REKLAMA

Porsche na minuty rozbite. Panek będzie robił kierowcom testy na trzeźwość. Wykorzysta smartfony

W połowie grudnia firma Panek Carsharing oferująca wynajem samochodów na minuty wprowadziła do swojej oferty sportowe małe coupe marki Porsche. Samochód został rozbity 12 godzin później.

20.12.2020 11.06
Panek będzie teraz robił kierowcom testy na trzeźwość. Wykorzysta smartfony
REKLAMA

Choć winnym wypadku był kierowca drugiego auta, to kierowca Porsche miał przekroczony poziom alkoholu we krwi. Jak zatem będzie wyglądała jego odpowiedzialność za zniszczenia zapewne zdecyduje sąd.

REKLAMA

Zdalna kontrola na obecność alkoholu?

Sytuacja ta wskazuje jednak, że firmy oferujące auta na minuty powinny dokładniej sprawdzać osoby na obecność alkoholu we krwi. Pytanie jednak jak to zrobić. Po auto na minuty nie trzeba zgłaszać się do wypożyczalni, gdzie pracownik mógłby ewentualnie wykonać szybki testy czy chociażby wizualnie potwierdzić, że osoba zgłaszająca się po auto jest trzeźwa. Auta na minuty stoją na losowych miejscach parkingowych rozsianych po mieście. Nikt tych aut nie pilnuje, a do otwarcia wymagają jedynie odpowiedniej aplikacji. Między potencjalnym kierowcą a samochodem nie stoi żaden pośrednik.

Firma Panek już od wielu miesięcy analizuje możliwości kontrolowania stanu swoich klientów, aby zapobiegać wykorzystywaniu swoich samochodów przez osoby znajdujące się pod wpływem alkoholu czy środków odurzających.

Okazuje się jednak, że zapewnienie skutecznej metody sprawdzania kierowców na odległość nie jest takie proste.

Dmuchanie w balonik? Nie w czasach pandemii

 class="wp-image-1537745"

Jeżeli myślimy o kontrolowaniu kierowców na obecność alkoholu to na myśl przychodzi od razu dmuchanie w balonik. Wiele razy pojawiały się projekty urządzeń, które po zamontowaniu w samochodzie wymagają dmuchnięcia w „rurkę” i dopiero po pozytywnym wyniku testu umożliwiają uruchomienie samochodu. Problem jednak w tym, że wystarczy poprosić trzeźwego pasażera o wykonanie tej czynności i problem z głowy.

Pomijam już tutaj nową rzeczywistość, w której takie rozwiązanie nie wchodzi już w rachubę. Zachowanie higieny, maseczki, dystans społeczny to obecny standard, do którego już nie przystoi dmuchanie w czujnik w aucie wykorzystywanym przez setki różnych osób.

Aplikacja w telefonie jako test na trzeźwość

Z tego też powodu Panek skłania się do testowania swoich klientów, potencjalnych kierowców za pomocą… aplikacji mobilnej, z której i tak korzystają. Choć telefony nie mają czujnika zdolnego wyczuwać alkohol w oddechu (może to jest jakiś pomysł dla producentów telefonów?), to jednak bezustannie zbierają o nas ogromne ilości danych. Wykorzystująca je aplikacja byłaby w stanie sprawdzać, czy nasze zachowanie lub historia lokalizacji wskazuje, że możemy być pod wpływem alkoholu, np. jeżeli byliśmy przez dłuższy czas w barze, lub chaotycznie poruszamy się zbliżając się do samochodu. Jeżeli takie dane wskażą wyższe ryzyko „zatrucia alkoholowego”, aplikacja mogłaby wymagać od kierowcy, aby jeszcze przed otworzeniem samochodu, wykonał jedno czy kilka prostych zadań. Tutaj na myśl przychodzi, chociażby znane z amerykańskich filmów przejście w linii prostej jakiegoś odcinka na chodniku czy narysowanie jakiegoś wzoru na ekranie telefonu.

REKLAMA

Jak na razie prace nad aplikacją trwają i może ona wejść do użytku najwcześniej za rok. W tym czasie oprócz strony programistycznej firma planuje badania behawioralne, w których będzie badała zachowanie osób spożywających alkohol. Takie badania pozwolą sprawdzić skuteczność wykrywania przez aplikację osób znajdujących się pod wpływem alkoholu.

Z pewnością nie jest to rozwiązanie doskonałe: wykorzystywanie przez aplikację historii lokalizacji czy sposobu poruszania się przed decyzją o wypożyczeniu samochodu może wydawać się naruszeniem prywatności, czujniki GPS mogą nie być na tyle dokładne, aby sprawdzić, czy faktycznie poruszamy się w linii prostej, czy jednak chwiejemy się na lekkim rauszu. Z pewnością jednak takie „zabezpieczenia” sprawiłyby, że przynajmniej część potencjalnych kierowców „po jednym małym piwie” odpuściłaby sobie wynajem auta. Jeżeli w ten sposób uniknie się choć jednego wypadku, to jest to rozwiązanie dobre i dla firmy carsharingowej, i dla kierowcy i dla wszystkich uczestników ruchu.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA