REKLAMA

Nie za te pieniądze. Motorola Moto G100 - recenzja

Jako wielki fan marki z bólem piszę te słowa. Motorola Moto G100 to jakieś nieporozumienie.

Nie za te pieniądze. Motorola Moto G100 - recenzja
REKLAMA

Moto G100, podobnie jak Moto G10/G20/G30/G50, to dziesiąte już wcielenie legendarnej Motoroli Moto G, która dość namacalnie zrewolucjonizowała rynek smartfonów z Androidem.

REKLAMA

Niestety najnowsza odsłona nie powtórzy tego sukcesu. Ba, będę zdziwiony, jeśli w ogóle przedrze się do świadomości klientów. Ale zanim przejdziemy do karcenia, pomówmy o tym, co Moto G100 robi dobrze.

Motorola Moto G100 ma kilka niepodważalnych zalet.

Po pierwsze: jej specyfikacja to doskonały kompromis między ceną a wydajnością. Moto G100 była pierwszym smartfonem na rynku wyposażonym w układ Qualcomm Snapdragon 870, czyli de facto przerobiony układ Snapdragon 865 z zeszłego roku.

 class="wp-image-1722222"

Do kompletu mamy 8 GB RAM, 128 GB miejsca na dane i akumulator 5000 mAh. To znakomita specyfikacja, przekładająca się na idealnie płynne działanie w każdych warunkach i dwa dni pracy na jednym ładowaniu. Mamy tu również łączność 5G. To Motorola zawsze robiła dobrze i Moto G100 tego nie zmienia: jeśli chodzi o podstawy, smartfony Motoroli wywiązują się znakomicie.

Tak samo jeśli chodzi o oprogramowanie; chyba tylko OnePlus ma przyjemniejszą w obsłudze nakładkę na Androida, za to nikt nie ma tak użytecznych gestów, jak smartfony Moto. Gest obracania telefonu, by uruchomić aparat, niezmiennie pozostaje moim ulubionym sposobem na szybkie robienie zdjęć. Z kolei gest podwójnego machnięcia, by uruchomić latarkę, wchodzi w krew tak bardzo, że przez kilka dni po oddaniu Moto G100 próbowałem machać moim iPhone’em. Bez skutku.

Fantastyczny jest też tryb always-on-display w Motoroli, który pozwala nie tylko podejrzeć powiadomienia, ale także na nie zareagować czy nawet odpisać, bez konieczności odblokowywania telefonu. A to skuteczna bariera przed „doom-scrollingiem” i niepotrzebnym wsiąkaniem w social media przy byle okazji.

 class="wp-image-1722189"

Strasznie podoba mi się też pomysł zastosowania lampy „ring flash” dookoła obiektywu makro. Zwykle jestem zagorzałym przeciwnikiem tego typu aparatów w smartfonach, ale tutaj w połączeniu ze światłem lampy dookoła obiektywu ma on naprawdę dużo sensu.

Lubię też fakt, iż nie ma tu czytnika linii papilarnych pod ekranem, lecz na przycisku uruchamiania i działa on lepiej od dowolnego czytnika linii papilarnych pod wyświetlaczem.

Same powyższe zalety mogłyby być wystarczające, abym zachęcił do zakupu Motoroli Moto G100, ale nie mogę tego zrobić.

Po pierwsze dlatego, że Moto G100 kosztuje 2500 zł. Po drugie dlatego, że nie ma w niej absolutnie nic, co usprawiedliwiałoby tak wysoką cenę.

Moto G100 kosztuje o prawie 1000 zł za dużo.

Dlaczego o prawie 1000? Bo prawie 1000 zł taniej kupimy Poco F3 o lepszej specyfikacji. Bo nie licząc procesora, za 1500 zł można kupić podobnie (a w niektórych aspektach nawet lepiej) wyposażony smartfon konkurencji. A tak na dobrą sprawę to nie znalazłem ani jednego powodu, dla którego warto byłoby dopłacić 1000 zł do Moto G100 względem Moto G 5G Plus.

 class="wp-image-1722192"

Od czego by tu zacząć? Może od ekranu. Za 2500 zł mamy prawo oczekiwać pięknego wyświetlacza AMOLED, jak np. w OnePlusie 8T, a tymczasem dostajemy panel IPS LCD o przekątnej 6,7”, rozdzielczości 2520 x 1080 px i odświeżaniu 90 Hz. To bardzo dobry ekran, nie mam powodów do narzekań. Ale wyświetlacze tej klasy znajdziemy obecnie w smartfonach za 1000 zł, nie za 2500 zł. Ach, dodajmy też, że Moto G100 nie ma głośników stereo. Boli mnie to tym bardziej, że zastosowany głośnik mono ledwo mieści się w kategorii „przeciętny”.

Nie znajdziemy tu też ładowania bezprzewodowego, a szybkie ładowanie TurboPower ma raptem 20W. Na tle innych szybkich ładowarek wypada niezbyt „turbo”.

Nie licząc wspomnianej lampy dookoła aparatu makro, układ optyczny w Moto G100 również jest jednym wielkim pasmem rozczarowań. Mamy tu bardzo ubogi (jak na smartfon za 2500 zł) zestaw: główny aparat 64 Mpix, aparat 16 Mpix z obiektywem ultrawide i aparat makro 2 Mpix. Z przodu zaś pozdrawia rok 2019 i podwójne oczko aparatu: jeden 16 Mpix i jeden 8 Mpix z nieco szerszym obiektywem.

Zarówno za dnia, jak i po zmroku Moto G100 robi zdjęcia nie lepsze od Poco X3 Pro za 1000 zł. O starciu z takimi modelami jak Redmi Note 10 Pro czy realme 8 pro nie ma mowy, bo one po prostu grają w innej lidze, choć kosztują 1000 zł mniej. Lata mijają, Motorola nadal nie potrafi robić porządnych aparatów w smartfonach.

A jak te wszystkie braki tłumaczą przedstawiciele Motoroli? Hasłem: „użytkownicy tego nie potrzebują”. I oczywiście mają rację. 90 Hz wystarczy większości użytkowników. Połowa ludzi pewnie nie odróżni IPS-a od AMOLED-a, tak jak nie odróżni zdjęcia zrobionego telefonem ze średniej i najwyższej półki. Mało komu realnie potrzebne jest bezprzewodowe ładowanie czy głośniki stereo. Ale skoro ma to konkurencja, do tego w niższych cenach, to nie można oczekiwać, że recenzenci i konsumenci przymkną oko na te braki w znacznie droższym smartfonie.

 class="wp-image-1722204"

No i jest jeszcze Ready For. Chociaż na dzień pisania tego tekstu to bardziej „not ready for”.

Smartfon jako komputer? Toż to bez sensu, a Ready For tego nie zmieni.

Przez kilka lat Samsung próbował nas przekonać, że praca na smartfonie podłączonym do monitora może być wygodna, przyjemna i tak samo efektywna, jak praca na komputerze. Wcześniej próbował tego dokonać Asus, a nawet sama Motorola w swoim pionierskim modelu Atrix.

Samsung w swoich staraniach wspiął się na wyżyny; tryb DeX jest szalenie dopracowany, jest do tego bezprzewodowy, a i tak korzysta z niego tak niewielu użytkowników, że Samsung nawet przestał komunikować jego istnienie w oficjalnych materiałach prasowych.

Co robi Motorola? Dodaje do telefonu przejściówkę HDMI na USB-C i mówi „rewolucja”. Tyle że żadnej rewolucji tu nie ma, a mój pierwszy kontakt z Ready For był wręcz odpychający.

 class="wp-image-1722201"

Interfejs co prawda jest zaprojektowany ładnie, a też muszę docenić wyraźny podział na tryby pracy - Moto G100 z Ready For może się świetnie spisać np. w hotelowym pokoju, jeśli zechcemy obejrzeć jakiś serial albo pograć w gry na dużym ekranie.

Jednak obietnice Ready For nie wytrzymują starcia z rzeczywistością. Ponad połowa przetestowanych aplikacji albo nie działała, albo działała bardzo źle. Przy każdym przejściu aplikacji w tryb pełnoekranowy monitor gasł i włączał się ponownie. Jakby tego było mało, telefon nagrzewał się okrutnie i to mimo tego, iż Ready For testowałem w parze z opcjonalnym dockiem wyposażonym w wentylator. Wystarczyło 10 minut z Asphaltem, by obraz najpierw zaczął klatkować, a potem zupełnie się wyłączył.

 class="wp-image-1722186"

Dlatego kompletnie nie rozumiem, jak można było dołożyć adapter do pudełka i tym samym usprawiedliwiać podniesienie ceny za telefon, który jest de facto średniakiem. Ready For może i jest użyteczne dla garstki użytkowników, i oni powinni dostać możliwość dokupienia sobie takiego adaptera. Reszta użytkowników zaś byłaby szczęśliwsza, mogąc kupić telefon taniej.

 class="wp-image-1722198"

Moto G100 to pierwsza Motorola, której nie mogę polecić.

Przy całej sympatii do marki, nie mogę polecić zakupu Motoroli Moto G100. Nie dziś, nie za 2500 zł.

Jeśli za rok od tego testu jej cena spadnie do 1500 zł, albo ktoś w Motoroli pójdzie po rozum do głowy i wywali z zestawu tę niepotrzebną przejściówkę HDMI, wtedy warto będzie rozważyć zakup.

REKLAMA

Bo tak naprawdę Moto G100 to bardzo solidny średniak, robiący wszystko to, czego klienci naprawdę oczekują od swoich smartfonów. Może nie ma tu żadnych bajerów, ale są za to solidne podstawy.

Tyle że nie ma ani pół argumentu, by przy tak wielu lepiej wycenionych smartfonach płacić za te solidne podstawy 2500 zł.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA