Firmy kłamią, że zajmują się sztuczną inteligencją. Skrót „AI” służy głównie do zarabiania pieniędzy
To nie pojedyncze wypadki – skala jest masowa. Firmy w całej Europie (ale pewnie nie tylko) podbijają sobie wyceny rynkowe kłamiąc inwestorom w żywe oczy na temat przedmiotu swojej działalności – taki niewesoły obraz wyłania się z badania przeprowadzonego przez londyńską firmę inwestycyjną MMC Ventures.
Wystarczy zapytać pierwszego lepszego inwestora, który ma do czynienia z młodymi firmami (ew. startupami), żeby dowiedzieć się, że od pewnego czasu większość z nich uderza w jedną i tę samą nutę. W modzie jest dzisiaj przede wszystkim blockchain, sztuczna inteligencja, cloud computing i big data. Founderzy szastają tymi pojęciami bez umiaru, bo wiedzą, że weryfikacja jest dość trudna, a zyski... bardzo szybkie i namacalne.
Żeby nie pozostać gołosłownym. W 2018 roku mediana rundy finansowania startupu, który deklarował zajmowanie się AI była o 15 proc. wyższa niż konkurencji. Z tej specyficznej nowomowy lubią też korzystać nasze rodzime spółki. „Puls Biznesu” przytaczał rok temu przykład firmy notowanej na NewConnect - Novina ASI.
Novina zatrudniała wówczas tylko jedną osobę w postaci prezesa. Bardzo lubiła się jednak przebranżawiać. Zadebiutowała więc jako kawiarnia, potem przerzuciła się na inwestowanie. Wyglądało to nieprofesjonalnie? Nie szkodzi. Potem firma ni stąd, ni zowąd poinformowała o założeniu spółki Blockchain Technology. A jej kurs od razu wystrzelił o 60 proc.
Podobny myk zastosowała wcześniej amerykańska firma Long Island Iced Tea Corp. Pewnego pięknego dnia spółka przemianowała się na Long Blockchain Corp. wycena w ciągu jednego dnia wzrosła z 24 do 138 mln dol. Zapytacie dlaczego blockchain znalazł się w nazwie producenta mrożonej herbaty? Cóż, wystarczyło, że założyciele obiecali, że dołożą trochę pieniędzy na przedsięwzięcia związane z tą technologią.
40 proc. startupów nadużywa terminu „sztuczna inteligencja”.
Jak widać amatorów łatwego zysku wciąż nie brakuje. Badanie MMC Ventures odbiło się z zachodniej prasie grubym echem. I nic dziwnego. Inwestorzy przebadali 2830 startupów z całej Europy. Każdy z nich twierdził, że zajmuje się badaniami nad sztuczną inteligencją. Problem w tym, że w 40 proc. z nich nie stwierdzono, by AI było ważną częścią produktu, a raczej kwiatkiem do kożucha.
W tym kontekście nie zaskakuje także wzrost liczby startupów związanych ze sztuczną inteligencją. W 2015 roku w Europie założono ich ogółem w granicach 3 proc. W ubiegły roku ten odsetek wzrósł już do 8 proc. Cała nadzieja w tym, że badania takie jak te wspomniane otrzeźwią nieco zapędy inwestorów. Inaczej czeka nas dalsze pompowanie bańki, takiej jak ta z 2000 roku, nazywana dzisiaj bańką dot-comów.
Pewną nadzieję może stanowić też to, że za temat AI wzięła się Komisja Europejska. Unijni urzędnicy chcą stworzyć zbiór wytycznych i dokładniej zdefiniować pojęcie sztucznej inteligencji.
Obecnie ta definicja jest dość szeroka. Mówi o technologii, która pozwala na analizowanie środowiska i podejmowanie decyzji „z pewną autonomią”. Ale w takiej formie nie podoba się ani firmom technologicznym ani organom regulacyjnym.