Mam 30 lat i właśnie wzruszyłem się na zwiastunie gry wideo. Trailer Overwatch 2 jest przepiękny
Nie sądziłem, że filmowy zwiastun gry Overwatch 2 tak chwyci mnie za serducho. Wzruszający trailer przemawia do mnie nie tylko na poziomie marketingowym, ale również personalnym. Osobistym. Odnosi się bezpośrednio do mnie i moich znajomych.
Setki godzin. Tyle spędziłem grając w Overwatcha. Na serwerach gry byłem wtedy, gdy większość nie miała jeszcze pojęcia czym jest dobry hero shooter. Byłem na nich nadal, gdy sieciówka dostała pierwszą nową postać poszerzającą katalog bohaterów. Na własnej skórze doświadczyłem radykalnych zmian umiejętności, jakie spotkały leczącą Mercy. Uczestniczyłem w pierwszych, fatalnych sezonowych wydarzeniach PvE. Do teraz pamiętam, jak instalowało się Heroes of the Storm aby otrzymać skórkę dla Genjiego. Nie mogłem się oderwać od tej gry.
W Overwatch graliśmy codziennie. Punkt 22:00 zbiórka na głosowym czacie PlayStation 4.
To było jak rytuał. Jak ceremonia. Jak tradycja. Po znojach codziennego dnia, po tym jak nasi najbliżsi kładli się do łóżek, my uruchamialiśmy konsole. Zakładaliśmy zestawy słuchawkowe i przenosiliśmy się do kwatery głównej. Wspólnie graliśmy, chwaliliśmy się zdobytymi przedmiotami, rywalizowaliśmy na rangi oraz rozmawialiśmy. Tak po prostu, jak znajomi siedzący w barze nad kuflami. Zabrzmi to okropnie, ale to był nasz czas. Nasza rozrywka. Nasza chwila oderwania od rzeczywistości.
Nie to, żeby szło nam przesadnie dobrze. Właściwie, to nie zdziwiłbym się, gdybyśmy w ogólnej statystyce więcej meczów przegrali niż wygrali. Porażki bywały irytujące, ale mimo wszystko graliśmy dalej. Rozmawialiśmy. Zacieśnialiśmy więzi. Dzięki Overwatchowi poznałem kilka świetnych osób, a z kilkoma innymi wykułem tak mocne relacje, że są nie do zniszczenia po dziś dzień.
Oczywiście każda dobra przygoda musi się kiedyś skończyć.
Jeden ze znajomych zaczął fanatycznie grać w Destiny 2. Drugiego dopadły problemy osobiste. Trzeci zakładał rodzinę i nie miał czasu na grę. Typowa proza życia. Po miesiącach katowania Overwatcha nasza drużyna ogniowa ulegała stopniowej dekompozycji. Rozkładała się. Po pewnym czasie nie byliśmy w stanie sformować pełnego teamu. Chwilę później chętnych do gry nie było już wcale. Rytuał godziny 22:00 umarł śmiercią naturalną. RIP.
Taki scenariusz to oczywiście nic nowego. Każdy, kto grał w sieciowe produkcje, może napisać podobną historię. Gdy od czasu do czasu widzę znajomych ze szkoły podstawowej, do teraz wspominamy wspólny klan z pierwszego Call of Duty. Przypominamy sobie sesje w kafejce internetowej, gdy na topie był Quake 3 oraz Medal of Honor. Dekompozycja gildii, klanów czy nieformalnych drużyn ogniowych to naturalna przypadłość świata gier. Takie cyfrowe koło życia.
Overwatch 2 gra na sentymentach do mojej drużyny ogniowej.
Zwiastun jest przepiękny. Efektowny. Drobiazgowo zrealizowany. Najważniejsze jest jednak to, że przemawia do mnie na płaszczyźnie emocjonalnej i osobistej. Widzimy bowiem bohaterów upadłej formacji Overwatch, których jest zbyt mało by wykonać misję. Herosi dwoją się i troją, ale nie są w stanie sprostać wielkiemu (dosłownie i w przenośni) zagrożeniu. Gdyby tylko było ich więcej… Gdyby ich przyjaciele sprzed lat odpowiedzieli na wezwanie…
W pewnym momencie szlachetny Winston zdaje sobie sprawę, że nie wygrają. Chcąc uratować jak najwięcej istnień, inteligentny goryl zostaje w tyle, chroniąc cywili. Wygląda to jak rozpaczliwa, wręcz samobójcza próba zyskania czasu. Osamotniony, pozbawiony wsparcia, pogodzony z losem członek upadłej formacji Overwatch jest gotów do poświęcenia.
Wtedy nadciąga kawaleria.
Genji, Reinhard, Brigitte, Echo, Mercy - kolejni bohaterowie pojawiają się jeden za drugim. Są jak iskra, która na nowo rozpala płomień nadziei Winstona. W tle gra przepiękna muzyka, a herosi łączą siły aby powstrzymać zagrożenie. Podczas walki bohaterowie uzupełniają się, osłaniają i współpracują. Są idealnym przykładem na to, że przewodnia idea Overwarcha wciąż jest żywa. Idea mówiąca o tym, iż w gronie przyjaciół zawsze będziesz silniejszy niż działając w pojedynkę.
Wibruje komórka. Potem znowu. I jeszcze raz. Zerkam kątem oka. Powiadomienia aplikacji Messenger. Od momentu opublikowania pięknego zwiastuna już dwie osoby z dawnej drużyny napisały do mnie. Zasugerowały, że to najwyższy czas, aby niebawem powrócić na serwery Blizzarda.
Zdaje się, że nie tylko mnie Overwatch 2 złapał za serducho.