Odstawiłem YouTube’a
Przez kilka ostatnich lat ikonka aplikacji YouTube miała swoje miejsce na głównym mojego smartfona. Ewentualnie na drugim pulpicie. Ostatnio, szukając miejsca dla nowej aplikacji, musiałem wyrzucić z pulpitu coś, czego nie używam. Ze zdziwieniem odkryłem, że jest to YouTube.
YouTube właściwie nie ma godnej konkurencji. Bo kto może mu zagrozić i sprawić, że twórcy i widzowie zmienią miejsce, w którym oglądają internetowe wideo? Vimeo? Dailymotion? DTube? Plażo proszę. Nie róbmy sobie jaj.
Jedynym sensownym rywalem YouTube’a może być dzisiaj Facebook i Instagram (Stories i TV), ale… tam użytkownicy przychodzą raczej po inne treści, niż po to, aby oglądać dłuższe materiały wideo.
Ja jednak ostawiłem YouTube’a. Zupełnie nieświadomie i w zasadzie przez przypadek.
Po tym, jak Netflix wszedł do Polski, początkowo nie mogłem się do niego przekonać. Katalog był dość ubogi, materiałów z polskim lektorem lub napisami nie było za wiele. Dzisiaj, z perspektywy czasu, twierdzę, że Netflix zaliczył falstart, którym mógł zrazić do siebie pierwszych klientów. Nie zdziwiłbym się, gdyby była spora grupa osób, która po pierwszym miesiącu lub trzech zastanawiała się, czy jest sens dalej za to płacić. Jednak wytrwałem i dzisiaj Netflix jest moją główną platformą wideo. To tam oglądam najwięcej filmów i seriali.
Oczywiście czasem wracałem jeszcze do YouTube’a. Poza produkcjami Netfliksa znajdowałem odrobinę wolnego czasu, żeby sprawdzić, co nowego i ciekawego pojawiło się na kanałach kilkudziesięciu twórców, których zasubskrybowałem w ostatnich latach. Jednak z każdym dniem, tygodniem i miesiącem robiłem to co raz rzadziej.
Ostatnio już całkowicie nie miałem ochoty na youtube’owe materiały, więc żeby zapełnić w sercu pustkę, kupiłem… abonament HBO GO i teraz oglądam na zmianę rewelacyjne filmy i seriale w Netfliksie i w HBO.
Nie napiszę nic odkrywczego stwierdzając, że produkcje dostępne w Netfliksie i HBO biją na głowę zdecydowaną większość youtube’owych treści. Nie te budżety, nie to zaplecze, nie to doświadczenie. Youtube’owi twórcy nie mają szans konkurować z gigantami VOD i streamingu. Wiedziałem o tym od zawsze, ale teraz jakoś mocno do mnie ta myśl dotarła.
Odnoszę wrażenie, że youtuberzy zaczęli gonić swój własny ogon.
No bo ile lat można oglądać vlogi Gonciarza, czy innego Polaka, który żyje w ciekawym miejscu na świecie? Ile wygłupów chłopaków z Abstrachuje trzeba zobaczyć, żeby dość do wniosku, że lepiej puścić sobie Przyjaciół na Netfliksie lub Teorię wielkiego podrywu w HBO? Ile setek filmów z recenzjami smartfonów trzeba obejrzeć, żeby powiedzieć: dobra, starczy?
Z kanałami technologicznymi jest już totalna masakra. Wszystkie największe dotyczą niemal wyłącznie smartfonów. Pierwsze wrażenia, testy, recenzje, porównania, drugie wrażenia, recenzje po roku. Ile można? Na Spider’s Web TV próbowaliśmy z tym jakoś powalczyć. Próbowaliśmy nagrywać więcej wideo na inne tematy, ale publiczność jednogłośnie stwierdziła: „wincyj smartfonów!”. Także eksploatujemy ten temat. Choć prywatnie mam go już powyżej dziurek od nosa i uszu.
Ok, teraz pewnie ktoś powie, że YouTube to nie tylko youtuberzy, ale też wykonawcy muzyczni i ich teledyski. Tak, to racja. Ale… po pierwsze wielkim fanem oglądania teledysków nigdy nie byłem, a po drugie znalazłem je w Apple Music i co kilka dni układam sobie playlistę z ulubionych klipów. (Tak, jakby ktoś pytał, to nadal trwam przy decyzji o porzuceniu Spotify na rzecz Apple Music i jestem bardzo zadowolony). Apple Music jest do oglądania teledysków nawet lepszy od YouTube’a, bo nie ma w nim reklam. W niektórych krajach można co prawda płacić za YouTube’a Premium i w ten sposób pozbyć się reklam. W Polsce tego (legalnie) nie da się zrobić. A szkoda, bo płatny YouTube, pozbawiony reklam, z dostępem do dodatkowych treści i z bazą utworów Muzyki Google mógłby sprawić, że nie porzucałbym tej platformy.
Stało się jednak inaczej - zupełnie niespodziewanie trio w składzie Netflix, HBO i Apple Music pokonało u mnie YouTube’a.
Nie żebym celowo szukał sposobu, aby go zastąpić. Tak jakoś wyszło. Przez przypadek, ale z efektów jestem bardzo zadowolony.
A YouTube? Czasem obejrzę jakiś film, o ile został umieszczony na stronie internetowej lub trafię na niego na Reddicie. Jednak na stronie głównej YouTube’a nie byłem od wielu tygodni. Listy subskrypcji nie przeglądałem jeszcze dłużej.