Po co aktualizować Samsunga za darmo, jeśli można za to zapłacić? Aplikacja sprytnie wyłudza pieniądze
Gdy wchodzę do sklepu, to spodziewam się, że na uginających się pod ciężarem towarów półkach nie znajdę przypadkiem trucizny podpisanej „cukier w kostkach”. No, chyba że to sklep Google Play.
Wbrew licznym zapowiedziom, obietnicom i zaklinaniu rzeczywistości na wszelkie możliwe sposoby, programy ze sklepu Google instaluje się na własne, wysokie, ryzyko.
Po co aktualizować swojego Samsunga za darmo, jeśli można za to zapłacić?
Jak zauważył The Next Web, w sklepie Google Play dużą popularnością cieszy się aplikacja do aktualizowania telefonów Samsunga. Zaraz, zaraz powiecie, przecież do aktualizacji tych smartfonów, nie trzeba instalować żadnej aplikacji zewnętrznej. Gratuluję czujności, macie racje. Problem w tym, że ja wiem i wy to wiecie, ale najwyraźniej ponad 10 mln osób, które zainstalowały dzieło naciągaczy, nie ma o tym pojęcia.
Aplikacja nazywa się po prostu Aktualizacje dla Samsunga – wersje Android Update i obiecuje, że dzięki niej pobierzemy dowolną aktualizację dla dowolnego urządzenia, które wyszło z logo koreańskiego producenta. W dużej części to po prostu blog z reklamami przetykanymi tutorialami i artykułami dotyczącymi systemu operacyjnego z małym zielonym robotem. To samo w sobie nie jest przesadnie tak groźne, większe problemy zaczynają się dalej.
Aplikacja, jak sama jej nazwa wskazuje, oferuje także aktualizacje do telefonu. W teorii można je pobrać za darmo, ale procedura trwa potwornie wolno, a połączenia jakoś zawsze zostaje zerwane. W praktyce po wielu nieudanych próbach pozostaje skorzystanie z płatnej, nieograniczonej limitami, wersji pobierania aktualizacji. Za jedyne 34,99 dol. rocznie można dostać dokładnie tę samą aktualizację Samsunga, którą i tak wysyła nam za darmo producent telefonu. Złoty interes.
Jeśli wykupicie już abonament, ale nadal mało wam świetnych ofert, możecie skorzystać z opcji odblokowania dowolnej karty SIM za jedyne 19,99 dol. Warto zauważyć, że płatność nie przechodzi przez Google Play, ale aplikacja prosi o wpisanie w niej numeru, cvc i daty wygaśnięcia karty, a potem wysyła te dane na inny serwer.
Google musi zacząć kontrolować swój własny sklep.
Żaden system nie jest doskonały i nikt rozsądny po prawdzie tego nie wymaga. Nawet zamkniętemu i skrupulatnie kontrolowanemu rezerwatowi Apple'a zdarzają się wpadki i to niemałe. To, co jednak odróżnia obie firmy, to częstotliwość wpadek. Ściąganie aplikacji z Google Play nadal przypomina igranie z ogniem, problem polega na tym, że poparzeni chodzą tylko klienci firmy.