Oddałem pieniądze robotowi. Niech coś dla mnie zarobi
Nie mam czasu ani wiedzy na temat inwestycji w fundusze. Dam szansę wykazać się robo-doradcy.
U mnie w domu zawsze się mówiło, że najlepiej jest inwestować w nieruchomości, bo na tym nie da się stracić. Pierwszej takiej inwestycji, wspomaganej kredytem we frankach, nie wspominam szczególnie dobrze. Przy kolejnych próbach wspierałem się już złotówkami – wyszło lepiej. Nie kupiłem Bitcoina, gdy kosztował tyle co pizza, nie dorobiłem się na akcjach Tesli. Mam za to kolegę, który poświęca większą część każdego dnia na kupowanie i sprzedawanie papierów wartościowych na jakichś online'owych platformach.
Zrobił z tego sposób na życie, ale kosztuje go to sporo zdrowia – stresuje się zmianami kursów akcji, miał kilka cudownych strzałów, ale zaliczył też kilka spektakularnych wtop. To nie na moje nerwy. Swego czasu byłem bliski skorzystania z usług doradców finansowych, ale zraziłem się po tym, jak pogadałem z jednym kolegą, który zajmował się taką działalnością i w chwili szczerości przyznał, że proponuje klientom to, z czego ma najwyższą prowizję, albo co zapewnia mu premię. Nie twierdzę, że tak jest wszędzie, ale ja się już zraziłem. Szczególnie, że nie mam do dyspozycji jakichś dużych środków, które mogą pracować na mnie i renomowanego doradcę, który chciałby zarobić coś dla mnie, a nie na mnie.
A dlaczego ja o tym? Bo ostatnio Karol pisał o inwestowaniu niewielkich kwot przy wsparciu doradcy-robota
Spidersweb.pl, jak na serwis technologiczny przystało, testuje wiele różnych rozwiązań, więc wypada sprawdzić jak działa taki robot. Najpierw zrobiłem sobie niewielki research i wygląda na to, że świat korzysta z takich rozwiązań już od dawna, a Polska próbuje go dogonić. Według CNBC robo-doradcy w ubiegłym roku obracali 460 miliardami dolarów, a do 2024 r. ta kwota wzrośnie do 1,2 biliona dolarów. W Polsce takie rozwiązanie proponuje ING Bank Śląski. To narzędzie nazywa się Investo i pozwala na wystartowanie z kwotą zaledwie tysiąca złotych.
Ale skąd wiedzieć w co i jak inwestować?
Właśnie to jest istotne – nie trzeba. Od tego jest robo-doradca. Jego zaletą w porównaniu z żywym człowiekiem jest m.in spokojna głowa. Można być spokojnym o to, że nie da się ponieść emocjom, nie wpadnie w euforię i nie spanikuje.
Ale żeby nie było, że robi coś wbrew mnie, musiał mnie najpierw poznać
Dziwnie to brzmi w odniesieniu do algorytmu, ale tak to faktycznie działa. Robot poznaje klienta na podstawie ankiety w Moim ING, od której trzeba zacząć. Ale nie chodzi tu o skomplikowane pytania sprawdzające wiedzę ekonomiczną. To ankieta, która pozwala na określenie, jakim jestem typem inwestora.
Najpierw robot pyta o doświadczenie inwestycyjne, a potem o poziom ryzyka, jaki jestem gotowy zaakceptować. Do wyboru są cztery warianty – od niskiego, zakładającego zyski i stratę na poziomie do 3 proc., aż po wysoki, dla tych, którzy liczą na zysk na poziomie powyżej 25 proc., ale pogodziliby się również z tak samo wysoką stratą kapitału. Ja postawiłem na średnie ryzyko – wyobrażam sobie, że mogę stracić do 1/4 inwestycji z nadzieją, że jednak zamiast stracić, tyle zarobię.
