REKLAMA

Bill Gates nie może spać spokojnie, bo krowy puszczają bąki

Tak było. W corocznym liście publikowanym przez Billa i Melindę Gates, założyciel Microsoftu wskazuje, że jednym z największych wyzwań jeśli chodzi o walkę z ocieplaniem klimatu jest hodowla przemysłowa zwierząt.

14.02.2019 17.53
krowy-emisja-gazow-cieplarnianych
REKLAMA
REKLAMA

No dobrze, ale czemu Bill Gates martwi się stężeniem krowich bąków? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musicie wiedzieć, że obecnym zajęciem założyciela Microsoftu są działania mające na celu ratowanie naszej planety i jej najbiedniejszych mieszkańców. W tym celu Gates wraz ze swoją żoną powołali do życia fundację Bill and Melinda Gates Foundation oraz fundusz inwestycyjny Breaktrough Energy Ventures, wspierany darowiznami od takich osobistości, jak Jeff Bezzos, Mark Zuckerberg, czy George Soros.

W ramach BEV, Gates szuka innowacyjnych start-upów z pomysłami na zrewolucjonizowanie takich dziedzin, jak budownictwo, energetyka, produkcja przemysłowa transport i agrokultura z naciskiem na przemysłową hodowlę zwierząt. Gates w swoim liście podkreśla zresztą, że właśnie przemysłowa hodowla zwierząt oraz produkcja materiałów budowlanych odpowiadają łącznie za 45 proc. emisji gazów cieplarnianych (21 proc. + 24 proc.).

Sporo. Do tego należ też dodać, że bardzo rzadko ktokolwiek wspomina o tych branżach w kontekście zmian klimatycznych. Stąd pewnie ten żart o krowich bąkach - Bill Gates to bardzo medialny człowiek, który od lat angażuje się w walkę o przyszłość naszej planety i doskonale wie, że media lubią takie chwytliwe tytuły, jak ten u góry.

Czy bydło rzeczywiście emituje tak dużo gazów cieplarnianych?

Produktem ubocznym przemiany materii u krów jest metan. Z badań zleconych przez Organizację Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (Food and Agriculture Organization of the United Nations - FAO) wynika, że globalna produkcja zwierzęca odpowiada za ok. 18 proc. całkowitej emisji antropogenicznych gazów cieplarnianych. 9 proc. emisji to dwutlenek węgla, natomiast jeśli chodzi o metan, to sektor ten wytwarza 37 proc. jego globalnej produkcji.

Te 18 proc. to trochę mniej, niż podaje Gates, ale chyba wiem skąd wzięła się ta pomyłka. Prawdopodobnie posiłkował się innymi badaniami. Szukając informacji do tego tekstu trafiłem bowiem na ogromne dysproporcje, jeśli chodzi o dane dot. emisji gazów cieplarnianych przez sektor hodowlany. Najbardziej przodują w tym organizacje prozwierzęce, które - przynajmniej miałem takie wrażenie - biorą niektóre liczby z przysłowiowego sufitu. Dlatego wolę podpierać się danymi z ONZ.

Ciekawą kwestią jest również to, co powoduje samą emisję. Wbrew obiegowym opiniom, efekt fermentacji pokarmu w jelitach przeżuwaczy (czyli krowie bąki) odpowiada zaledwie za kilka procent całkowitej emisji metanu pochodzącej z hodowli bydła. O wiele większy udział w tym procederze ma proces rozkładania się gnojowicy, tj. płynnej mieszanki zwierzęcych odchodów, wykorzystywanej do nawożenia pól. Zamiast o krowich bąkach trzeba było napisać o krowich plackach...

Podobny mit dotyczy również dwutlenku węgla. I znowu, emisja CO2 powiązana z przemysłową hodowlą zwierząt nie bierze się tylko i wyłącznie z ich oddychania. O wiele większy udział mają w niej takie czynniki, jak zmiany użytkowania terenu (lasy przekształcane są w pastwiska) oraz jego zmiany powodowane przez masowy wypas bydła. Pokaźne stado krów potrafi znacznie przyspieszyć proces pustynnienia terenów trawiastych, które same w sobie są naturalnym magazynem CO2. FAO szacuje, że sam proces pustynnienia odpowiada za roczną emisję ok. 100 mln ton CO2. Do tego dochodzi też produkcja nawozów, paszy dla zwierząt, ich transport a także pakowanie i dystrybucja produktów mięsnych.

Najprostszym rozwiązaniem byłaby… zmiana diety

REKLAMA

Wiem, wiem, namawianie do zrezygnowania z mięsa brzmi jak herezja. Pominę więc całkowicie wszystkie aspekty moralne związane ze zmianą tego przyzwyczajenia. Masowe przejście na wegetarianizm nie oznaczałoby też, że nagle nasza emisja gazów cieplarnianych spadnie o równe 18, czy tam 21 proc. Gdyby jednak dać szanse zrównoważonej diecie proponowanej np. przez naukowców z Harvard Medical School, moglibyśmy obniżyć stężenie dwutlenku węgla w atmosferze o ok. 60 ppm. Wyliczenia te są oczywiście mocno szacunkowe.

Redukcja liczby zwierząt hodowlanych oznaczałaby również, że wiele pastwisk moglibyśmy przekształcić z powrotem w naturalne magazyny CO2, a na polach uprawnych wykorzystywanych obecnie do produkcji paszy dla zwierząt, moglibyśmy hodować jedzenie przeznaczone bezpośrednio dla nas. Sama zmiana nawyków związanych z jedzeniem nie powstrzyma niestety ocieplenia klimatu, ale byłaby dobrym początkiem do dalszych działań w tym kierunku. I tym, nieco rozszerzonym przesłaniem Billa Gatesa zakończymy ten wpis.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA