Najlepsze gry niezależne PGA 2018 - od adaptacji Franza Kafki po Limbo w Wałbrzychu
Na tegorocznym Poznań Game Arena obecność dużych, mainstreamowych wydawców była silniejsza niż zwykle, ale to gry niezależne były jak zwykle sercem imprezy. Oto najciekawsze z nich.
Brassheart (PC)
Przygodówki point and click to gatunek, który od lat żyje sobie po cichutku poza głównym nurtem. Nigdy nie umarł, ale też trudno mówić, żeby przeżywał jakiś złoty czas. Wielu deweloperów skłoniło się raczej ku grom narracyjnym, które element zagadek sprowadzają do smutnego minimum.
Dlatego tym bardziej cieszy tak silny reprezentant gatunku wśród indyków tegorocznego PGA. Brassheart to point and click od polskiego studia Hexy Studio, które dotąd zajmowało się grami planszowymi. Tworzona przez czteroosobowy zespół gra opowie o Poli Zagórskiej, córce ekscentrycznego inżyniera próbującej powstrzymać zbuntowaną, inteligentną maszynę różnicową. Tytuł osadzony jest w alternatywnych latach dwudziestych oblanych diselpunkowym sosem.
Inspiracje? Broken Sword (szczególnie „dwójka”) czy The Day of the Tentacle. Czuć to w żartobliwych rozmowach postaci czy bardzo ładnym, kreskówkowym stylu artystycznym. Zaprezentowane demo oferowało też przyjemne zagadki - niezbyt trudne, ale jednocześnie nie tak łatwe, by ziewać pod nosem. To, co jest diabelnie interesujące, to fakt, że Pola podczas swoich wędrówek odwiedzi też miejscówki osadzone w Polsce, a na swojej drodze spotka postacie inspirowane historycznymi Polakami. Gra ciągle wymaga dopracowania w kwestii animacji i głosów postaci, ale drzemie w niej duży potencjał na świetnego, oldskulowego point and clicka, szczególnie atrakcyjnego dla polskiego odbiorcy.
Project Downfall (PC, Xbox One, Nintendo Switch)
Co się stanie, kiedy połączymy Johna Wicka, Hardcore Henry'ego, Hotline Miami i narkotyczny roller coaster? Project Downfall. MGP Studio, odpowiedzialne choćby za cyberpunkowego Sinlessa czy inspirowanego Bloodbornem Sand is the Soul, przygotowuje mrocznego, psychodelicznego FPS-a.
Project Downfall to przede wszystkim dynamiczna elektronika, neonowe poświaty i brutalna rozgrywka. Główny bohater przedawkowuje legalnie przypisane leki i zaczyna siać zniszczenie na ulicach miasta. Kolejne tabletki pozwalają mu spowolnić czas lub wywalać drzwi kopniakiem. Nasza postać ma też do dyspozycji pokaźny arsenał broni. Giwery przydadzą się podczas intensywnych strzelanin inspirowanych wspomnianymi już filmami akcji czy choćby "Pulp Fiction".
Charakter gry jest czysto arcade'owy - za wyczyszczenie poziomu dostajemy punkty, nagradzani jesteśmy za styl. Nawet normalny poziom trudności potrafi dać w kość, jako że zarówno my, jak i przeciwnicy giną od jednego albo dwóch strzałów. Nasze wyniki lądują potem na leaderboardach, twórcy celują więc w aspekt rywalizacyjny. Jednocześnie gra zaoferuje też mroczną, brudną historię, która nie będzie tylko pretekstem do strzelania.
8874 (PC)
8874 jest przypominającą Inside czy Limbo grą przygodową osadzoną w Wałbrzychu. Za pomocą techniki fotogrametrii odtworzono zarówno samo miasto, jakie i jego dzikie, tajemnicze okolice. Twórcy zapewniają, że wszystkie miejsca, która odwiedzamy w 8874, istnieją naprawdę.
