Blizzard twierdzi, że zawieszenie gracza z Hongkongu było słuszne, ale karę i tak łagodzi
Sam prezes Blizzarda zabrał głos ws. ukarania zawodnika z Hongkongu grającego zawodowo w Hearthstone’a za polityczne wypowiedzi na wizji. Firma niby nie ma sobie nic do zarzucenia, ale i tak pod naporem krytyki… zmniejsza wymiar kary.
Blizzard ma spory problem wizerunkowy. Chung „Blitzchung” Ng Wai, czyli zawodnik, który podczas transmisji na żywo wykrzyczał hasło „Wyzwólmy Hongkong, to rewolucja naszych czasów”, został ukarany. Firma jest teraz oskarżana o to, że to próba przypodobania się chińskim władzom.
Kara za wstawienie się za protestującymi rodakami z Hongkongu, jaką mu wymierzono, okazała się bardzo dotkliwa. Graczowi nie tylko odebrano nagrodę, ale do tego został na rok zawieszony i nie może brać udziału w rozgrywkach tylko z powodu tej jednej wypowiedzi.
Z tego powodu Blizzard znajduje się od kilku dni w ogniu krytyki płynącej z całego zachodniego świata.
Fani w serwisach społecznościowych i na różnych forach dyskusyjnych nie pozostawiają na firmie suchej nitki. Dużą popularnością cieszy się wymowne zdjęcie pomnika przedstawiającego jedną z postaci z gier Blizzarda oraz tabliczki, na której wyryto napis „każdy głos się liczy”.
Sprawa jest na tyle poważna, że odniósł się do niej sam prezes Blizzarda, J. Allen Brack. W otwartym liście do fanów próbuje ich przekonać, że decyzja o zawieszeniu gracza była słuszna, ale jednocześnie twierdzi, że wymiar kary w stosunku do „przewinienia” był zbyt wysoki i obiecał jego zmniejszenie.
Oznacza to, że Blizzard tak naprawdę nie przyznaje się do błędu.
Firma uznała, że zawodnik pomimo wcześniejszych deklaracji otrzyma nagrodę finansową, a zakaz udziału w rozgrywkach zostanie skrócony do pół roku. Chung „Blitzchung” Ng Wai na tym oczywiście skorzysta - zakładając oczywiście, że teraz tę nagrodę przyjmie i będzie chciał dalej grać w Hearthstone.
Nie sądzę jednak, by to w jakikolwiek sposób zmieniło nastawienie fanów oraz… rozczarowanych postawą firmy pracowników studia, którzy głośno dawali wyraz temu, co myślą na ten temat - w tym poprzez zasłonięcie wspominanej tabliczki. Wymiar kary to przecież w oczach wielu komentatorów sprawa drugorzędna.
To, co ich rozsierdza, to fakt, że zawodnika w ogóle spotkały reperkusje za wsparcie protestów w Hongkongu. J. Allen Brack zaś w żadnym razie nie daje do zrozumienia, że Blizzard przyznaje się, że samo nałożenie kary - odczytywane jako ukłon w stronę chińskich władz - było niewłaściwe.
To w dodatku nie koniec kar w związku z tym incydentem.
J. Allen Brack uznał, że nieodpowiednie było nie tylko zachowanie Blitzchunga, ale również komentatorów. Oni również zostali ukarani półrocznym banem. Ciekawe, czy takie działanie nie rozsierdzi jeszcze bardziej społeczności i to na chwilę przed tegoroczną edycją Blizzconu.
Prezes przedsiębiorstwa przekonuje też, że poglądy gracza ani relacje z Chinami nie miały wpływu na tę decyzję - pomimo tego, że pierwszy komunikat Blizzarda w tej sprawie umieszczony w serwisie Weibo sugerował coś zgoła przeciwnego. To, czy społeczność w to uwierzy, to oczywiście zupełnie osobna kwestia…