Satya Nadella to fenomen. Tysiące byłych pracowników Microsoftu wróciło do firmy od czasu zmiany prezesa
O tym, jak istotna jest tak zwana kultura prowadzenia firmy Microsoft, przekonuje się po raz kolejny. Zmiany wewnętrzne, w organizacji i sposobie pracy, przynoszą bardzo dobre efekty. W tym kadrowe.
Prezes Microsoftu docenił myślenie swojego poprzednika. Nie tylko kontynuował tak zwaną reformę Ballmera, polegającą na całkowitym przebudowaniu struktury firmy – co miało na celu zniesienie izolacji od siebie poszczególnych jej działów – ale też zmienił sposób funkcjonowania poszczególnych komórek.
Microsoft rzekomo zmienił się znacząco jako miejsce pracy. Jego pracownicy – wypowiadając się zarówno anonimowo, jak i z imienia i nazwiska – zauważają, że to miejsce znów stymuluje kreatywność. Tuż przed reformą Steve’a Ballmera, rozszerzoną przez Satyę Nadellę, wykorzystywano współzawodnictwo i gamifikację, jako główne czynniki motywujące pracowników. Dziś promowane są kreatywność i współpracę.
Możemy jednak snuć teorie spiskowe, że te wszystkie ciepłe wypowiedzi pracowników Microsoftu to jakaś kampania wizerunkowa, potajemnie opracowana przez firmę. Seattle Times przyjrzał się więc innym danym. A konkretniej informacjami z działu kadr Microsoftu.
Byli pracownicy Microsoftu nie mają wątpliwości. Firma znów jest dla nich atrakcyjnym miejscem pracy. Wracają, wręcz masowo.
Od czasu zmiany prezesa w 2014 r. do Microsoftu wróciło 2,2 tys. pracowników. Najwięcej podjęło decyzję o powrocie w 2016 r., kiedy to 897 byłych podopiecznych firmy zdecydowało się na powrót, stanowiąc 14,1 proc. całości nowego zatrudnienia.
Jak wynika z komentarzy, w ostatnich latach panowania Ballmera wielu z inżynierów czuło się wypalonych intensywną pracą i presją wywieraną przez zwierzchników. Dean Lester, inżynier zatrudniony w Redmond, miał dość i opuścił firmę w 2009 r. Jego nowym domem stał się Qualcomm, który – według samego zainteresowanego – zapewniał mu bardzo dobre warunki, bez powodów do dalszych zmian w toku kariery.
Lester, za namową byłych kolegów, zdecydował się jednak dać Microsoftowi drugą szansę. Wrócił do firmy w 2017 r., jest jednym z inżynierów odpowiedzialnych za HoloLens i Windows Mixed Reality. Jak zauważa, w firmie znów czuć energię i entuzjazm.
To szczególnie istotne dla amerykańskiej firmy informatycznej, której kwatera główna nie znajduje się w Krzemowej Dolinie.
Microsoft od zawsze miał problem z pozyskiwaniem utalentowanych inżynierów i programistów. To nie oznacza, że w firmie ich brakuje – w Redmond pracują jedni z najlepszych ludzi w branży – ale oddalenie od kalifornijskiej Doliny Krzemowej od zawsze rodziło problemy. Kto chce zmieniać świat i zna się na informatyce, najpierw szuka swojego szczęścia w Kalifornii, zamiast w Redmond.
Firma ma wiele atutów. Jest jednym z liderów innowacji, i to w wielu różnych dziedzinach. Ma jednak też problem wizerunkowy. Niska pozycja na rynku mobilnym, czy też niezadowalające wyniki Universal Windows Platform, to tylko niektóre z czynników zniechęcających zdolnych inżynierów i programistów do współpracy.
Wizja One Microsoft, jak ma w zwyczaju nazywać ją Satya Nadella, wyraźnie działa.
Atmosfera wśród pracowników firmy rzekomo od dawna nie była tak dobra. Poszczególne działy współpracują ze sobą, zamiast konkurować. Nowe pomysły, lepsze lub gorsze, znajdują uwagę przełożonych. Nie ma też większych problemów z formalizowaniem nowych inicjatyw w godzinach pracy, nawet jeśli potencjalnie obiecujące projekty nie pasują na razie do biznesowych celów firmy.
Steve Ballmer był bardzo niedocenianym prezesem. Wygląda jednak na to, że Satya Nadella ma jeszcze większe pojęcie na temat swojej roli, niż jego poprzednik. Jego zdolności przywódcze powoli przestają być kwestionowane. Teraz tylko pozostaje się przekonać, czy ma równie dobry zmysł jeśli chodzi o planowanie strategii od biznesowej strony.