Pytanie na otwarcie tygodnia - czy nadal korzystasz z Asystenta Google?
Minął ponad miesiąc odkąd Asystent Google’a jest dostępny w Polsce na smartfonach z Androidem i dwa tygodnie, odkąd trafił na iOS-a. To dobry moment, by zadać sobie pytanie – czy było na co czekać?
Nie ma w tym cienia przesady: oficjalny debiut Asystenta w Polsce to poważna sprawa. Technologie interakcji głosowej według wszelkiego prawdopodobieństwa są „the next big thing”, a niestety dotychczas wszystkie liczące się innowacje w tym temacie omijały Polskę szerokim łukiem. Można więc śmiało powiedzieć, że w dniu, w którym Google Assistant oficjalnie stał się dostępny w naszym kraju, na swój sposób przestaliśmy być wykluczeni cyfrowo.
Asystent Google po polsku – do czego się przydaje?
Pełna lista możliwości Asystenta jest zbyt długa, by wymienić tu wszystkie funkcje, a do tego stale się powiększa. Dość jednak powiedzieć, że Asystent potrafi naprawdę wiele. Może za nas wyszukać informacje w Sieci, uruchamiać aplikacje, zarządzać planem dnia czy sterować inteligentnym domem.
W miarę jak będzie pojawiać się coraz więcej „akcji”, czyli aplikacji dla Asystenta, inteligentny pomocnik będzie umiał jeszcze więcej. Już dziś potrafi na zawołanie np. przeczytać najnowsze wiadomości z niektórych gazet i mediów cyfrowych.
Niestety póki co z Asystenta oficjalnie możemy korzystać niemal wyłącznie na smartfonach i kompatybilnych słuchawkach. A to znacząco ogranicza jego użyteczność.
Osobiście korzystam z Google Assistant już od października ubiegłego roku i prawdę mówiąc, każdą czynność, którą może wykonać za mnie asystent, jestem w stanie wykonać szybciej i sprawniej po prostu dotykając ekranu. Asystent będzie o wiele bardziej przydatny w inteligentnych głośnikach czy innych sprzętach domowych – na smartfonie przydaje się sporadycznie.
Pomijając początkową fazę testowania możliwości, z Asystenta nie korzystam praktycznie wcale.
Czasami poproszę go o włączenie nawigacji, gdy jadę samochodem. Sporadycznie zapytam o coś idąc ulicą, gdy nie chcę się zatrzymywać, by wpisać pytanie w wyszukiwarkę, albo ustawię minutnik parząc poranną kawę. Od czasu do czasu uciechę sprawi mi włączenie latarki komendą „Ok, Google – Lumos”, gdy idę na spacer z psem i nie chcę zdejmować rękawiczek.
Poza tymi przykładami Asystent jest dla mnie marginalnie użyteczny, a to, co robię z nim teraz, mogłem robić z telefonem już od dawna; nie wykracza to bowiem poza spektrum możliwości zwykłych komend głosowych.
W płynnym korzystaniu z Asystenta Google przeszkadza mi przede wszystkim brak dwóch funkcji: ciągłej rozmowy i voice match. Ta pierwsza to umiejętność nasłuchiwania kolejnych pytań przez kilka sekund po udzieleniu odpowiedzi na poprzednie. Dzięki temu nie trzeba za każdym razem zaczynać pytania od „ok, Google”, ale można w miarę naturalnie konwersować z Asystentem.
Druga to możliwość odblokowywania ekranu komendą głosową. W tej chwili Asystent tego nie potrafi, więc gdy chcę go o coś zapytać, gdy telefon jest zablokowany (a np. mam brudne ręce) i tak nie będzie w stanie mi pomóc.
Obydwie wyżej wymienione funkcje są dostępne w anglojęzycznej wersji Asystenta, więc mam nadzieję, że ich odblokowanie w Polsce to tylko kwestia czasu.
Gdy te dwie funkcje zostaną dodane, Asystent Google na smartfonach stanie się po stokroć bardziej użyteczny i przyjemny w obsłudze. Na prawdziwy rozkwit Asystenta i tak jednak będziemy musieli poczekać do czasu, aż w Polsce pojawią się inteligentne głośniki, których wysyp zobaczyliśmy w ubiegłym roku za oceanem.
Pytanie na otwarcie tygodnia brzmi: czy nadal korzystasz z Asystenta Google?
Jeśli tak, to w czym najbardziej się przydaje? Komentarze są do waszej dyspozycji.