Facebook wspierający lokalne media jest jak myśliwy dokarmiający zwierzynę
Giganci technologiczni nie są najlepszymi aniołami stróżami mediów, ale to nie znaczy, że nie starają się na nich pozować.
Facebook ogłaszając, że w ciągu najbliższych trzech lat przeznaczy 300 mln dol. na rozwój lokalnego dziennikarstwa, złapał wszystkich za nasze zbiorowe lokalne serce. Decyzja taka została ponoć podyktowana na zasadzie vox populi, vox dei. Z badań firmy wynika, że my, użytkownicy niebieskiego ef, łakniemy wiadomości lokalnych jak nastolatki serduszka pod selfie.
Pożądam faktów. Tylko poważne oferty.
Trudno nie uśmiechać się z przekąsem czytając tę wiadomość. Poprzedni rok Facebook zaczął od rewolucjonizowania tego, jakie treści są nam wyświetlane. Miało być wartościowo, osobiście i lokalnie. Jakość naszych tablic miała poszybować w górę, relacje z bliskimi zacieśnić, a czas spędzany na platformie stać się nagle wartościowy. Jest początek 2019 r. i wszystkie te zapowiedzi wydają się równie śmieszne jak przed rokiem. A może nawet śmieszniejsze.
To, co udało się zrobić Facebookowi dzięki zmianie algorytmu, to przede wszystkim wybić kilku mniejszych wydawców. Zmieniając z dnia na dzień zasady gry na platformie, na której oparli się niektórzy z nich, efektywnie ich z niej wyciął. Firma zachowuje się trochę jak myśliwy, który w zimie dokarmia zwierzęta, a potem wychodzi na łowy ze strzelbą, żeby podregulować trochę ich populację. Nikt nie ma zresztą tak wielkich możliwości dokarmiania małych wydawców jak Facebook i Google. To oni mają w swojej kieszeni dużą część rynku reklamowego w internecie. To te firmy podsuwają codziennie setki artykułów spragnionym informacji internautom. Kontrolują, co czytamy i za co płacimy, patrząc na reklamy.
Fake Newsy jak były w 2018 r., tak są na początku 2019 r.
Rok temu Google także ogłaszał wielkie wspieranie lokalnych mediów. Coś jest z tymi technologicznymi firmami, że lubią pokazywać, jak bardzo wspierają lokalne dziennikarstwo i stoją na jego straży. Może dlatego, że ono się dobrze kojarzy i mniej polaryzuje niż wspieranie dużych koncernów.
Lokalne dziennikarstwo jest na tyle mniej narażone na rozpowszechnianie fake newsów, że wiadomości dotyczące naszych najbliższych ulic, radnych i ich inicjatyw łatwiej jest zweryfikować. Fałszywe informacje o lokalnym polityku będą też miały mniejszy zasięg niż wiadomość dotycząca osoby z pierwszych stron Pudelka, więc niewiele osób się o nich dowie.
Większość z pieniędzy zaoferowanych przez Facebooka pozostanie w Stanach Zjednoczonych, jednak część trafi do Europy na przykład w ramach dofinansowania realizowanego też w Polsce Facebook Journalism Project.