Do zwiedzania Gdańska będzie potrzebna butla do nurkowania. Część miasta znajdzie się pod wodą
W 1995 r. na ekranu kin szturmem wszedł film pt. Wodny Świat w Kevinem Costnerem w roli głównej. Jeżeli zmiany klimatu nie zostaną zahamowane, pod koniec XXI wieku Gdańsk może stać się naszym własnym „wodnym światem”.
W amerykańskim blockbusterze nie było już lodu ani na północnym, ani na południowym biegunie Ziemi, a wszystkie kontynenty zostały już dawno przykryte przez globalny ocean. Ci ludzie, którzy przetrwali stali się wiecznymi żeglarzami, którzy tylko od czasu do czasu zawijają do unoszących się na wodzie sztucznych atoli, aby z innymi żeglarzami porozmawiać o legendarnym, stałym lądzie, którego żaden z nich nie widział.
Taka katastrofa nas nie czeka. Nie zmienia to jednak faktu, że raport zespołu ds. kryzysu klimatycznego przy prezesie Polskiej Akademii Nauk wskazuje, że rosnące tempo wzrostu poziomu morza jest realnym problemem i już teraz wymaga podjęcia zdecydowanych działań, które pozwolą ochronić strefy przybrzeżne na całym świecie, w tym także w Polsce.
Woda zalewa wybrzeże
Jak zauważają badacze, od XIX wieku do dzisiaj globalny poziom mórz wzrósł o ponad 20 cm. W międzyczasie tempo tego wzrostu także zaczęło rosnąć. W latach 2006-2015 każdego roku poziom ten podnosił się o 3,6 mm. Dla porównania 100 lat temu tempo wzrostu było niemal trzykrotnie niższe.
Jeżeli w najbliższych latach drastycznie nie zostaną ograniczone emisje gazów cieplarnianych, a na to się zanosi - tempo będzie dalej rosło i już w okolicach 2100 roku średni wzrost poziomu morza w ciągu roku może osiągnąć wartość nawet 15 mm. Procesy odpowiedzialne za te wzrosty charakteryzują się ogromną inercją, dlatego wymagają drastycznych działań, abyśmy mogli zaobserwować przynajmniej spowolnienie jeżeli nie całkowite zatrzymanie tego trendu.
Stopniowy wzrost średnich temperatur na całym świecie, spowodowany m.in. emisją gazów cieplarnianych prowadzi do topnienia lodowców, które w ostatnich latach znacząco się nasiliło. Zmieniające się prądy oceaniczne wtłaczają ogromne ilości ciepłej wody w okolice dotychczas zimnej wody, co znacząco przyczynia się do znikania czapy lodowej. Rosnąca temperatura wody także powoduje zwiększanie jej objętości. Oba te procesy przyspieszają wzrost poziomu morza.
Ale czy w Polsce da się to odczuć?
Naukowcy z Polskiej Akademii Nauk są przekonani, że tak. O ile zachodnie wybrzeże kraju będzie musiało zmierzyć się ze wzrostem poziomu morza, to już na wschodzie, w Zatoce Gdańskiej czy na Żuławach proces ten będzie intensywniejszy. Dlaczego? Z jednej strony poziom morza będzie rósł, a z drugiej w tym rejonie stopniowo obniża się wybrzeże. Aktualnie jest to tempo rzędu 1 mm rocznie dla Zatoki Gdańskiej i 2 mm rocznie dla Żuław. Niby niewiele, ale w skali stulecia daje to różnicę dodatkowych 10-20 cm.
W efekcie, jeżeli w najbliższych latach nie zostanie opracowana strategia ochrony wybrzeża obejmująca wytyczne związane z gospodarką przestrzenną, to w 2100 r. historyczne centrum Gdańska może znajdować się już pod wodą.
Wzrost poziomu morza to nie wszystko
Tak intensywne zmiany niosą za sobą także zagrożenia zdarzeniami ekstremalnymi. Naukowcy spodziewają się, że pod koniec XXI wieku zdarzenia tego typu, które obecnie występują średnio raz na sto lat, będą powtarzały się nawet sto razy częściej.
Dla wielu z nas 2100 rok jest bardzo odległy, jednak i my za swojego życia zobaczymy skutki obecnie zachodzących zmian. Według naukowców już za 30 lat niebezpieczne wezbrania sztormowe będą się pojawiały kilka razy częściej niż obecnie. Wtedy może być już jednak za późno na podjęcie zdecydowanych działań.
Miejmy nadzieję na to, że obecni decydenci mają świadomość tych zagrożeń i aktywnie działają nad ich zwalczaniem.
Podobał ci się tekst? Polub go lub udostępnij na Facebooku.