Robo-doradca pyta też ile ma trwać inwestycja
Jedni są gotowi zainwestować na krótko – rok, albo i mniej, na drugim końcu skali są tacy, którzy są gotowi poczekać na efekty 5 lat lub dłużej. Jak łatwo się domyślić, dla pierwszych lepsze będzie ostrożne inwestowanie, drudzy mogą zaryzykować, bo nawet jak coś w krótkim czasie stracą, to w dłuższym będzie szansa to odrobić z nawiązką. Ja wybrałem 4 lata.
Później jest jeszcze kilka ogólnych pytań związanych z wykształceniem, bieżącymi obciążeniami finansowymi i poziomem oszczędności – tak, żeby robot wiedział z kim ma do czynienia.
Według ankiety Investo jestem inwestorem umiarkowanym
Oznacza to, że „mam umiarkowaną skłonność do ryzyka, ale oczekuję znacznego wzrostu wartości inwestycji w długim czasie”. Brzmi logicznie – sam określiłbym się podobnie. Tzn. najchętniej to bym nie ryzykował nic i oczekiwał ogromnego wzrostu, ale tak dobrze to nie ma nigdzie.
W co dokładnie będę umiarkowanie inwestował?
To jest szczegółowo sprecyzowane w Rekomendacji Inwestycyjnej, wydanej przez algorytm na podstawie ankiety w imieniu NN Investment Partners TFI S.A. – który dla Investo dostarcza usługi doradztwa inwestycyjnego. Mój portfel wygląda więc tak:
Połowa środków (40+10 proc.) zostanie przeznaczona na fundusze o niskim poziome ryzyka, które koncentrują się na obligacjach i dają niższy potencjał zysku, ale zapewnią inwestycji stabilność. Reszta, w tych samych proporcjach, trafi do bardziej ryzykownych funduszy, które mogą też przynieść wyższy zysk, bo inwestują m.in. w akcje czy surowce naturalne. Każdy fundusz jest szczegółowo opisany w karcie produktu, nie ma tam żadnych tajemnic. Co wymaga podkreślenia, żaden z tych funduszy nie może zagwarantować osiągnięcia określonych wyników – inwestowanie w instrumenty finansowe zawsze jest obarczone ryzykiem. Robo-doradztwo zakłada inwestowanie w długim terminie, a wyniki osiągane w przeszłości wcale nie dają gwarancji podobnych rezultatów w przyszłości.
Dlatego ważna jest ta początkowa ankieta
Pozwala algorytmowi zrozumieć potrzeby i możliwości klienta, by dopasować do nich udział poszczególnych funduszy w portfelu. I oczywiście cały czas mam nad nimi kontrolę – mogę wypłacić środki, albo jeszcze raz odpowiedzieć na ankietę i w ten sposób zmodyfikować swój profil, by robo-doradca zrewidował zawartość posiadanego portfela, zmienił proporcje udziału poszczególnych funduszy i pracował na inne niż początkowo założone cele. Jeśli niczego nie będę zmieniał, to algorytm sam zadba o optymalne rozłożenie środków między fundusze. Co jakiś czas dokona tzw. rebalancingu środków – tak, by zachować procentowy udział każdego funduszu w portfelu odpowiadający ustalonemu dla mnie na początku poziomowi ryzyka portfela.
Oczywiście cały czas można poprzez Investo sprawdzać notowania każdego funduszu, przeglądać ich wyniki historyczne, wpłacać środki lub je wypłacać, umarzając jednostki funduszy.
Ja póki co zainwestowałem 1000 zł, żeby zobaczyć jak to działa i będę obserwował jak sobie ten mój tysiąc pracuje. Wystarczyło kilka kliknięć – pieniądze z konta oszczędnościowego przeskoczyły do Investo. Będę je podglądał z poziomu aplikacji bankowej w telefonie, z której i tak korzystam od lat. Wszystko jest banalnie proste. Nastawiłem się na inwestycję na kilka lat, pewnie za jakiś czas uruchomię sobie niewielkie, stałe zlecenia zasilające portfel i będę sprawdzał, jak z moimi pieniędzmi radzi sobie robot. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
artykuł powstał we współpracy z ING Bankiem Śląskim