Dlaczego Jerzy Zięba jest skuteczny w sprzedawaniu swojej wersji rzeczywistości? I czy warto z tym walczyć?
Pod ostatnim tekstem na temat Jerzego Zięby prawie natychmiast po publikacji rozpoczęła się gorąca dyskusja. Uczestniczyli w niej zarówno zwolennicy internetowego handlowca strachem, ale i przeciwnicy. Co ciekawe, niektórzy z nich twierdzili, że nie warto z nim walczyć - jest wolność wyboru, niech każdy robi co chce, łącznie ze stosowaniem alternatywnych metod „leczenia”.
Skłoniło mnie to do refleksji: skąd bierze się tak doskonała skuteczność Zięby i ludzi mu podobnych w propagowaniu swojej wersji rzeczywistości? Co takiego jest atrakcyjnego w jego wizji?
Ale… cóż to szkodzi, prawda?
Druga refleksja to - czy faktycznie jako człowiek racjonalny i wierzący nauce, powinienem propagować ją i próbować przedstawiać fakty osobom, których pewnie nigdy nie przekonam? I dodatkowo cóż to szkodzi, że sobie ktoś, zamiast pójść do lekarza, wleje w żyłę witaminę C?
Na to ostatnie pytanie można odpowiedzieć od razu: niestety, szkodzi. Często ktoś podejmuje decyzję za chorego lub za dziecko, na przykład decydując się na nieszczepienie niemowlaka. Moim zdaniem zostawienie błądzących w ten sposób bez żadnej alternatywy jest wobec nich niemoralne. Mamy obowiązek tą alternatywę przedstawiać. Tak, podążanie za faktami naukowymi to w dzisiejszych czasach droga alternatywna i rzadko uczęszczana.
Czy warto z tym walczyć? I jak?
Wiara w zabobony i medyczne oszustwa może kosztować życie i zdrowie. Tak jak zaszkodzić może ona dzieciom których rodzice, zamiast udać się do prawdziwego lekarza, będą leczyć je u homeopaty, przez co uleczalna dziś w łatwy sposób choroba może przerodzić się w przyczynę śmierci dziecka. Tłumacząc komuś odważnie, że uważasz tzw. medycynę alternatywną za niebezpieczną, być może narazisz się na niechęć (bardzo uparcie bronimy swoich przekonań, niezależnie czy mają jakieś podstawy, co wynika ze struktury naszych mózgów), ale zarazem być może ratujesz komuś zdrowie i życie.
W związku z tym uważam, że warto walczyć. Spokojnie tłumacząc i dając ludziom do ręki narzędzia intelektualne, które pozwolą nam na weryfikacje czytanych (i oglądanych - przecież Uniwersytet YouTube'a króluje wśród źródeł informacji) materiałów. Napisałem nawet kiedyś poradnik temu poświęcony.
Spójrzcie, jak wiele z tego pasuje do przekazu Jerzego Zięby:
- Czy odwołuje się do tradycji i tradycyjnej wiedzy? Czy przeciwstawia naturalne i sztuczne „naukowe”? Czy używa pojęć mających zdegradować naukę („uniwersytecka nauka tego ci nie powie”)?
- Czy „wiedza” ogłoszona jest w masowych środkach przekazu, na stronie z filmami, czy w periodyku naukowym?
- Czy podstawą jest coś nieznanego bądź nie uznanego przez consensus naukowy?
- Czy jest „zbyt piękne by było prawdziwe” - pokazuje proste rozwiązania skomplikowanych spraw? Łatwe leczenie bardzo ciężkich chorób?
- Czy jednocześnie ktoś próbuje ci coś sprzedać? Czy z wykładem bądź odkrywczym tekstem jest połączony link do sklepu?
- Kto jest twarzą nowej teorii? Czy ogłaszający odkrywcze idee to równocześnie ich twórca i główny przedstawiciel, mający na ten temat książki, filmy i wykłady?
Zapraszam do samodzielnego przemyślenia.
Skąd tak ogromna atrakcyjność „alternatywnej wizji świata” Jerzego Zięby?
Każdy z nas podskórnie czuje, jak bardzo atrakcyjne są takie historie: spisek lekarzy próbuje nas zatruć i sprzedać nam leki. Spisek rządów wytwarza chemtrailsy i 5G. Spisek naukowców wmawia nam, że wylądowaliśmy na Księżycu. Po prostu życie w takim świecie jest o wiele ciekawsze - coś jak życie w powieści Dana Browna bądż w „Igrzyskach śmierci”. Jednak to nie jedyna przyczyna popularności prawd głoszonych przez Jerzego Ziębę i jemu podobnych.
Uważam że najlepszą analizę jego fenomenu stworzył dr Marcin Napiórkowski, badający współczesne mity. W swoim tekście Czy Jerzy Zięba żyje w Matrixie? Ukryte terapie i mitologia gnostycka przekonująco pokazuje, jak złożyć taką „współczesną mitologię”, aby przemawiała do jak największej liczby odbiorców.
Nie bez powodu już w tytule przywołuje Matrix: to właśnie ten film był ucieleśnieniem mitów gnostyckich w których świat kryje się za kłamstwem i ułudą, a do poznania jego prawdziwego oblicza musimy przejść wiele kroków w celu poznania tajemnicy. Mit gnostycki to mit opowiadający o bohaterze, który podąża od niewiedzy do świadomości. Jak pisze dr Napiórkowski:
Z punktu widzenia semiotyki za sukcesem Ukrytych terapii stoi coś więcej. Jerzy Zięba stworzył spójną mitologię, która doskonale łączy współczesne lęki przed obcym i niezrozumiałym światem medycyny oraz klasyczny gnostycki mit o fałszywym świecie i wyzwoleniu przez wiedzę. W swojej książce Jerzy Zięba bezbłędnie zdiagnozował największą bolączkę polskiego pacjenta. Nie jest nią niedobór witaminy C, lecz brak poczucia sensu. Zaplątani w gąszcz niezrozumiałych procedur i bezdusznych instytucji nie rozumiemy tego, co się z nami dzieje. A bez poczucia zrozumienia – jak w pełni słusznie zauważa Zięba – nie ma prawdziwego leczenia pacjenta.
I tak - zgadzam się z tą diagnozą, nie jest to pierwsza obserwacja tego typu: większość z nas nie rozumie doniesień naukowych, nie ma w dla nas w nich niczego „praktycznego” - przez co od nauki i medycyny opartej na wiedzy się odwracamy. Często skłaniamy się wtedy ku tym, którzy oferują nam proste odpowiedzi i proste metody.
Podobnie w wywiadzie odpowiedział mi profesor Alan Levinovitz, z którym rozmawiałem na temat popularności diet bezglutenowych, nawet jeśli nie mają naukowych podstaw i nie ma medycznego powodu ich stosowania. Po prostu nauka lub jej popularyzatorzy polegli: nie dostarczyli takich odpowiedzi:
I właśnie tę próżnię wypełniają tacy ludzie […]. Dostarczają odpowiedzi, których nie są w stanie udzielić naukowcy. I dają pewność. Są jak kapłani w cywilnych strojach. Myślę, że warto powiedzieć, iż to ważna rola. Może źle wypełniamy tę rolę jako społeczeństwo, jako cywilizacja? Wtedy wypełniają ją ludzie bez skrupułów i szarlatani, próbujący leczyć autyzm dietą. Możemy ich oskarżać, możemy oskarżać łatwowiernych ludzi, ale tak naprawdę winę ponosimy my wszyscy. To my powinniśmy sobie odpowiedzieć na pytanie: jak sprawić, by ta potrzeba była zaspokojona w sposób odpowiedzialny.
Mnie ta refleksja skłoniła do prób propagowania światopoglądu naukowego - między innymi na Spider’s Web. Każdy z nas jednak może, niezależnie od poglądów, próbować weryfikować źródła czytanych i oglądanych informacji. To, w odróżnieniu od wielu antynaukowych i antymedycznych praktyk, na pewno nie zaszkodzi!