Śmierć Słońca nie będzie problemem. Dużo wcześniej nasz gatunek wykończy się sam
Do takiego wniosku doszedł Avi Loeb, kierownik działu astronomii na Uniwersytecie Harwarda, który nie ma zbyt dobrego zdania o ludziach.
Najpierw kontekst. Loeb został poproszony o wypowiedź dla BBC na temat tego, co stanie się z naszą planetą za kilka miliardów lat, kiedy to Słońce zacznie gasnąć. W wyniku tego zjawiska, nasza planeta zostanie zbombardowana tak dużą ilością energii słonecznej, że życie na niej stanie się niemożliwe.
Co wtedy?
Loeb przedstawił kilka pomysłów na to, jak ocalić nasz gatunek przed słoneczną katastrofą. Astronom uważa, że najprościej byłoby utworzyć gigantyczną strukturę, która pozwoliłaby na przeniesienie całej ziemskiej populacji w jakieś nieco bardziej bezpieczne miejsce.
Równie rozsądnym rozwiązaniem wydaje się wypuszczenie do ziemskiej atmosfery odpowiedniej ilości cząsteczek gazów, które odbijałyby nadmiar słonecznej energii, zapobiegając tym samym przed ugotowaniem wszystkiego, co żyje na powierzchni naszej planety. Nie jest to zresztą nowy pomysł. O podobnych rozwiązaniach z dziedziny geoinżynierii solarnej dyskutuje się na Uniwersytecie Harwarda od początku 2018 r.
Loeb podrzuca też pomysł polegający na zmodyfikowaniu Sondy von Neumana
Bardzo lubię koncepcję autoreplikującej się sondy, która mnożąc się w nieskończoność, penetruje coraz więcej kosmicznych zakamarków. Loeb proponuje podobne rozwiązanie. Tylko w jego wizji, zamiast sondy, replikowany jest nasz gatunek. To zresztą dość klasyczny motyw w science-fiction: wysyłamy z Ziemi x sond wyposażonych w laboratoria zdolne do stworzenia przedstawicieli naszego gatunku na innych planetach, nadających się do zamieszkania.
Ten sposób co prawda nie uratowałby nikogo z ziemskiej populacji, ale w szerszym ujęciu sprawiłby, że człowiek stałby się gatunkiem międzyplanetarnym. Oprócz naszych kopii, Loeb podkreśla, że powinniśmy zadbać również o klony wszystkich zwierząt i roślin, niezbędnych do odtworzenia ziemskiego ekosystemu na innych planetach. No i kto wie? Może ziemska populacja jest właśnie jedną z takich kopii?
No chyba że wykończymy się sami, na długo przed problemami z naszą gwiazdą
Wszystkie powyższe, fantastyczne wizje nie będą oczywiście możliwe, jeśli nie dotrwamy do czasów, w których rozwój technologii umożliwiłby zrealizowanie choćby jednej z nich.
Nie jest to zresztą tak niedorzeczny scenariusz, jak mogłoby się to niektórym wydawać. Na potwierdzenie swojej dość cynicznej teorii, astronom z Uniwersytetu Harwarda przytacza argument, że jak dotąd nie odkryliśmy żadnych sygnałów dobiegających z egzoplanet, które świadczyłyby o istnieniu rozwiniętych cywilizacji. Zdaniem astronoma może być to spowodowane tym, że takie cywilizacje jak nasza prędzej, czy później upadają w jakiś spektakularny sposób.
Nam na przykład grożą postępujące efekty globalnego ocieplenia, które jak dotąd ignorujemy z uporem godnym lepszej sprawy. Może więc okazać się, że nie zdążymy zrealizować żadnej z powyżej omawianych, fantasycznych wizji dotyczących zasiedlania innych planet, gdyż będziemy zajęci walką z poważniejszymi problemami na Ziemi.