Samsung jest naszą jedyną nadzieją na hologramy z Gwiezdnych wojen
Koreański producent smartfonów pochwalił się właśnie swoim najnowszym patentem, dzięki któremu kolejne generacje Galaxy będą wyświetlać trójwymiarowe hologramy rodem z Gwiezdnych wojen. Cóż, uwierzę, jak zobaczę.
Wybaczcie mój sceptycyzm. Ale o tym, że jakaś firma za chwilę zaprezentuje sposób na wyświetlanie prawdziwych, trójwymiarowych hologramów słyszałem już kilkadziesiąt razy. Nintendo swojego czasu reklamowało w ten sposób swoją przenośną konsolę 3DS, w której efekt 3D osiągnięto przy pomocy starej sztuczki z dwoma ekranami i lekko zmodyfikowanym obrazie, wyświetlanym dla każdego oka.
Jeśli chodzi o ostatnią falę nieudanych eksperymentów z obrazem 3D, to na honorową wzmiankę zasługuje na pewno smartfon RED Hydrogen One. Jego wyświetlacz mógł działać w trybie 3D, bez konieczności zakładania specjalnych okularów przez użytkownika. Z tym samym rozwiązaniem eksperymentowali kilka lat temu producenci telewizorów. O jego przyjęciu przez klientów najlepiej świadczy to, że tegoroczne smart tv (oprócz kilku niedobitków) nie oferują już tej funkcji.
Holograficzne wyświetlacze istnieją. Ale nie nadają się do użytku domowego
W tym miejscu na wzmiankę zasługują trzy rozwiązania. Pierwszym z nich jest projektor holograficzny Heliodisplay. W dużym uproszczeniu działa on następująco: mamy listwę, która emituje mikrocząsteczki jakiegoś gazu (producent zasłania się tajemnicą handlową), od których odbijany jest obraz z projektora. Wygląda to już całkiem futurystycznie. Chociaż dwuwymiarowość, falowanie i ogólna niedoskonałość wyświetlanego w ten sposób obrazu sprawiają, że jest to raczej ciekawostka, na którą można pogapić się przez chwilę w centrum handlowym, niż produkt, na którym chciałbym oglądać filmy w domu.
Kolejnym wynalazkiem, który najbardziej przypomina gwiezdnowojenną fikcję jest japoński projektor LPEID (Laser Plasma Emission 3D Image Display), zaprezentowany na targach CES w 2011 r. Tutaj obraz jest już w pełni trójwymiarowy, ale o wyświetlaniu go w kilkunastu mln kolorów możemy co najwyżej pomarzyć. Wynika to ze sposobu działania: projektor emituje bowiem wysokoenergetyczne wiązki lasera, które przecinając się tworzą widoczną w postaci wokseli plazmę. Bardzo pomysłowe rozwiązanie, ale znowu - przy hologramach z Gwiezdnych wojen wypada strasznie biednie.
Pomysł numer trzy pochodzi z Polski i nazywa się Leia Display System. Tak, chodzi o tą Leię. Niestety polskie urządzenie również ogranicza się do wyświetlaniu obrazu w dwóch wymiarach. Do tego, rolę ekranu pełni tu warstwa pary wodnej, która przekreśla domowe zastosowanie LDS (chyba, że nie przeszkadza wam grzyb na ścianie) i sprawia, że obraz nigdy nie będzie do końca ostry. Pomysł sam w sobie jest całkiem niezły i zapewne sprawdziłby się w roli reklamowego billboardu (fogboardu?) w witrynie sklepowej, albo na deskach teatru, ale to tyle.
Samsung twierdzi, że jego patent jest zupełnie inny
We wniosku patentowym zgłoszonym do World Intellectual Property Office i United States Patent and Trademark Office możemy przeczytać o wykorzystaniu przestrzennych modulatorów światła i zjawiska dyfrakcji (rozproszenie fali światła). Opis nie jest oczywiście zbyt rozbudowany, ale trudno się temu dziwić. To w końcu wniosek patentowy. Nie wiadomo nawet, czy Samsung postanowił zgłosić go w ciemno, czy rzeczywiście dysponuje już prototypem urządzenia zdolnego do wyświetlania trójwymiarowych hologramów unoszących się nad wyświetlaczem telefonu.
Mam nadzieję, że tak będzie. Brakuje mi bowiem jakiegoś nowego efektu wow, który wstrząsnąłby skostniałym ostatnio rynkiem smartfonów. Co roku dostajemy od producentów to samo: trochę lepszy aparat, trochę szybsze podzespoły i trochę szerszy ekran. Nuda. Dlatego mocno trzymam kciuki za Samsunga. Jeśli te ich hologramy okażą się być kolejnym niewypałem, to zostają jeszcze składane smartfony. Coś w końcu zacznie się dziać.