REKLAMA

Producent moich ulubionych tanich słuchawek bez kabli wydał model nauszny. Audictus Winner - recenzja

Uwielbiam bezprzewodowe Adrenaliny. Nie są to najlepsze słuchawki w moim posiadaniu, ale urządzenie oferuje porządne parametry w swojej kategorii cenowej. Dlatego gdy Impakt zapowiedział bezprzewodowy model nauszny, musiałem go przetestować. Czy Audictus Winner faktycznie jest zwycięzcą? Na pewno cenowym.

Recenzja Audictus Winner: jesteś zwycięzcą! (cenowym)
REKLAMA
REKLAMA

150 złotych - tyle wynosi cena modelu Audictus Winner i właśnie od tej wartości trzeba wyjść podczas rozważań nad słuchawkami. Mamy do czynienia z rozwiązaniem ekonomicznym i budżetowym, które nigdy nie będzie tak świetne jak bezprzewodowe Soniacze (kocham), Sennheisery (lubię) czy Bose (szanuję). To nie są słuchawki dla melomanów i amatorów bezstratnego dźwięku. Co wcale nie oznacza, że nie potrafią dobrze grać.

Od razu czuć, że Audictus Winner to słuchawki w modelu dźwięk > wykonanie

Nie wiem kto odpowiada za strojenie słuchawek w Impakcie, ale z chęcią przybiłbym mu piątkę. Tak jak wcześniej douszne Adrenaliny, Winnery zostały oparte na modelu biznesowym dźwięk > wykonanie. Ktoś z głową na karku przeznaczył większą cześć budżetu produkcyjnego na to, aby słuchawki przede wszystkim dobrze grały. Wszystko inne zeszło na dalszy plan. Zapewne dlatego Winnery wyglądają gorzej od swoich odpowiedników po kablu (Achievery).

Gdy weźmiemy słuchawki do rąk, nie robią przesadnie pozytywnego wrażenia. Lekki i pusty plastik, brak regulacji kątów nauszników, krótki kabel USB do ładowania - wszystko wyglada gustownie, ale jednak dosyć skromnie. Winnery bez obciachu można wziąć ze sobą w miasto, lecz brak kilku udogodnień będzie się dawał we znaki podczas dłuższego użytkowania słuchawek.

Najbardziej doskwiera mi brak poziomej regulacji nauszników. Przez to słuchawki nie zawsze idealnie przylegają do uszu. Co za tym idzie, wytłumienie pozostawia sporo do życzenia. To ważne o tyle, że rodzina Audictusów jest dosyć głośna. Jednak jadąc pociągiem lub autobusem aż strach podkręcić poziom dźwięku, co by nie przeszkadzać współpasażerom. Nawet w tej kategorii cenowej mogło być troszkę lepiej.

Jestem za to pozytywnie zaskoczony niezawodnością modułu Bluetooth 4.2.

Słuchawki Audictus Winner parowałem bezprzewodowo z telewizorem, smartfonem, tabletem oraz laptopem. Testowany model pracował pod Tizenem, Androidem, iOS oraz MacOS. Przez ponad miesiąca takiego żonglowania słuchawkami ANI RAZU nie miałem problemu z połączeniem. Ponadto nigdy nie odnotowałem lagów. Co najważniejsze, dźwięk wysyłany bezprzewodowo jest równie dobry (chociaż minimalnie inny) jak ten odsłuchiwany po kablu.

Pod względem bezprzewodowych parametrów technicznych mamy dwie dziesiątki - 10 metrów zasięgu oraz 10 godzin działania na jednym ładowaniu. W praktyce moje Winnery trzymają 8 godzin z pokaźną górką, co również jest niezłym wynikiem. Przypominam, że wciąż mówimy o słuchawkach za 150 zł. Pełne ładowanie za pośrednictwem gniazda micro-USB trwa z kolei 2 godziny. Poziom ładowanego akumulatora sygnalizuje malutka dioda.

Podoba mi się nawigacja, nie podoba mikrofon.

Na obudowie lewego nausznika znajdują się wszystkie potrzebne przyciski. Włącznik słuchawek znajduje się obok gniazda AUX oraz przycisków do regulacji głośności. Audictus Winner pozwala na odbieranie i kończenie połączeń telefonicznych, a także szybką zmianę utworu na iOS oraz Androidzie. Więcej do szczęścia naprawdę nie potrzebuję. Warto dodać, że po podłączeniu kabla słuchawki automatycznie przechodzą w tryb przewodowy, oszczędzając akumulator.

Dobre wrażenie psuje jakość mikrofonu. Jednostka zainstalowana głęboko w prawym nauszniku kiepsko radzi sobie z przechwytywaniem mowy. Rozmawiać jak najbardziej się da, ale wasi dyskutanci lepiej niech nie oczekują czystej, powalającej jakości audio. Winnery zbierają sporo szumów i brudów z otoczenia. Trzeba to mieć na uwadze. Szkoda, że w przewodzie kablowym nie zainstalowano dodatkowego mikrofonu lepszej jakości. Rozumiem jednak, że budżet nie jest z gumy.

Audictus Winner może się nazwać zwycięzcą w obszarze dźwięku.

Od razu czuć, że za konfigurację tych słuchawek odpowiadają ludzie z zamiłowaniem do muzyki. Pierwsze oznaki rozsądnego podejścia do projektu zdradza już płaski kabel łączący oba nauszniki. Ktoś tutaj odrobił pracę domową. Jak na swoją kategorię budżetową, słuchawki naprawdę dobrze grają. Jednocześnie Winnery nie posiadają żadnych cech, które sprawiałyby, że model nabiera wyjątkowego, unikalnego brzmienia.

Bas nie przykrywa innych tonów, co jest niestety powszechne w tanich modelach. Słuchawki uznaję za ciepławe, ale nie ciepłe. Brzmienie podkręcono w ten sposób, aby wydawało się jak najbardziej naturalne (to nie paradoks). Mimo tego brakuje pewnej głębokości charakterystycznej dla droższych modeli. Scena na długości praktycznie nie istnieje. Świetnie wypadają za to wszelkiego rodzaju strunowce i instrumenty szarpane. Rockowe hity z przełomu wieków wchodzą aż miło.

Rock, metal, funk to środowisko naturalne Winnerów. Osoby przyzwyczajone do potężnych basów niszczących branżę muzyczną mogą czuć brak uderzenia. Z tego samego powodu Audictusy średnio spisują się przy grach, filmach i serialach. Jeśli jednak chcecie iść do pracy z By The Way od Red Hot Chilli Peppers na uszach, to będzie was rozrywać od zastrzyku muzycznej energii. Szyja sama zacznie chodzić do przodu i do tyłu.

Największe zalety:

  • Uczciwy, solidny stosunek ceny (150 zł) do możliwości
  • Dobrze nastrojone pod dobrą muzykę
  • Niezawodny moduł bezprzewodowy, wszechstronne zastosowanie
  • Można bez wstydu wziąć w miasto
  • Etui w zestawie

Największe wady:

REKLAMA
  • Mikrofon
  • Kiepskie tłumienie

Impakt po raz kolejny wydał produkt z uczciwym, korzystnym stosunkiem ceny do jakości. Audictus Winner to dobre bezprzewodowe słuchawki na start, które nie zabiją budżetu ucznia lub studenta. Za 150 zł trudno żałować takiego zakupu.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA