Jaś Kapela i Sidney Polak pogrążyli rząd. Kontrowersyjnej opłaty może nie być
Jeszcze pod koniec ubiegłego roku mało który Polak wiedział, czym jest opłata reprograficzna. W końcówce maja 2021 przeszło połowa ankietowanych była jej przeciwna. „Antyopłatowa” kampania, której twarzą jest Krzysztof Stanowski i jego programy na „Kanale Sportowym”, najwyraźniej zadziałała, bo rząd powoli zmienia swoje stanowisko.
Ministerstwo Rozwoju popiera obawy branży elektronicznej, która uważa, że opłata reprograficzna doprowadzi do wzrostu cen. Przez to, jak pisze „Rzeczpospolita”, również Ministerstwo Kultury zaczyna się wahać, czy dołączenie sprzętów elektronicznych do opłaty do dobry pomysł.
W raporcie resortu rozwoju napisano:
Wcześniej przedstawiciele rządu zgodnie mówili, że żadnych podwyżek nie będzie. Ja też z dystansem i pewnym niezrozumieniem podchodziłem do wręcz panicznych ataków pod adresem opłaty reprograficznej.
I wcale nie chodzi o to, że ślepo wierzę w zapewnienia rządu
Po prostu nie tak dawno straszono nas podwyżkami abonamentów serwisów VOD, a nawet ucieczką z Polski największych graczy, takich Netflix. I co? I nic, wszyscy zgodnie płacą daninę, jaką jest tzw. „podatek VOD”. Właśnie dlatego uważam, że podobnie byłoby tym razem. Branża by pokrzyczała, ale podwyżka cen jednak aż tak bardzo im się nie opłaca.
A o co to całe zamieszanie? Opłata reprograficzna jest „próbą zrekompensowania twórcom ewentualnych korzyści, których nie uzyskali, ponieważ nabywca wspomnianych urządzeń technologicznych mógł legalnie we własnym zakresie dokonać kopii utworów”.
Co ważne, opłata nie jest niczym nowym. Polacy płacą już ją od dawna, kupując wcześniej czystą płytę CD, ksero czy magnetofon. Jako że dziś treści konsumuje się głównie w sieci, postanowiono rozszerzyć opłatę na współczesne urządzenia, takie jak laptopy, komputery czy tablety. Ale nie smartfony – bo choć najpierw mówiło się o „podatku od smartfonu”, to z telefonów ostatecznie zrezygnowano.
Z badania Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych i Polskiego Instytutu Badań i Innowacji, opublikowanego w grudniu 2020 roku, wynikało, że aż 95 proc. Polaków nie wiedziało, co to jest opłata reprograficzna. Prawie 70 proc. nie spotkało się nawet z hasłem „podatek od smartfonu”. Tymczasem raport SW Research z maja tego roku pokazał, że 53 proc. ankietowanych nie zgadza się z nowymi opłatami. Co się przez ten czas stało?
Kanał Sportowy, Stanowski, Jaś Kapela, Sidney Polak i Ilona Łepkowska
To właśnie Krzysztof Stanowski w swoim cyklu wideofelietonów najgłośniej bił na alarm. Ustawę reprograficzną na początku maja w RMF FM próbowała bronić scenarzystka Ilona Łebkowska. I sromotnie poległa, sądząc po opiniach w sieci.
W końcu do jaskini lwa, czyli do programu „Hejt Park” prowadzonego przez Stanowskiego, udał się najpierw poeta-aktywista Jaś Jan Kapela, a następnie muzyk Sidney Polak. Szczególnie występ tego pierwszego wywołał spore poruszenie w sieci. Jedno jest pewne: Kapela raczej do opłaty Polaków nie przekonał.
Wideo z Kapelą obejrzało do teraz łącznie 2,3 mln widzów. Z Sidneyem Polakiem – nieco mniej, ale 810 tys. to nadal potężna liczba wyświetleń. Dodajmy do tego wideofelietony Stanowskiego – z czego sam materiał o projekcie ustawy znoszącej opłatę obejrzało ponad 270 tys. widzów – a uzbiera się pokaźna suma.
Oczywiście daleki jestem od stwierdzenia, że jeden Stanowski z zasięgami „Kanału Sportowego” storpedował uaktualnienie opłaty reprograficznej, ale nie da się ukryć, że w krótkim czasie ustawa, o której nikt w Polsce niemal nie słyszał, stała się tematem numer jeden. Można więc wysnuć wniosek, że w rządzie zauważyli, że opłata grzeje ludzi i przepchnięcie jej będzie powodem do zwiększenia niezadowolenia.
Jakoś trudno uwierzyć w to, że nagle Ministerstwo Kultury usłyszało głosy branży, że sprzęty mogą zdrożeć. Tym bardziej że przedstawiciele resortu zaprzeczali podwyżkom i powoływali się na przykłady innych państw, gdzie opłata obowiązuje, a ceny sprzętu znacząco nie wzrosły. Przedstawiano raporty i badania, by w końcu stwierdzić: hm, może i macie rację?
Rząd jak Superliga
Całe działanie rządu wobec opłaty reprograficznej przypomina powstanie piłkarskiej Superligi. Tam też grupa skrzyknęła się i postanowiła zawalczyć o pieniądze dla siebie. Zrobiono to jednak w zaskakująco amatorski sposób, bez propagowania idei. Po prostu prezesi wyszli i powiedzieli, że tworzą własne rozgrywki, odmieniając w ten sposób europejską piłkę. Nic dziwnego, że nikomu się to nie spodobało.
Niby na rządowych stronach czytamy, że opłata reprograficzna ma być wsparciem dla bardziej potrzebujących artystów i że to nie żaden podatek, ale suche fakty nie miały prawa się przebić. Szczególnie wtedy, gdy na środek wyszli Łepkowska, Kapela i Sidney Polak, próbując bronić przegranej sprawy. Co innego, gdyby akcja była bardziej skonsolidowana i przemyślana. A tak: pojedynek artyści kontra „Kanał Sportowy” zakończył się walkowerem tych pierwszych.