REKLAMA

Niesamowite i najciekawsze kosmiczne światy, jakie pamiętamy z gier wideo - sieć opinii

Premiera Mass Effect Legendary Edition już w tym tygodniu! Oczekiwana kosmiczna epopeja zainspirowała mnie do nowej redakcyjnej sondy. Poprosiłem kolegów, by przywołali z pamięci najciekawsze pomysły na kosmos z gier wideo. Ciekawi mnie również, jakie pozaziemskie światy zapadły wam w pamięci. Z wielką przyjemnością przeczytamy o tym w komentarzach.

Niesamowite i najciekawsze kosmiczne światy, jakie pamiętamy z gier wideo
REKLAMA

Gier rozgrywających się w kosmosie oraz na obcych planetach jest cała masa. Jednak naprawdę unikalne pomysły na galaktyki i układy - tych jest znacznie mniej, ale za to zapamiętujemy je na całe życie. Dlatego postanowiłem zapytać redakcyjnych kolegów, które gry wideo szczególnie zapadły im w pamięci właśnie ze względu na świetny pomysł związany z kosmicznych uniwersum. Odpowiedzi jak zwykle były zaskakujące i nieoczywiste.

REKLAMA

Jestem równie ciekaw, które niesamowite kosmiczne światy zapadły wam w pamięci. Bardzo chętnie przeczytamy o tym w komentarzach pod tekstem.

Szymon Radzewicz: ginę co 22 minuty, z paranoją wpatruję się w kubek

Przychodzą mi do głowy dwa wizjonerskie projekty diametralnie różne pod względem rozgrywki oraz narracji. Pierwszym jest gra Outer Wilds. Jako kosmiczny eksplorator musimy zbadać los potężnej cywilizacji, po której nie zostało ani śladu. Nie jest to proste, ponieważ po 22 minutach dochodzi do wybuchu supernowej, która resetuje rozgrywkę.

Na szczęście pamięć bohatera zostaje zachowana, dzięki czemu każda kolejna pętla polega na zdobywaniu nowych poszlak, łącząc galaktyczną historię w całość. Zdobywanie informacji na zróżnicowanych planetach działa jak narkotyk, a część pomysłów na układ słoneczny zachwyca: jak dwie planety tak blisko siebie, że piasek z jednej znalazł się na drugiej.

Drugim kosmicznym fenomenem, który na stałe zapadł mi w pamięci, są niepowtarzalni przeciwnicy w grze Prey i powiązana z nimi mechanika rozgrywki. Mimiki potrafią przybrać dowolną nieożywioną formę. Istoty na stacji kosmicznej mogą przypominać kubki, krzesła, szafy czy sprzęt laboratoryjny. Niesamowite, jak oddziałuje to na gracza. Tylko w Prey staliśmy przez minutę z pistoletem wycelowanym w kubek po kawie, nie chcąc marnować amunicji, ale rojąc podejrzenia wobec kuchennego przedmiotu. Absolutnie niesamowite rozwiązanie.

Prey. Wygląda jak kubek, ale to krwiożercza bestia

Piotr Szary (Autoblog.pl): Króliki są ponadczasowe

Mogłoby się wydawać, że pomysł na platformówkę z zielonym (a potem także innokolorowymi) królikiem z kosmosu to coś typowo dla dzieci. W praktyce, Jazz Jackrabbit i JJ2 uważam za jedne z najlepszych gier platformowych w historii, za co odpowiada nie tylko przyjemna dla oka grafika i REWELACYJNA muzyka.

Do tego dochodzą świetnie zaprojektowane poziomy i po prostu niczym niezmącona grywalność, którą te tytuły mogłyby obdarzyć szereg “poważniejszych” gier. Za dzieciaka świetne wrażenie robił fakt, że każda kolejna planeta oznaczała zupełną zmianę… cóż, wszystkiego. Klimatu, kolorystyki, ścieżki dźwiękowej, przeciwników… No, poza żółwiami.