Już samo to brzmi świetnie, prawda? A kiedy dodamy do tego dziwną, horrorową atmosferę i scenariusz inspirowany wałbrzyskim folklorem, brzmi jeszcze lepiej. W zaprezentowanym demie w lesie ścigał nas wściekły olbrzym, szukaliśmy też pereł księżnej Daisy z wałbrzyskiego Zamku Książ, którą niektórzy mogą kojarzyć choćby z "Ciemno, prawie noc" Joanny Bator. Pięknie to wszystko wygląda, jeszcze lepiej brzmi. Klimat można ciąć nożem.
W demie gorzej wypadały animacje głównego bohatera i sama rozgrywka. Czuć, że produkcja jest jeszcze nieoszlifowana, bo nie dość, że nasza postać porusza się dosyć pokracznie, to jeszcze ma niewiele do roboty poza chodzeniem w lewo/prawo. Mam nadzieję, że zostanie też zmieniony aktor głosowy, który kompletnie nie pasuje do przydzielonej postaci włóczącej się po lesie pełnym zjaw.
Są to jednak kwestie, które wciąż można poprawić. Sam fundament póki co prezentuje się znakomicie. Gier obrazujących Polskę i polską kulturę wciąż jest bardzo mało, więc warto trzymać kciuki za 8874, zaplanowane już na początek przyszłego roku.
Driftland: The Magic Revival (PC - wczesny dostęp)
Świat fantasy niczym w SpellForce ulega kataklizmowi, który dzieli go na zawieszone w przestrzeni wyspy. Między czterema rasami - ludźmi, krasnoludami i dwoma odmianami elfów - rozpoczyna się walka o dominację nad zniszczoną krainą. A gdzie lepiej walczyć o dominację niż w strategii 4X?
Grając w Driftland, trudno uwierzyć, że za grę odpowiada dziesięcioosobowa ekipa. Tytuł jest rozbudowany, dobrze wygląda i nie razi niedoróbkami. Fani strategii i magicznych klimatów powinni być usatysfakcjonowani. Szczególną uwagę zwraca system wspomnianych wysp - zaczynamy z jedną, a potem musimy łączyć się z innymi za pomocą potężnych czarów i budowania mostów. Poszerzanie naszego archipelagu sprawia satysfakcję; tak samo jak obserwowanie sprawnie funkcjonującego królestwa.
Naszym jednostkom zlecamy różne zadania, ale nie sterujemy nimi bezpośrednio. Podczas walk możemy je po prostu wspierać zaklęciami. Co ciekawe, twórcy podkreślają, że wszystkie postacie obdarzone są wolną wolą i mogą nie wykonać naszego rozkazu. Podczas PGA nie miałem okazji przekonać się, jak w praniu sprawuje się ten mechanizm - wszyscy byli raczej posłuszni - niemniej tkwi w nim z pewnością potencjał na interesujące zależności.
Driftland jest we wczesnym dostępie Steama niemal od roku. W ciągu nadchodzących miesięcy do gry zawita dyplomacja, pierwsza z czterech kampanii dla pojedynczego gracza i wreszcie multiplayer. Twórcy nie zajmują się wszystkim jednocześnie i pewnie dzięki temu właśnie aktualna wersja Driftland sprawia wrażenie tak dopracowanej. W tym świetle nie dziwi, że to właśnie ta gra zdobyła podczas imprezy nagrodę najlepszej gry niezależnej PGA 2018.
Na PGA można znaleźć gry w najróżniejszych stadiach zaawansowania. Premierowe hity dużych wydawców, nieoszlifowane dema gier niezależnych... czy zaledwie krótkie prezentacje projektów będących na początku produkcyjnej ścieżki. ColdRed zalicza się do ostatniej kategorii, a mimo to jest grą, która osobiście zapadła mi w pamięć najmocniej.
