Jest tak piękny, że nie mogłem się na niego napatrzyć. Asus ZenBook Flip S - recenzja
Miałem ten sprzęt na biurku 10 dni i nie mogłem się napatrzyć. Asus ZenBook Flip S nie jest sprzętem bez wad, ale uroku nie można mu odmówić.
Jedyne, co nie jest ładne w nowym komputerze przenośnym Asusa to jego pełna nazwa. ZenBook Flip S UX371EA - mało sexy. Jeśli jednak będziemy się trzymać samego „ZenBook Flip S”, robi się ładnie, podobnie jak ładny jest sam komputer.
Asus ZenBook Flip S jest niemożliwie wręcz smukły i lekki, a przy tym nadspodziewanie solidny. Zwykle komputery, które mierzą 13,9 mm i 1,2 kg masy sprawiają wrażenie dość delikatnych, ale tutaj mamy do czynienia z naprawdę solidną maszyną, która do tego pięknie się prezentuje - obudowa jest czarna, ale szlifowane krawędzie i akcenty mają kolor bursztynu czy też miedzi, co nadaje całości luksusowego sznytu.
Aby nie uszkodzić eleganckiej obudowy, do zestawu dołączony jest pokrowiec ochronny. W laptopach Asusa tej klasy jest to standard i szkoda, że inni producenci nie idą tą drogą, bo to bardzo przydatny dodatek.
Pomimo bardzo smukłej obudowy nie zabrakło tu relatywnie bogatego zestawu portów. Mamy dwa super-szybkie złącza Thunderbolt 4, złącze USB-A 3.2 Gen 1. oraz pełnowymiarowy port HDMI. Wprawne oko zauważy, że - podobnie jak w Asusie ZenBook 14 2020 - brakuje tu gniazda słuchawkowego.
Nie jest to jednak żaden problem, bo po pierwsze nabywcy sprzętu tej klasy i tak od dawna korzystają ze słuchawek Bluetooth, a po drugie - w zestawie znajdziemy adapter USB-C - jack 3,5 mm z wbudowanym przetwornikiem Hi-Res Audio, którego jakość transmisji audio rozkłada na łopatki większość gniazd analogowych w laptopach. W zestawie z laptopem znalazło się też miejsce dla przejściówki USB-A - Ethernet, na wypadek gdyby trzeba było podłączyć komputer kablem.
Ekran jest nie mniej piękny od obudowy.
Od początku tego tekstu ani razu nie nazwałem jeszcze ZenBooka Flip S „laptopem” i nie bez powodu - to nie jest laptop, lecz hybryda. W każdej chwili możemy obrócić ekran o 360 stopni i korzystać z nowego Asusa jako tabletu. Ekran jest dotykowy, obsługuje rysik Asus Pen (oczywiście dołączony do zestawu) i… cóż, zapiera dech w piersiach.
13,3-calowy wyświetlacz jest panelem OLED o rozdzielczości 4K, pokrywającym 100 proc. przestrzeni barw DCI-P3. Kolory, kontrast i kąty widzenia są tu na absolutnie najwyższym poziomie, a rozdzielczość wręcz za duża do laptopa tego formatu. Gęstość pikseli jest jednak fenomenalna - nie ma szansy dojrzeć pojedynczego piksela na ekranie. Dostępny jest też wariant z matrycą IPS o rozdzielczości Full HD, ale gorąco zachęcam do spojrzenia na wariant OLED. Tak pięknego ekranu nie da się odzobaczyć.
Nad wyświetlaczem znajdziemy zaś kamerę IR do odblokowywania komputera skanem twarzy i nie ma tu nic więcej do dodania: działa rewelacyjnie jako zabezpieczenie biometryczne, i oferuje przyzwoitą jakość podczas wideorozmów.
Gdybym miał się do czegoś przyczepić, to tylko do tego, że ekran nieco za bardzo odbija światło - chciałbym, żeby producenci laptopów z Windowsem stosowali lepszej jakości powłoki antyrefleksyjne, zwłaszcza w tych sprzętach, które są projektowane z myślą o pracy poza biurem.
Szkoda też, że Asus uparcie trzyma się klasycznych proporcji ekranu 16:9, które przeciętnie spisują się w pracy biurowej. Coraz więcej konkurentów decyduje się na ekrany o proporcjach 16:10 lub nawet 3:2 i chciałbym, żeby Asus w końcu poszedł tą drogą, zwłaszcza że przy tak pięknym ekranie gruba ramka pod nim prezentuje się z lekka… nienowocześnie.
Skoro już narzekam, to muszę powiedzieć kilka słów o tym, co pod ekranem - o klawiaturze. Mam z nią ten sam problem, co w nowym ZenBooku 14 - jest lekko przesunięta w lewo, więc każde położenie na niej dłoni to walka z pamięcią mięśniową nabytą na innych klawiaturach.
Założenie jest jak najbardziej słuszne - Asus w ten sposób zmieścić po prawej stronie rządek klawiszy funkcyjnych i mógł powiększyć rozmiar klawiszy, rozciągając klawiaturę od krawędzi do krawędzi. W praktyce jednak ten układ wymaga przyzwyczajenia.
Nie mogę za to narzekać na gładzik, który spisuje się fantastycznie jako płytka dotykowa, ale pełni też rolę bloku numerycznego. Co ciekawe, po raz pierwszy możemy korzystać jednocześnie z bloku numerycznego i funkcji gładzika, przesuwając płynnie palcem bo wirtualnych cyferkach. W tym trybie trudno jednak korzystać z gestów Windows Precision, więc jeśli chcemy czerpać pełnię wynikających z nich korzyści, NumberPad trzeba wyłączyć.