Żółwie były wszędzie, nie rozumiem dlaczego w XXI w. nie wysyłamy ich w kosmos, skoro tak dobrze sobie radzą niezależnie od warunków. Chociaż może to i dobrze, bo jeszcze jakiś cymbał wysłałby tam żółwia o imieniu Devan i wszystko by szlag trafił.

Jakub Kralka (bezprawnik.pl): Colorado w kosmosie

Mass Effect i KotOR to oczywiście wybitne gry (ten zwrot akcji…), ale nie - poważny kosmos chyba tak nie wygląda. Ten jest pusty, przerażający i piękny. I tak właśnie wyglądało moje pierwsze w życiu zetknięcie z wirtualnym kosmosem. W grze Starblade francuskiego studia Silmarils (znanego m.in. z serii Ishar czy Colorado) przemierzaliśmy galaktykę wyposażeni w coś na kształt miecza świetlnego.

To była trudna gra, a sześcioletni ja nie do końca rozumiałem jej zasady. Już samo nawigowanie statkiem stanowiło dla mnie wówczas ogromny problem. Statkiem opuszczonym, z którego docieraliśmy na równie opuszczone planety, zaś jedyna forma towarzystwa nierzadko usiłowała nas zabić. To nie była wybitna gra, a przynajmniej ja jej tak nie zapamiętałem. Nie czerpałem z niej takiej przyjemności, jak z Another World lub Prince of Persia. Natomiast było to metafizyczne przeżycie, pełne lęku i fascynacji podczas eksploracji nieznanego kosmosu.

Dawid Kosiński: Kosmiczni herosi

Tak naprawdę nie lubię gier w klimacie kosmicznym i dopiero niedługo chcę nadrobić serię Mass Effect. Jednak w jeden kosmiczny tytuł grałem wyjątkowo długo i… nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy. Jeżeli kojarzycie serię Heroes of Might and Magic, może wydawać się wam, że są to typowe gry fantasy, ale prawda jest zupełnie inna.

Osoby grające w serię Might and Magic (której spin-offem jest Heroes of Might and Magic) doskonale wiedzą, że prymitywne plemiona to w dużej mierze kosmici, którzy na skutek interwencji Kreegan stracili połączenia z innymi światami i musieli radzić sobie bez zdobyczy technologii. Gdy się o tym dowiedziałem, zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Całe moje wyobrażenie o Heroes of Might and Magic obróciło się o 180 stopni.

Bardzo żałuję, że 3DO nie podjęło tego wątku w swoich strategiach i ostatecznie w dodatku Armageddon’s Blade jako nowe miasto zadebiutowały Wrota Żywiołów, a nie Niebiańska Kuźnia, która miała zawierać jednostki korzystające z rozmaitych rozwiązań technologicznych. Niestety nagi wyposażone w gąsienice rodem z czołgów czy zombie z bronią mechaniczną to było zbyt dużo dla fanów. Nie rozumieli oni prawdziwego rodowodu serii i skutecznie przekonali twórców gry do zmiany swoich pierwotnych planów.

Maciej Gajewski. Oczywiście że Elite Dangerous

Nie ma lepszej i bardziej wiarygodnej gry o kosmosie od Elite Dangerous. Po prostu taka nie istnieje. Elite Dangerous to symulator pełną gębą - oczywiście przy założeniu, że symulowana jest technologia przecząca aktualnej wiedzy o prawach fizyki. W Elite możemy podróżować z prędkością istotnie przekraczającą prędkość światła. Symulowane jest jednak wszystko.

Przykład? Akcja gry dzieje się w odległej przyszłości, ale też w konkretnym, określonym czasie. Gracze wyliczyli gdzie wówczas w naszej galaktyce powinna się znajdować sonda Voyager. Udali się tam… i faktycznie, była!