Wszystko przez tę atmosferę. ColdRed dzieje się alternatywnych Stanach Zjednoczonych pod rosyjską okupacją. Świat jest trójwymiarowy, ale obserwujemy go z boku, jak w grze dwuwymiarowej. Gdy skręcamy w ciemną alejkę albo wchodzimy do knajpy, kamera płynnie, bez żadnych cięć, podąża za nami i ponownie ustawia się w perspektywie 2D. Robi to fantastyczne wrażenie, ale to nie jedyny wizualny wyróżnik ColdRed. Cały świat gry - inspirowany neo-noire czy cyberpunkiem - przypomina bowiem szarą makietę. Jedynym źródłem koloru są wszelkie światła - czy to latarni, czy neonów. Kolorowe będą też postacie, mające przypominać ruchome rysunki.
W ColdRed wcielimy się w agentkę, która bada sprawę morderstwa swojego przełożonego. Mamy mieć do czynienia z grą przygodową, ale pod kątem rozgrywki będzie jej bliżej do gier narracyjnych w rodzaju Life is Strange niż klasycznych point and clicków. Premiera planowana jest na końcówkę 2020, więc jeszcze kawał drogi przed nią, niemniej warto o niej pamiętać. Fragmenty zaprezentowane na targowej prezentacji zostają w głowie. Zapowiada się wyjątkowo.
Space Cows (PC, Nintendo Switch)
W tym wypadku mamy do czynienia z jedną z najbardziej dopracowanych gier niezależnych tegorocznego PGA. Demo Space Cows prezentowało wysoki poziom - wszystko tam działało tak, jak powinno, więc premiera zaplanowana na pierwszy kwartał 2019 roku wydaje się jak najbardziej realna.
Space Cows to oblany absurdalnym sosem twin-stick shooter, w którym jako nagi farmer inwigilujemy mleczną stację kosmiczną, by uratować naszą ukochaną, porwaną przez obcych krowę Betsy. Tak że tego. Gra oferuje intensywne, zwariowane starcia z mutantami w zerowej grawitacji. Akcja jest szybka i trudna do ogarnięcia, ale po naszej stronie jest zwalnianie czasu i elementy otoczenia mogące przechylić szale bitwy. Kiedy natomiast uda nam się dotrzeć do jakiejś zniewolonej krowy, ratujemy ją za pośrednictwem jednej z zakręconych minigierek.
Tak, to wszystko jest tak szalone, jak brzmi, i jest to najmocniejszy punkt tytułu. Uroczy styl artystyczny, wymagająca rozgrywka, duża dawka głupkowatego humoru... Oto Space Cows. Dość powiedzieć, że w demie ginąłem raz za razem, ale satysfakcjonujący gameplay sprawiał, że ciągle próbowałem od nowa.
Back to 1998 (PC)
Uroczy, intrygujący projekt tworzony przez zaledwie dwie osoby pod banerem Bold Pixel. W pixelartowej oprawie poznajemy historię gościa, który uwięziony w szarej korporzeczywistości cofa się do wspaniałych lat dziewięćdziesiątych. A tam... dyskietki, gumy Turbo i szklane kulki zwane też marmurkami. Słowem: nostalgia. Trzema słowami: dużo, dużo nostalgii.
Back to 1998 ma być grą przygodową biorącą na warsztat tytułowy schyłek poprzedniego wieku. Targowe demo oferowało proste, humorystyczne zagadki, jak choćby klejenie kabli wspomnianą już kultową gumą. Podczas rozgrywki na starym kompie wewnątrz świata przedstawionego zagramy też w minigry, które prostotą i wysokim poziomem trudności mają nawiązywać do początków naszego medium.
Kiedy dodamy do tego stosowny do czasów soundtrack, luźno napisany scenariusz i ogromny potencjał na wykorzystanie licznych motywów kojarzonych z latami dziewięćdziesiątymi... No cóż, warto mieć oko na Back to 1998.
Weaving Tides (PC)
Weaving Tides zwraca uwagę przede wszystkim swoją śliczną, bajkową oprawą. Intryguje też rozgrywka opierająca się na motywie szycia. Jako chłopiec o tajemniczym pochodzeniu przemierzymy świat stworzony z włókien materiałów. Będziemy cerować jego dziury i zaszywać atakujące nas potwory. Rozgrywka w demie była co prawda jeszcze trochę sztywna i nieintuicyjna, ale Weaving Tides nadrabiało uroczą atmosferą.
