Polak jednak potrafi płacić za treści w internecie. 170 tys. subskrypcji Gazety Wyborczej
Gazeta Wyborcza wzbudza we mnie ambiwalentne uczucia. Z jednej strony obserwuję czasem na Twitterze Jarosława Kurskiego i zastanawiam się, bardzo poważnie, na ile to jest jeszcze dziennikarstwo.
Wiele z wiodących postaci GW jest bowiem umorusanych barwami partyjnymi i z całą pewnością oddanych sprawie pod sztandarami. Nie sztandarami wartości, a konkretnych ludzi, konkretnych ugrupowań.
To oczywiście smutna medialna rzeczywistość Polski 2019, kiedy dwie partie polityczne praktycznie wydają swoje własne telewizje, radia, tygodniki, dzienniki i portale internetowe. Na intelektualną suwerenność zdobywają się nieliczni, przeważnie drobnica lub wytrawni gracze, który balans mają we krwi niezależnie od tego, że czasy się zmieniają i kto tam teraz jest w komisjach.
Gazeta Wyborcza temu duopolowi mediów nie ucieka, ale walczy. Odnośnie tej ambiwalencji bowiem, nie sposób jednak nie zauważyć, że pomiędzy Gazetą Wyborczą, a Gazetą Polską, cały czas jest jednak przepaść. Po pierwsze - jakościowa, warsztatowa i merytoryczna. Po drugie - Wyborczej zdarza się wznieść na poziom medium samodzielnego w swoich intelektualnych rozważaniach o Polsce i podporządkowanego wartościom, a nie konkretnemu ugrupowaniu. Inna sprawa, że z reguły są to wartości bardzo mocno lewicowe obyczajowo czy nawet gospodarczo. Ale są, a to już się ceni.
Gazeta Wyborcza miewa dobre dziennikarstwo, momentami - nie licząc Dziennika Gazety Prawnej - może nawet najlepsze w Polsce. Czy konsekwencją dobrego dziennikarstwa jest wzrost liczby prenumeratorów cyfrowych? Być może.
170 tysięcy subskrypcji Gazety Wyborczej
To imponujący wynik. Żyjemy w kraju, w którym nadal przez Allegro kradnie się Netflixa, piraci gry, tanie jak barszcz Spotify nie zachęca niektórych do porzucenia empetrójek, a internet przeglądają z masowo odpalonym AdBlockiem, choć zarzuty pod względem „wyskakujących i krzyczących reklam” opisują internet z 2005 roku, a nie ten współczesny.
Więc, owszem, jestem pod wielkim wrażeniem, że 170 000 osób chce płacić pieniądze za czytanie portalu internetowego Gazety Wyborczej - zwłaszcza, że ani nie jest to subskrypcja w cenie symbolicznej, ani z reguły nie są to treści aż tak ekskluzywne.
Wierzę, że wynik śrubowało w ostatnim czasie naganianie Gazecie Wyborczej prenumeratorów poprzez taśmy Kaczyńskiego. Spółka Srebrna i głośno anonsowana afera była jednak dla mnie sporym medialnym rozczarowaniem. Nie ukrywam, że cała historia opisuje patologie, dla których nie powinno być miejsca. Jednak patologie znane od lat i wielokrotnie opisywane (bez mocy przebicia) przez polskie media.
Osobiście nie wiem czy ta cała afera ma jakiś większy wymiar polityczny niż sprzedaż prenumeraty cyfrowej Gazety Wyborczej i robienie gruntu procesowego mecenasowi Giertychowi. Przy czym stan prenumeraty na poziomie 170 tys. to rezultat jeszcze sprzed wybuchu „afery” - stan na rok 2018.
W 2022 roku Wyborcza chce mieć 327 tys. prenumeratorów
Cieszę się, że Adam Michnik wyciągnął wnioski z moich felietonów na Spider's Web. Bo kiedy narzekał, że państwo odwróciło się od Agory, ja z kolei tłumaczyłem - również dźwigając na swoich plecach krzyż biznesu medialnego - że z mediami jest jak z dobrym bankiem: muszą zarabiać. A przez zarabianie rozumiem tworzenie medium atrakcyjnego dla reklamodawców, a nie żerowanie na dotacjach państwowych, gdy akurat do władzy dorwała się przychylna ekipa i zaczyna spłacać dług wdzięczności.
Gazeta Wyborcza na swoich prenumeratorach już zarabia. Dziś już 21 proc. przychodów „Wyborczej” pochodzi ze źródeł cyfrowych, przy czym na większość składają się czytelnicy, a nie reklamodawcy - czytamy w artykule chwalącym sukcesy Wyborczej. To dobra wiadomość dla mediów aspirujących, bowiem pozwala mieć nadzieję na to, że również to najbardziej wymagające dziennikarstwo się obroni. Kto wie, może nawet czeka nas renesans dziennikarstwa śledczego?