Elite Dangerous to cudowna gra dla wszystkich kosmicznych freaków. Jest tylko jeden problem: tylko dla nich. Największa frajda tej gry to zwiedzanie naszej Mlecznej Drogi. Nie ma co liczyć na porywającą fabułę czy rozbudowane questy. Są misje - a jakże! Wszak to kosmiczne MMO, w którym możemy zaciągnąć się do wojska, floty handlowej, stać się kosmicznym piratem i wiele innych. Narracja jest jednak znikoma - dopóki nie dodamy do tego dużej szczypty własnej wyobraźni, będziemy się nudzić. Ja jednak w ED nudzić się nie potrafię - piękna i niezwykle wiarygodna grafika w połączeniu z absolutnie genialną oprawą muzyczną i dojrzałym podejściem do realizmu… w Elite potrafię zniknąć na wiele długich godzin. Bardzo żałuję, że nie mam na tę grę tyle wolnego czasu, ile bym chciał. I mimo wielu lat od premiery, cały czas bardzo chętnie do niej wracam.

Adam Bednarek. Spelunky 2, czyli księżycowe zmagania

Spelunky 2 fabułę ma bardzo prostą. Ot, plejada postaci utknęła na Księżycu, a ratunkiem jest… schodzenie. Czyli pokonywanie coraz to trudniejszych poziomów. Pisząc „fabuła”, oczywiście przesadziłem, bo historii nie ma w tym żadnej. Jest za to potężne wyzwanie, bo Spelunky 2 to arcytrudna gra.

Liczy się spryt, refleks, ale i planowanie – w tej niepozornej platformówce trzeba nauczyć się zachowania każdej z postaci losowo generowanych. Tylko co z tego, że pojąłem, jak rusza się jeden z drugim, skoro kret zaatakował sklepikarza, ten wystrzelił, rozbijając dzban z duchem…

Wiem, wiem, wiem – brzmi to strasznie skomplikowanie. Trudno wytłumaczyć fenomen „Spelunky 2”, dopóki się w to nie zagra. Plusem tej, było nie było, platformówki w stylu roguelike są różnorodne poziomy, wszystkie zlokalizowane właśnie na Księżycu. To przygoda w stylu Indiana Jonesa, gdzie eksploruje się tajemnicze komnaty i tunele. Raz trafiamy do dżungli z małpami, by po chwili przedzierać się przez coś, co jest interpretacją starożytnych Chin. Oczywiście nie brakuje też bardziej science-fictionowych motywów. Nie jest to kosmos rodem z „Obcego”, ale jednak w Spelunky 2 czułem ducha odkrywcy nieznanych lądów. A przecież o to w wyprawach w kosmos chodzi, czyż nie?

Piotr Grabiec - no chyba nie ma wątpliwości, że wskażę Gwiezdne wojny!

Mass Effect to wspaniała space opera, ale to Odległa Galaktyka pierwsza skradła moje serce. To uniwersum ma swoją genezę w kinie, ale to w grach wideo dopiero rozwinęło skrzydła. Za sprawą dziesiątek produkcji spod szyldu LucasArts zwiedzałem dziesiątki mniej lub bardziej wymyślnych światów w towarzystwie swoich ukochanych herosów lub... zupełnie nowych postaci, które poznałem dopiero za sprawą tychże gier.

Z perspektywy czasu na swoją ulubioną produkcję Star Wars wybrałbym KoTOR-a ze względu na zwrot akcji porównywalny z poznaniem tożsamości Dartha Vadera oraz spojrzenie na wiele różnych planet, ale największe wrażenie zrobiła na mnie dużo wcześniej inna produkcja z 1997 r.

REKLAMA

Tą przełomową grą było Star Wars Jedi Knight: Dark Forces 2, czyli kontynuacja shootera o najemniku Kyle’u Katarnie, będąca jednocześnie poprzednikiem kultowego Jedi Knight: Jedi Outcast. To w tej grze po raz pierwszy własnoręcznie chwyciłem za blaster oraz miecz świetlny, a potem poskramiałem szturmowców oraz do inne szumowiny. Do dzisiaj pamiętam też, jak zbierałem szczękę z podłogi, gdy odpalały się przerywniki filmowe z Jereciem i spółką. No i poziom na Nar Shaddaa... Czyli na księżycu kontrolowanym przez Huttów, o którym mogłem wcześniej jedynie czytać w książkach. Do tego doszły walki na miecze świetlne, jakieś starożytne świątynie Sithów… Słowem, wszystko, o czym dzieciak zafascynowany Mocą mógł marzyć.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA