Niezmiennie na pierwszym miejscu. Miesiąc z e-czytnikiem Kindle Paperwhite 4
Kindle Paperwhite 4 trafił do mnie na testy z dużym opóźnieniem. Zamiast więc pisać suchą recenzję, którą każdy zainteresowany przeczytał już pewnie w 10 innych miejscach, postanowiłem spędzić z tym czytnikiem ponad miesiąc, by się z nim zżyć i odpowiedzieć na pytanie, czy warto go kupić.
Jeśli czytnik e-booków, to Kindle. Sprawdziłem niemal wszystkie e-czytniki, jakie pojawiły się na rynku w ciągu ostatnich lat i niestety, nadal żaden z produktów konkurencji nie zbliża się do sprzętu Amazonu pod względem jakości wykonania, płynności działania i przyjemności obcowania z książkami elektronicznymi na co dzień. Tak, są czytniki, które mają więcej funkcji. Tak, są czytniki, które są tańsze nawet od niedrogiego Paperwhite’a. Jeżeli jednak szukamy niezakłóconych przez technologię doznań czytelniczych, Kindle nadal jest numerem jeden.
Kindle Paperwhite od dawna był tym z czytników Amazonu, który najbardziej warto było kupić. Oferował podświetlenie, którego brakowało w najtańszym modelu Kindle’a, a od modelu Paperwhite 3 także ekran o zagęszczeniu pikseli nieustępującym droższym modelom. Nie było sensu ani oszczędzać, ani przepłacać – Paperwhite był modelem „dla mas”.
Dziś jednak sytuacja wygląda nieco inaczej. Najtańszy Kindle 10 w końcu otrzymał podświetlany ekran, zaś najdroższy Kindle Oasis 3 jest większy, przyjemniejszy w obsłudze i oferuje regulowaną temperaturę barwną wyświetlacza.
Czy w takim krajobrazie Kindle Paperwhite 4 nadal jest Kindle’em najbardziej wartym zakupu?
Tak, choć nie widać tego na pierwszy rzut oka.
Kosztujący ok. 500-700 zł Kindle Paperwhite 4 (zależnie od wersji) różni się od tańszego o 200 zł Kindle’a 10 w stopniu na tyle nieznacznym, iż każdy indywidualnie musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy warto dopłacić.
Kluczową różnicą są tu bowiem dwie cechy: wodoodporność i łączność Bluetooth.
Ta pierwsza przydaje się w niepogodę (albo w wannie, jeśli ktoś lubi czytać w kąpieli), ta druga zaś – w teorii – ma uczynić z Kindle’a maszynkę nie tylko do czytania, ale także do słuchania audiobooków z serwisu Audible, który został tutaj zintegrowany z biblioteką e-booków na Kindle’u.
W praktyce ani jedna, ani druga funkcja nie przydała mi się ani razu przez cały miesiąc. Nie zwykłem wyciągać książki w deszczu, a wewnątrz plecaka czy torby wodoodporność nie jest mi potrzebna. Do tego Kindle zyskał certyfikat IPX8, więc o ile jest odporny na słodką wodę, tak nie jest odporny na kurz i piach. Wielka szkoda, bo o wiele chętniej powitałbym możliwość bezstresowego zabrania Kindle'a na plażę, niż bezstresowego czytania w wannie.
Co się zaś tyczy łączności Bluetooth, to jest ona miłym dodatkiem, ale raczej dla osób niedowidzących, które mogą dzięki niej skorzystać z funkcji Text-to-Speech i pozwolić czytnikowi przeczytać książki na głos. Do audiobooków nadal lepiej korzystać po prostu ze smartfona, z prostego powodu: Kindle Paperwhite 4 ma wbudowane 8 lub 32 GB pamięci na dane. Obstawiam, że większość nabywców zdecyduje się na tę pierwszą opcję. Niestety, aby odsłuchać audiobook, trzeba go najpierw pobrać, a książki audio potrafią zająć kolosalne ilości miejsca w pamięci urządzenia.
Dodatkowo interfejs audiobooków w Kindle’u Paperwhite 4 działa dość ospale. O ile czytnik pracuje idealnie płynnie w przypadku e-książek, tak książki audio nieco przekraczają jego moc obliczeniową. Podobnie rzecz się ma z TTS – miło, że taka funkcja istnieje, ale spowalnia ona Kindle’a do nieakceptowalnego poziomu. Lepiej więc z tych funkcji głosowych korzystać na smartfonie, który ma znacznie mocniejsze podzespoły od e-czytnika.
Kindle'a Paperwhite 4 można też kupić w wersji z wbudowanym modemem. Taki wariant kosztuje jednak blisko 1000 zł, zaś drenaż akumulatora jest tak znaczący, że naprawdę nie uważam, by warto było sobie zawracać tą wersją głowy. W sytuacji podbramkowej łatwiej (i taniej) będzie udostępnić internet z telefonu.
Jak Kindle Paperwhite 4 spisuje się na co dzień?
Gdy już przejdziemy do porządku dziennego nad kilkoma nowinkami i nowym – względem Paperwhite’a 3 – wyglądem, Kindle Paperwhite 4 to po prostu… Kindle.
Niezmiennie uwielbiam interfejs tego czytnika, nawet jeśli w nowej wersji nieco zbyt nachalnie eksponuje on rekomendacje z księgarni Amazonu. Lubię jednak przejrzysty układ biblioteki połączony z moją listą życzeń na Amazonie czy Goodreads, który jest z Amazonem zintegrowany.
Lubię też fakt, że wspomniana integracja z Goodreads działa automatycznie (o ile kupimy książkę z Amazonu). Każdą rozpoczętą książkę możemy oznaczyć jako „teraz czytam” i ocenić po zakończeniu lektury, bezpośrednio z poziomu czytnika.
Ci czytelnicy, którzy nie korzystają z księgarni Amazonu, z pewnością polubią się z rozwiązaniem send-to-kindle. Po wysłaniu tą drogą książki na czytnik, jest ona automatycznie dodawana do chmury Amazonu. Nie musimy więc trzymać jej na stałe w pamięci urządzenia ani pamiętać, by przenieść ją ręcznie jeśli kiedyś zmienimy czytnik. Pozycje dodane do chmury zostają w niej i można je pobrać na każdym czytniku Kindle. Niestety, jest jedno „ale” – wysłane w ten sposób książki nie wyświetlają na Kindle’u okładek. Można to obejść wyłącznie wgrywając pliki ręcznie i to tylko w starym formacie książek na Kindle’a.
Inne wady? Nie znalazłem ich zbyt wielu. Konkretnie dwie natury konstrukcyjnej, które ciągną się za Kindle'em od lat i nadal nie zostały naprawione:
- przycisk włączania jest ulokowany w taki sposób, że podtrzymując czytnik łatwo go wcisnąć małym palcem,
- gumowane plecki okrutnie się brudzą i zbierają odciski palców łatwiej niż szklane smartfony.
Obydwie wady można rozwiązać kupując etui na czytnik - zasłania ono przycisk na tyle, by nie wcisnąć go przypadkowo i chroni plecki przed zabrudzeniami, a ekran przed ewentualnym stłuczeniem czy porysowaniem.
Tym jednak, co najbardziej odróżnia Kindle’a od innych czytników, jest jego działanie podczas lektury.
Wirtualne kartki przewracają się z idealną płynnością. Nie ma tu żadnego efektu przenikania się stron (tzw. ghosting), właściwego wielu ekranom e-papierowym. Nie ma cienia wątpliwości, którą część wyświetlacza trzeba dotknąć, by przewinąć stronę, a którą wywołujemy menu urządzenia – wszystkiego uczymy się przy pierwszym uruchomieniu z wbudowanej instrukcji, zaś w codziennym użyciu Kindle bezbłędnie rozpoznaje dotyk.
Niezmiennie rewelacyjnie działają też dodatki czytelnicze, wbudowane w czytniki Amazonu. Najczęściej używanym przeze mnie jest podkreślanie ważnych fragmentów książek, które są następnie grupowane w jednym pliku, który w formacie .txt możemy skopiować z czytnika na komputer, jeśli sobie tego zażyczymy.
Osobom czytającym w obcych językach życie ułatwią też znakomite wbudowane słowniki, szczególnie te angielsko-angielskie Oxfordu i Merriama Webstera. Gdy studiowałem filologię angielską namiętnie korzystałem z nich w połączeniu z funkcją „vocabulary builder” – sprawdzane słowa automatycznie lądują w osobnym pliku, gdzie można je przeglądać w celu powtórzenia. Szalenie przydatne.
Jeśli nie rozumiemy jakiegoś zagadnienia, po zaznaczeniu pomoże nam definicja z Wikipedii (jeśli mamy łączność z Internetem), zaś książki zakupione na Amazonie możemy dodatkowo „prześwietlić” funkcją X-Ray, która jest w zasadzie bardzo zaawansowanym zbiorem przypisów, wyjaśniającym wszystkie nieznane terminy i wydarzenia występujące w książce.
Najważniejsze jest jednak, że wszystkie te użyteczne dodatki nie stoją na drodze przyjemności czytania. Nie brakuje bowiem czytników, które mają więcej funkcji. Nie ma za to czytnika innego producenta, w którym te funkcje nie wpływałyby negatywnie na doświadczenie czytelnicze. Kindle to wciąż najlepszy sposób na przekonanie nieprzekonanych do e-książek, którzy łatwo mogą się do e-booków zrazić, jeśli pierwszy kontakt z nimi będą mieli na przeciętnym czytniku konkurencji.
Kindle Paperwhite 4 pozostaje też niedoścignionym wzorem, jeśli chodzi o czas pracy na jednym ładowaniu. Mam ten czytnik od miesiąca i ładowałem go dopiero jeden raz. Miesiąc z dala od gniazdka nie stanowi dla tego czytnika żadnego wyzwania, nawet z ustawicznie włączonym podświetleniem i stałą łącznością Wi-Fi, czytając średnio przez godzinę-dwie dziennie.
Po miesiącu z Paperwhite’em 4 muszę też przyznać, że bardzo przypadła mi do gustu zmiana sposobu osadzenia ekranu względem poprzedniego modelu. W moim Paperwhite 3 brud i kurz regularnie dostają się do krawędzi wyświetlacza, który nie jest osadzony równo z obudową. Kindle Paperwhite 4 nie sprawia tego problemu, gdyż ekran „siedzi” płasko w konstrukcji czytnika.
Sam 6-calowy ekran nie wygląda jednak ani lepiej, ani gorzej niż ten w Kindle’u Paperwhite 3. Tekst jest tak samo czytelny i ostry, podświetlenie tak samo białe. Co prowadzi mnie do pytania, na które starałem się odpowiedzieć przez cały miesiąc:
Dla kogo jest Kindle Paperwhite 4?
Po miesiącu mogę z całą stanowczością powiedzieć, dla kogo NIE JEST – na pewno nie jest to czytnik dla posiadaczy poprzedniej generacji Paperwhite’a. Jako użytkownik Kindle’a Paperwhite 3 nie czuję najmniejszej potrzeby zmiany czytnika na nowy. Tym bardziej, że poza nową konstrukcją nie różnią się od siebie sposobem działania i niestety, nowy Paperwhite nie jest też w zauważalny sposób szybszy od poprzedniego ani nie przerasta go w żaden istotny sposób. Jedyny powód, dla którego ktoś mógłby rozważać przesiadkę z PW3 na PW4 to zauważalnie niższa masa i wielkość czytnika. Stary model w porównaniu z nowym wydaje się być wielki i ociężały, choć w praktyce dzieli je tylko 10 g masy.
Nie jest to też czytnik dla tych, którzy poszukują czegoś więcej – Bluetooth i wodoodporność to miłe dodatki, ale poza nimi Paperwhite 4 to „tylko” czytnik. Nie ma tu żadnych bajerów ponad normę – takich bonusów jak regulacja temperatury barwnej, czujnik oświetlenia czy automatycznej rotacji ekranu musimy szukać w Oasisie.
Dla kogo więc jest Paperwhite 4?
Pomimo tego, że teoretycznie niewiele go różni od tańszego Kindle’a 10, to właśnie Paperwhite 4 będzie najlepszym wyborem dla kogoś, kto szuka swojego pierwszego czytnika, albo chce się przesiąść z czytnika konkurencji na czytnik Amazonu.
Dopłacając ledwie 200 zł otrzymujemy urządzenie z dwukrotnie większą ilością miejsca na dane (Kindle 10 ma 4 GB, podczas gdy Paperwhite minimum 8 GB) i znacznie lepszym ekranem o gęstości 300 PPI, podświetlanym 5 diodami (Kindle 10 ma jedynie 167 PPI i 4 diody).
Kindle Paperwhite 4 kosztuje też tyle, co większość urządzeń konkurencji, a jest lepszy od każdego z nich. Wyprzedza rywali jakością interfejsu, płynnością działania i znakomitym ekosystemem czytelniczym Amazonu.
Obiektywnie rzecz ujmując, nie jest to najlepszy, najbardziej „wybajerzony” czytnik dostępny na rynku. Ale jeśli spojrzymy na stosunek ceny do możliwości stricte czytelniczych, połączonych z kompletną bezproblemowością działania, Kindle Paperwhite w swojej czwartej iteracji to wciąż najbardziej rozsądny zakup ze wszystkich e-czytników.