Na co komu 72 GB pakietu danych w smartfonie? Już tłumaczę
75 proc. czasu jako dziennikarz technologiczny spędzam za biurkiem, w zaciszu własnego domu, czasem tylko rozpraszany przez przebiegającego przez klawiaturę kota. Pozostałe 25 proc. czasu jest jednak o wiele ważniejsze i niepomiernie bardziej wymagające.
Te 25 proc. to wyjazdy. Konferencje. Premiery. Targi. Wizyty w siedzibach firm. Znakomita większość z tych wydarzeń wymaga od nas szybkiej pracy (która przy okazji musi też zachować wysoki poziom), sporych ilości sprzętu i – po pierwsze i najważniejsze – łączności ze światem.
Wydawać by się mogło, że w świecie pełnym hotspotów Wi-Fi, kawiarni dających dostęp do Internetu i super-szybkich łącz światłowodowych kwestia łączności to najmniejszy problem. Niestety, rzeczywistość wygląda inaczej.
Tylko w ciągu ostatniego miesiąca natrafiłem na sytuacje, które skutecznie utrudniały mi pracę poza domem:
- Hotelowe Wi-Fi o prędkości poniżej 1 Mb/s (nieużywalne w mojej pracy)
- Konferencja, na której Wi-Fi było tak obciążone, że nie dało się z niego korzystać
- Awaria sieci w kawiarni, z której chciałem popracować
I nie wspominam już nawet o jakości Wi-Fi na lotnisku czy jego braku w pociągach. Ze wszystkich powyższych powodów dawno już pogodziłem się z tym, że poza domem nie mam co liczyć na komfort i szybkość stałego łącza. Co więc zostało? Hotspot z telefonu.
Udostępnianie internetu z telefonu ratuje mi skórę na każdym wyjeździe.
Pierwszym co robię w pociągu, jest uruchomienie tetheringu na smartfonie. Jeśli prędkość hotelowego Wi-Fi na speedteście nie zdaje egzaminu, momentalnie porzucam hotelową sieć na rzecz LTE. Jeśli widzę, że na niewielkiej sali do tej samej sieci przyłącza się 150 osób, z czystej przezorności nie dołączam do tłumu.
Tym sposobem stabilny, pewny internet mam zawsze przy sobie, niezależnie od okoliczności. Z internetem mobilnym w tym ujęciu jest tylko jeden problem: ograniczenie transmisji danych.
Kiedy 10 GB to za mało.
Większość operatorów w ramach abonamentu czy oferty na kartę oferuje dziś 7-10 GB pakietu danych miesięcznie. Również korzystam z takiej oferty i przez 75 proc. czasu te 10 GB z powodzeniem wystarcza mi na cały miesiąc.
Kiedy jednak wyjeżdżam do pracy, spalam gigabajty w iście ekspresowym tempie. Przygotowanie prostej relacji, uwzględniając zdjęcia, to często kilka gigabajtów transferu na jeden raz. Nie mówiąc o sytuacjach, gdy trzeba wrzucić zdjęcia z konferencji w chmurę, by mogli z nich korzystać inni członkowie redakcji, lub by po prostu zrobić kopię zapasową – wtedy zostaje tylko się modlić, by wystarczyło pakietu, albo… dokupić więcej gigabajtów.
Pewnym rozwiązaniem mógłby być internet mobilny i dedykowany router. W ofertach stricte internetowych operatorzy dają ogromne paczki danych, które z powodzeniem wystarczyłyby na moje potrzeby, ale też z drugiej strony… byłaby to ogromna przesada.
Po pierwsze: poza domem spędzam tylko 25 proc. czasu, a to za mało, by usprawiedliwić comiesięczny wydatek kilkudziesięciu-kilkuset zł. Po drugie: skoro poza domem spędzam tak mało czasu, to może się okazać, że w niektórych miesiącach w ogóle nie będę korzystał z internetu mobilnego. No i po trzecie: dziennikarz technologiczny targa ze sobą tak wiele sprzętu, że nawet taki drobiazg jak mobilny router to o jeden drobiazg za dużo.
Plus ma rozwiązanie dla tych, którzy potrzebują więcej gigabajtów.
Od tygodnia testuję nową ofertę abonamentową Plusa, w której za 75 zł miesięcznie dostaniemy nie 7, nie 10, a 72 GB transferu danych miesięcznie. W chwili pisania tego tekstu, po jednym wyjeździe, nadal mam mnóstwo zapasu na wypadek, gdybym nagle musiał wyjechać zrealizować jakiś materiał.
72 GB transferu danych w telefonie to błogosławieństwo dla przedstawiciela współczesnych mediów. A nie wspomniałem o jednej ważnej kwestii: wideo.
Dotychczas w zasadzie nie było mowy, by nagrania wideo przesłać do chmury bez wykorzystania Wi-Fi, bo przebitki nawet do krótkiego wideo zajmują kilka do kilkunastu gigabajtów. Ileż to rodzi problemów! Powolny transfer w hotelu oznacza, że zamiast wysłać pliki do montażysty, który może od ręki złożyć wideo, trzeba albo składać wideo na miejscu, odkładając tym samym na później nie mniej ważne rzeczy, albo złożyć je po fakcie. W świecie szybko działających internetowych mediów – sytuacja niedopuszczalna.
Na co komu 72 GB danych w smartfonie?
Już tłumaczę.
Wziąłem pod lupę zużycie danych tylko podczas ostatniego wyjazdu służbowego, obejmującego dojazd i powrót z Warszawy, przelot do Paryża oraz realizację nagrania wideo i zdjęć z konferencji.