Twórcy jako swoją inspirację podają The Legend of Zelda. Tutaj również natkniemy się na pełnoprawne dungeony, w których rozwiążemy złożone zagadki, a na końcu zmierzymy się z bossem. Poza tym rozwiniemy naszą postać, zdobędziemy nowe umiejętności i przeprowadzimy sporo rozmów z postaciami niezależnymi.
Osoby, którym nie chce się poznawać historii, będą z kolei mogły odpalić tryb "sandboksowy", w którym wyszyjemy, co nam się żywnie podoba. I znowu - za grę odpowiadają zaledwie cztery osoby, a na aktualnym etapie naprawdę robi wrażenie. Premierę zaplanowano dopiero na początek 2020, więc wszelkie niedociągnięcia pewnie zostaną jeszcze, ho, ho, zaszyte.
Metamorphosis (PC)
A może tak klasyka literatury przedstawiona w formie gry przygodowej zbudowanej na Unreal Engine? Czemu nie. Metamorphosis inspirowane jest zarówno "Przemianą", jak i "Procesem" Franza Kafki. Wcielamy się w Gregorego Samsę przemienionego pewnego dnia w robaka i próbujemy pomóc naszemu przyjacielowi, bezpodstawnie aresztowanemu Józefowi K.
Mamy więc miks dwóch historii Kafki podany jako przygodówka. Akcję przedstawiono z perspektywy pierwszej osoby, a zagadki przestrzenne zaprezentowane podczas dema skupiały się głównie na tym, jak za pomocą robaczka dostać się do trudno dostępnych miejsc. Twórcy ciekawie bawią się skalą, w której ołówki są naszymi mostami, a spojrzenie urzędnika aresztującego właśnie Józefa K. może zakończyć się naszą rychłą śmiercią. Na dodatek nie zwiedzamy nudnych współczesnych pokoi, tylko starannie zaprojektowane, praskie wnętrza z lat 20. ubiegłego wieku.
Wszystko to składa się na interesujący, nieco absurdalny a zarazem złowieszczy klimat. Rzeczywiście czuć w tym Kafkę. Rozgrywka angażuje, szczególnie że wędrując robakiem, ciągle słyszymy i obserwujemy sceny dziejące się wśród ludzi. Gdyby jeszcze tylko aktorstwo głosowe było mniej flegmatyczne... Domyślam się jednak, że to po to, by sensownie rozszerzyć czas, jaki mamy na spełnianie kolejnych celów. Mam jednak nadzieję, że twórcom uda się jeszcze znaleźć złoty środek w tej kwestii, bo poza tym... łał.
Strength of the Sword ULTIMATE (PC - wczesny dostęp)
Gdyby wziąć system walki z Dark Souls, dodać do niego fantasy z robotami i spakować formułą bijatyki, otrzymalibyśmy własnie coś w rodzaju Strength of the Sword ULTIMATE. Ta gra niezależna na pierwszy rzut oka nie wygląda specjalnie urodziwie, ale nadrabia stylistyką (gibkie mechy walczące z goblinami za pomocą miecza czy miotacza płomieni) i rozgrywką.
Podczas walk toczonych na arenach rzeczywiście można poczuć ducha gier From Software. Kluczowe jest blokowanie i umiejętne uniki. Do tego dochodzą combosy, specjalne umiejętności, ładowanie energii... Jest w czym stawać się lepszym. Pojedynki sprawiały frajdę zarówno w trybie dla pojedynczego gracza, jak i w multiplayerze.
Co ciekawe, postacie nie będą z góry narzucone. Sami wybierzemy nasze wyposażenie spomiędzy szerokiego wachlarza mieczy, tarcz, pancerzy i innych broni. Twórcy chwalą się niemal dwoma milionami możliwych kombinacji. Wiadomo, to tylko efekciarskie numerki, niemniej możliwość zaprojektowania swojego wojownika może wprowadzić ciekawą głębię. Grę można testować od października w ramach wczesnego dostępu na Steamie.