Miało być dobrze, a wyszło jak zawsze. Mali przedsiębiorcy drżą przed mechanizmem podzielonej płatności
Nie jest tajemnicą, że oczkiem w głowie premiera Mateusza Morawieckiego jest ściągalność podatku VAT. Trudno się dziwić. Biorąc pod uwagę społeczne propozycje rządzących (program 500+, „trzynastka” dla emerytów i inne) trzeba mieć z czego na nie wyłożyć. I być może nadchodzący właśnie split payment takim wsparciem będzie. Ale może też naprawdę sporo napsuć.
Split payment, czyli kuszenie rządu.
Od 1 lipca w życie wchodzi nowa ustawa dotycząca podatku VAT. Wprowadza sporo zmian. Jedną z nich jest split payment, czyli podzielona płatność. Na czym to polega? Kupujący przelewa należną kwotę nie na jeden, jak do tej pory, ale na dwa rachunki. Wartość netto na jeden, a kwota należnego z tego tytułu podatku VAT – na drugi.
Według rządu to pomoże uporządkować podatkowy stół. Dlatego zachęcają jak mogą firmy, żeby te już od 1 lipca zaczęły praktykować podzieloną płatność. Ci, którzy się skuszą, nie będą musieli przejmować się więcej zaległościami podatkowymi drugiego kontrahenta. Nie będą też musieli martwić się odsetkami i sankcjami w przypadku, kiedy skarbówka zakwestionuje podaną w zeznaniu wysokość VAT.
Najwięksi już się zgłaszają.
Największe spółki w kraju, takie jak KGHM, Tauron, czy Grupa Lotos już zapowiedziały wprowadzenie w swoich rachunkach split payment. Mimo, ze Ministerstwo Finansów od początku powtarza, że przejście na podzieloną płatność jest jak najbardziej dowolna. Ale potentatom, prowadzącym swoje interesy na co najmniej kilku rachunkach bankowych, ta propozycja jak najbardziej pasuje.
Sprawa ich VAT-u będzie przecież dzięki temu załatwiona. A nawet jak w księgowości ktoś palnie byka, to konsekwencje też nie mają być takie straszne.
Gospodarka to nie tylko giganci.
Mimo że dobrowolność jest w tym aspekcie odmieniana przez wszystkie możliwe przypadki, to split payment będzie miał wpływ także na sektor mikro, małych i średnich przedsiębiorstw. A więc tak naprawdę na całą gospodarkę. Szkopuł w tym, że pozostali już tak pozytywnie podzielonej płatności nie oceniają. Zwłaszcza ci, którzy za rachunki nie płacą przelewem, a gotówką lub kartą. Dla nich widmo utraty płynności finansowej i spirali zaległości stało się bardzo realne.
Zyski liczone w miliardach.
Split payment ma być, wedle rządzących, wisienką na „vatowskim” torcie. Tylko z tego tytułu do 2028 r. skarb państwa ma zyskać aż 82 mld zł. Do tego wszystko będzie transparentne, a chęć ukrycia lub zmniejszenia należnego do zapłacenia podatku VAT – wyjątkowo utrudniona. Uczciwi przedsiębiorcy mają też dzięki podzielonej płatności otrzymać do ręki dodatkowy oręż przeciwko nieuczciwym kontrahentom.
To trochę jak golenie pach siekierą.
Podatek VAT to wyjątkowo głębokie morze. I przez kilkanaście lat „uciekło” z niego naprawdę sporo wody. Tyle, że można byłoby opłacić wiele społecznych bolączek w naszym kraju. I brawa dla rządzących, że chcą z tym zrobić wreszcie porządek. Ale głośne gwizdy za to, że znowu są najmądrzejsi, znowu nie słuchają ekspertów i znowu może wyjść odwrotnie niż zamierzali.
Bo najwięksi sobie poradzą. Choćby dlatego, że muszą. Ale co z solą tej i każdej innej gospodarki? Z mikro i mini przedsiębiorcami? Jak mają się rozwijać z ograniczonym dostępem do pieniędzy? Kredyt ma gonić kredyt? Teraz chcą być uczciwi i efektywni. I żonglują jak mogą. Split payment w ich przypadku to nic innego, jak odebranie piłeczek.
Może okazać się tak że owszem – zyski z podatku VAT będą z roku na rok faktycznie rosły. Ale zaraz obok też z roku na rok będzie maleć liczbą mniejszych przedsiębiorców, których podzielona płatność po prostu wykończy. I wtedy realizowanie kolejnych obietnic społecznych nic nie da. Bo gospodarka będzie leżeć bez ruchu na deskach.