Mniej więcej 100 MB w każdą stronę zużyły Mapy Google’a podczas nawigacji samochodowej. Nadmienię tylko, że zużycie byłoby znacznie wyższe, gdybym jechał pociągiem, bo pewnie zabijałbym czas pracując lub oglądając wideo na YouTubie.
Jako że wyjazd odbywał się dość chaotycznie, nie przygotowałem sobie uprzednio playlist i podcastów w Spotify, na trwającą blisko 6 godzin trasę z i do Warszawy. Sumarycznie w dwie strony strumieniowanie w Spotify pożarło 1,6 GB transferu.
Skoro o YouTubie mowa, to nie ukrywam, że spędzam w google’owskim serwisie stanowczo zbyt wiele czasu, także podczas wyjazdów. Jako że od niedawna korzystam z usługi premium, będąc na lotnisku zapisałem sobie kilka odcinków podcastu Still Untitled, który lubię konsumować w formie wideo. Zużyłem w tym celu 1400 MB. Daje nam to już zużycie o wielkości ponad 3 GB. A to tylko na same podstawowe aplikacje, których używam na co dzień.
Jednodniowego pobytu za granicą nie wliczam do tej kalkulacji. Cały dzień jednak nagrywałem wideo i robiłem zdjęcia, których z powodu fatalnego Wi-Fi w hotelu nie mogłem zgrać do chmury za granicą.
Zrobiłem to więc tuż po przylocie do Warszawy, rozpakowując rzeczy w hotelu, w którym tym razem – o ironio – Wi-Fi nie działało. Backup blisko 200 klipów w 4K i kilkudziesięciu zdjęć w formacie RAW wykorzystał 12 GB transferu danych. Gdybym podczas tego wyjazdu miał w telefonie tylko prywatną kartę, z 10-gigabajtowym limitem, zrobienie kopii zapasowej w chmurze dla ważnego projektu nie byłoby możliwe. A tak mogłem zgrać pliki i nie martwić się, że w razie awarii sprzętu/kradzieży/zgubienia torby z aparatem i komputerem zawalę zlecenie.
Podczas gdy pliki wrzucały się w OneDrive’a, ja zabijałem czas na YouTubie. Szybkie nadrobienie subskrybowanych kanałów i cyk, kolejny gigabajt.
Na przestrzeni trzech dni, nie licząc pobytu za granicą, zużyłem ponad 16 GB transferu danych. A przecież miesiąc jeszcze młody – pakietu danych musiało wystarczyć na pozostałe 27 dni czerwca. Mając jednak do dyspozycji paczkę 72 GB nie musiałem się tym przejmować. Pomimo trzech bardzo intensywnych dni na moim koncie nadal jest ponad 50 GB, czyli pięć razy więcej, niż mam dostępne na co dzień.
Nie trzeba być dziennikarzem, żeby docenić duży pakiet danych.
Jak łatwo zauważyć, pomijając zrobienie kopii zapasowej zużywałem dane na zwykłe rzeczy – obejrzenie wideo na YouTubie, słuchanie muzyki, nawigację w samochodzie. Z tych usług korzysta praktycznie każdy, a w miarę jak zyskujemy dostęp do coraz wyższej jakości filmów i dźwięków, czy też nowych funkcji w Mapach, każda z nich zużywa coraz więcej danych.
To samo dotyczy mediów społecznościowych, które dziś opływają w zdjęcia i wideo, w których nieustannie oglądamy relacje na żywo w formie Stories, nie mówiąc już o grach mobilnych dostępnych nawet w Messengerze. Niegdyś prosty komunikator tekstowy dziś może pożreć setki MB, jeśli nie będziemy uważać.
Nie wspominam tu już nawet o aktualizacjach aplikacji, bo te – jeśli nie mamy dostępu do Wi-Fi – potrafią momentalnie wyzerować każdy pakiet danych. Wiecie, ile ważyły aktualizacje, które mój smartfon pobrał w ciągu poprzedniej nocy? 700 MB. Wynikało to z instalacji nowej wersji aplikacji Microsoft Word, ale nawet w zwykłe dni rzadko kiedy mój smartfon pobiera przez noc mniej niż 300 MB. Pomnóżmy to razy 30 dni i już mamy pokaźną liczbę gigabajtów.
Potężny pakiet danych to też odpowiedź na potrzeby pokolenia mobilnych graczy, którzy granie na smartfonie kojarzą nie z prościutkimi grami logicznymi zabijającymi czas, ale z pełnoprawnymi grami multiplayer, a te potrafią pochłonąć setki megabajtów.
Tak naprawdę duży pakiet danych nie przyda się tylko tym, którzy z jakiegoś powodu nadal traktują smartfony wyłącznie jako narzędzia komunikacji. Tym wszystkim jednak, którzy swoje smartfony wykorzystują zgodnie z ich możliwościami, z roku na rok potrzebne będą coraz większe limity transferu.
Aby skorzystać z oferty Plusa wystarczy wejść na stronę operatora lub udać się do salonu.
Oferta z 72 GB pakietu danych dostępna jest za 75 zł zarówno dla obecnych klientów (którzy podpisali umowę wcześniej niż 3 miesiące temu) oraz dla nowych klientów, zarówno tych, którzy chcą nowy numer, jak i tych, którzy numer przenoszą.
A czy warto? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam. 75 zł może się wydawać dużą kwotą, zwłaszcza gdy porównać ją do powszechnych pakietów nieprzekraczających 30 zł. Biorąc jednak pod uwagę, stosunek kosztu abonamentu do liczby gigabajtów w pakiecie czyli 1,04 zł to odpowiedź jest jedna. pr? Jeśli dużo korzystasz z internetu poza domem, po stokroć warto.
*Materiał powstał we współpracy z siecią Plus