Na wydajność Asusa ZenBook Flip S nikt nie będzie narzekał.
ZenBook Flip S jest pierwszym komputerem Asusa dostępnym w Polsce, który otrzymał certyfikat Intel EVO. Oznacza to, że pracuje on pod kontrolą najnowszej generacji procesorów Intela, oferuje grafikę Intel Iris X i bardzo dobry czas pracy.
Mój egzemplarz wyposażony był w procesor Intel Core i7-1165G7, 16 GB RAM-u LPDDR4x 4266 MHz i 1024 GB miejsca na dane. Przez 90 proc. czasu ta konfiguracja była więcej niż wystarczająca do wszystkich zastosowań, do których maszyna pokroju ZenBooka Flip S jest przeznaczona. W pracy biurowej oraz lekkiej obróbce zdjęć czy grafiki nie ma najmniejszego problemu z wydajnością czy kulturą pracy. Komputer ani na chwilę nie zwalnia, a wiatraki nigdy się nie włączają.
Dopiero gdy przychodzi do naprawdę intensywnych zadań, zaczynamy słyszeć wentylatory, a komputer odczuwalnie zwalnia na skutek thermal throttlingu. Taka sytuacja zdarzyła mi się jednak tylko dwa razy: raz podczas eksportu 120 plików RAW 42 Mpix w Lighroomie Classic i podczas próby montażu wideo 4K w DaVinci Resolve. Niestety, co do tego ostatniego, niewiele się zmieniło w świecie Windowsa 10 - ultrabooki nadal się do tego nie nadają, chyba że skorzystamy z plików proxy.
Komputery z certyfikatem Intel EVO muszą zapewniać minimum 8 godzin czasu pracy z dala od gniazdka. Jak jest w przypadku Asusa ZenBook Flip S?
Producent obiecuje do 15 godzin czasu pracy, ale dotyczy to wersji z ekranem Full HD. Tym niemniej mój testowy egzemplarz zaskoczył mnie ogromnie. Dotychczas wszystkie komputery ultrabooki z ekranem 4K, jakie testowałem, wytrzymywały góra 6-7 godzin na jednym ładowaniu i to przy delikatnym traktowaniu. ZenBook Flip S, pomimo ekranu OLED 4K, regularnie wytrzymywał blisko 9 godzin i - co nie mniej istotne - nie gubił energii w trybie czuwania.
Cieszy też fakt, że w zestawie z urządzeniem znajdziemy jednoczęściową, niewielką ładowarkę USB-C o mocy 65W, którą możemy ładować nie tylko laptop, ale też akcesoria czy telefon. Mam nadzieję, że w 2020 r. ostatecznie pożegnamy małe laptopy sprzedawane w zestawie z nieporęcznymi, dwuczęściowymi ładowarkami.
Kilka pomniejszych zalet, kilka pomniejszych wad.
Jest kilka drobiazgów, które bardzo uprzyjemniły mój czas z tym urządzeniem i kilka takich, które strasznie irytowały.
Na pewno muszę pochwalić ZenBooka Flip S za nowoczesne standardy łączności bezprzewodowej, Wi-Fi 6 (802.11ax) oraz Bluetooth 5.0. Nawet w połączeniu z routerem AC łączność sieciowa była zauważalnie szybsza niż na innych laptopach, które mam pod ręką.
Gdy już przywykłem do nietypowego układu klawiatury, musiałem też docenić jej świetny skok i delikatne, jasne podświetlenie. Bardzo doceniam też solidność zawiasów w trybie hybrydowym - czuć, że stawiają należyty opór i nie powinny wyrobić się w ciągu kilku miesięcy od zakupu.
Z pomniejszych minusów na pewno muszę wytknąć bardzo przeciętne głośniki, które nijak się mają do ślicznego ekranu. Grają dobrze tylko i wyłącznie wtedy, gdy komputer stoi na twardej powierzchni, od której dźwięk może się odbić. Gdy korzystamy z ZenBooka Flip S na kolanach lub w trybie tabletu, głośniki są przytłumione, grają cienko i niewyraźnie.
Nieco irytujący okazał się też przycisk uruchamiania, który z powodu „hybrydowości” urządzenia umieszczono na bocznej krawędzi. Komputer jest tak smukły, że trudno trafić w przycisk całym palcem, a pamięć mięśniowa i tak ustawicznie kierowała moją dłoń w kierunku rzędu klawiszy funkcyjnych, by dopiero po chwili przypomnieć sobie, że odpowiedni guzik jest na prawym boku.
Asus ZenBook Flip S to niepospolity sprzęt.
Nowa hybryda Asusa naprawdę może się podobać. Jest piękna, wydajna, długo pracuje na jednym ładowaniu, a sam ekran sprawia, że pracuje się na niej jakoś przyjemniej niż na innych komputerach.
Niemniej jednak jest to sprzęt bez dwóch zdań kierowany do ludzi biznesu. Do menedżerów i menedżerek, które potrzebują mobilnego komputera, który jednocześnie będzie świetnie wyglądał i pozwoli na wygodną pracę poza biurem.
Widać to zresztą po cenie. 7699 zł nie jest może powalającą kwotą jak za komputer o takiej konfiguracji i urodzie, ale też znajduje się znacząco powyżej możliwości przeciętnego Kowalskiego. ZenBook Flip S to bez dwóch zdań eleganckie, luksusowe urządzenie dla zamożnych, którzy chcą mieć w swojej aktówce coś nietuzinkowego.