Widziałem w akcji Mass Effect Legendary Edition. To znacznie, znacznie więcej niż prosty remaster - relacja
Miałem unikalną możliwość zobaczenia jak działa Mass Effect Legendary Edition, a także porozmawiania z deweloperami odpowiedzialnymi za ten projekt. Jako wielki fan kosmicznej trylogii, dostałem znacznie więcej niż to, czego się spodziewałem. BioWare naprawdę się przyłożyło.
Są remastery i są Remastery. Dla części wydawców wystarczy, aby ich zakurzony produkt działał na nowej platformie, z proceduralnie podbitą rozdzielczością obrazu i tekstur. Na drugim biegunie mamy deweloperów dbających o każdy detal. Odświeżających dzieło kawałek po kawałku, z pieczołowitością godną specjalistów konserwacji w paryskim Luwrze. Mam wielką przyjemność poinformować, że producenci odświeżonej trylogii Mass Effect znajdują się w tej drugiej grupie.
Początkowo nie mogłem uwierzyć, jak zmieniło się pierwsze Mass Effect.
Gdy główny producent pokazał mi Eden Prime, początkowo nie rozpoznałem planety z pierwszego (i trzeciego) Mass Effect. W 2007 r. była to nijaka, szaro-brązowo-czerwona struktura. Pozbawiona detali, prosta i surowa przestrzennie, a do tego z rozciągającym się nad głowami krwistym całunem maskującym wizualne niedostatki. Ta sama planeta w Mass Effect Legendary Edition jest diametralnie inna, chociaż wierna oryginałowi.
Wystarczył mi rzut okiem na nowe Eden Prime, aby dostrzec, że zmieniło się znacznie więcej niż tylko rozdzielczość. Producenci zawiesili na nieboskłonie nowe słońce, którego promienie przedzierają się teraz przez czerwone obłoki planety. Na powierzchni pojawiła się gęsta wolumetryczna mgła, dodająca nieco klimatu niepewności i zagrożenia. Nowe źródła dymu zmniejszają widoczność, ale nie muszą chować graficznych niedoskonałości spowodowanych ograniczoną możliwością maszyn sprzed ponad dekady.
BioWare odważnie terramorfuje powierzchnie całych planet, wznosząc zupełnie nowe konstrukcje.
Tam, gdzie w 2077 r. była pusta przestrzeń, teraz wyrastają w pełni trójwymiarowe drzewa i zarośla. W oddali planety Ferros widzieliśmy dawniej głównie chmury. W nowej wersji rozrywają je zrujnowane wieżowce, strzelające wysoko w niebo. Na chodnikach i ulicach pojawił się brud, pojawiły się odłamki i kawałki gruzu. Surowa powierzchnia księżyców i asteroid została urozmaicona instalacjami oraz maszynami. To wszystko zupełnie nowe elementy. Zupełnie nowe obiekty 3D, których wcześniej po prostu nie było. Dzięki nim Mass Effect - zwłaszcza pierwsza odsłona trylogii - zyskuje na szczegółowości oraz naturalności.
Producent Mass Effect Legendary Edition zdradził mi, jak wygląda tworzenie takiego przebudowanego środowiska. Proces można podzielić na dwie zasadnicze części: ulepszanie zawartości z 2007 r. oraz dodawanie zupełnie nowych elementów. To właśnie ten drugi aspekt wyróżnia Legendary Edition na tle innych remasterów. Odświeżony Mass Effect jest pełen zupełnie nowej zawartości środowiskowej. Od promieni słonecznych i dynamicznych cieni, przez obiekty 3D wypełniające eksplorowaną przestrzeń, po ozdobniki kosmicznych i planetarnych panoram. Teraz możliwych do podziwiania w proporcjach 21:9.
Zupełnie nowa jest także część modeli postaci, łącznie z ich twarzami oraz odzieżą.
Niestety, nie mogę pokazać wam zrzutów ekranu wykonanych za zamkniętymi drzwiami. Patrzę jednak na nowe-stare facjaty i widzę gigantyczną poprawę. Zyskują zwłaszcza bohaterowie drugiego i trzeciego planu, którym lata temu nie poświęcono odpowiednio wiele uwagi. Czołowe postaci - w tym członkowie naszej załogi - również znacząco różnią się od pierwotnych wersji. Ich facjaty są bardziej szczegółowe. Makijaże stały się dokładniejsze i bardziej zniuansowane. Oczy wyraźniejsze i pełniejsze życia. Znaki szczególne - jak np. blizny - zaakcentowane silniej niż kiedykolwiek. No i te nowe włosy! Nareszcie są bardziej naturalne, nie przypominając plastikowych peruk.
Pozostając przy twarzach, BioWare dodało nowe opcje dla edytora postaci, takie jak właśnie fryzury, znaki specjalne czy odcienie skóry. Co ważne, w edytorze postaci pojawił się zupełnie nowy obszar, w którym możemy wpisać specjalny ciąg znaków. Ten ciąg znaków to suma elementów z jakich zbudowany jest konkretny główny bohater. Co za tym idzie, gracze mogą wymieniać się w sieci sekwencjami na najbardziej przystojnych, brzydkich, ponętnych i zdeformowanych Shepardów w galaktyce. Później wystarczy skopiować taki kod do własnego edytora i gotowe - możemy już grać z wymarzoną twarzą, bez konieczności budowania jej element po elemencie.
Niestety, jedna rzecz się nie zmienia: animacje. Deweloperzy próbowali wymienić je na nowe, bardziej naturalne i bardziej szczegółowe. Projekt okazał się jednak na tyle skomplikowany, że nowe animacje rozsadzały grę od środka. Mimo tego BioWare chwali się udoskonaleniem środowiska animacyjnego. Przerwy pomiędzy sekwencjami ruchów zostały zmniejszone. Usunięto także wszystkie błędy, np. gdy gałki oczne bohaterów zaczynają błądzić w poszukiwaniu celu albo gdy mimika nie współgra z nastrojem i emocjami aktorów.
Imponuje także obróbka tej zawartości, która w Mass Effect znajduje się od samego początku.
Producenci Legendary Edition podbili rozdzielczość wielu elementów do natywnego 4K. Następnie dodali do gry i wykorzystali takie technologie jak tonemapping, efekty objętościowe, głębia obrazu, bloom, bokeh (dodatkowa technologia głębi obrazu), przebijalność światła SST i cieniowanie ambient occlusion. Wszystko to sprawia, że niektóre kadry z gry - nawet pochodzące z pierwszej odsłony - wyglądają jak cukierki. Nawet mimo faktu, iż BioWare nie odważyło się przenieść swojej gry z Unreal Engine 3 na Unreal Engine 4.
Z pierwszą odsłoną wiąże się jeszcze jeden ciekawy aspekt. BioWare nieco ulepszyło wymianę ognia i pracę kamery dla najbardziej archaicznej odsłony trylogii, a także zunifikowało - na tyle na ile było to możliwe - model sterowania oraz interfejs. Studio poświęciło wiele czasu, aby strzelanie stało się nieco bardziej naturalne i przyjemniejsze niż w oryginale z 2007 r. Wciąż nie jest to ten sam poziom co w Mass Effect 2 oraz Mass Effect 3, ale wdrożono odczuwalne poprawki. Fani na pewno ucieszą się także z faktu, że poprawiono sterowanie pojazdem Mako.
Mass Effect Legendary Edition zadebiutuje 14 maja 2021 r.
Gra będzie dostępna na platformach PC, PlayStation 4, PlayStation 4 Pro, Xbox One, Xbox One X oraz Xbox One S. Tytuł uruchomimy również w trybie wstecznej kompatybilności na PlayStation 5, Xboksie Series X oraz Xboksie Series S. Niestety, EA nie wspomina ani słowem o wersji dla przenośnej konsoli Nintendo Switch.
Mass Effect Legendary Edition zadziała w natywnej rozdzielczości 4K, ze wsparciem technologii HDR. Gra uruchomiona na PC, PS4 Pro, Xbox One X, PS5 oraz Xbox Series zaoferuje 60 klatek na sekundę. Posiadacze komputerów osobistych mogą się ponadto cieszyć pełnym wsparciem dla szerokich monitorów o proporcjach 21:9, a także pełnym i zunifikowanym wsparciem sterowania przy pomocy kontrolera. Na każdej z platform trylogię będziemy uruchamiać z poziomu zunifikowanego menu i wszędzie otrzymamy dostęp do 40 DLC wydanych na przestrzeni czasu.