktyka pokazała, że takiej wartości raczej nie uda się osiągnąć przy typowej jeździe w mieście, chyba że zdecydowalibyśmy się na wolną, ekonomiczną (a więc nudną) jazdę. Na testowanych hulajnogach jest to raczej niemożliwe, bo sprzęt mocno zachęca, by co jakiś czas dynamiczniej przyspieszyć, a to zużywa więcej energii. W praktyce, kiedy nie oszczędzacie akumulatora, i tak wystarczał on na ok. 50 km. To bardzo dobry wynik.
Z kolei ubiegłoroczny Motus 2020 ma nieco większy akumulator, dzięki czemu dysponuje teoretycznym zasięgiem na poziomie aż 85 km. Kupując hulajnogę trzeba jednak dokładnie porównać akumulatory, bo niebawem w ofercie znajdą się modele 2020 i 2021 z takimi samymi ogniwami.
A co z ładowaniem? Trwa ono całą noc, bo naładowanie akumulatora od zera do pełni zajmie w obu modelach 8 - 10 godzin. Jest jednak możliwość dwukrotnego skrócenia tego czasu. Obie hulajnogi mają po dwa gniazda ładowania, dzięki czemu można je ładować dwoma zasilaczami równolegle. Musimy jednak dokupić drugi, opcjonalny zasilacz, bo w zestawie znajduje się jeden.
A co można byłoby poprawić w Motusie?
W przypadku obu hulajnóg nie obraziłbym się za ścięcie jeszcze kilku kilogramów. Masa hulajnóg nie ma wpływu na jazdę, ale przypomnicie sobie o niej za każdym razem, gdy np. będziecie musieli znieść hulajnogę po skodach czy wnieść ją do autobusu lub tramwaju z wysokim progiem.
Nie do końca przypadły mi do gustu komputery pokładowe. Są funkcjonalne i czytelne, ale niezbyt piękne i do tego trochę za bardzo plastikowe. Dość mocno odstają jakościowo od całej, solidnej konstrukcji. Chciałbym też zobaczyć lepsze oświetlenie przednie. W obu hulajnogach jest ono zaprojektowane raczej do tego, by inni widzieli nas, a nie by oświetlać nam drogę po zmroku.
Największą wadą jest jednak wyjątkowo skromna instrukcja obsługi. Nie ma w niej nawet informacji jak włączyć światła, nie wspominając nawet o opisie regulacji zawieszenia czy kolumny kierownicy przy użyciu kluczy imbusowych. Dodam jednak, że infolinia producenta działa bardzo dobrze. W czasie testów miałem dwa pytania techniczne odnośnie regulacji, a odpowiedź uzyskałem na infolinii od ręki.
Podsumowując, Motus PRO10 Sport (zwłaszcza w wersji 2021) to sprzęt, z którym trudno będzie mi się rozstać.
W pracy testera są takie sprzęty, z którymi jest się wyjątkowo trudno rozstać, a Motus PRO10 Sport 2021 jest jednym z nich. Model 2020 jest dobry, ale zatęsknię głównie za nowszym, tegorocznym wariantem hulajnogi. Ma on wiele większych i mniejszych usprawnień, dzięki którym jazda i korzystanie z hulajnogi są przyjemniejsze i nieco prostsze. Model 2020 to z kolei propozycja dla osób, które lubią pogrzebać przy sprzęcie i dostosować zawieszenie do swoich potrzeb.
Niezależnie od wybranego modelu obie hulajnogi dadzą ogromną przyjemność z jazdy, a po mocniejszym dociśnięciu manetki gazu zagwarantują też duży zastrzyk adrenaliny. Za każdym razem wracałem z przejażdżek naładowany energią i endorfinami.