Kasia Nosowska na Instagramie kpi z bycia fit. I robi to wyśmienicie
Cieszę się, że na Instagramie są tacy ludzie jak Kasia Nosowska, którzy przypominają mi, że jestem człowiekiem i nie wszystko muszę. Ta presja, by być doskonałym i zawsze gotowym, choć bywa irracjonalna, potrafi doprowadzić do obłędu.
Swego czasu w sieci krążył post, który idealnie podsumowywał internetowe życie nie tylko celebrytów, ale wszystkich tych, którzy ulegli magii (zły urok?) tego, że można, a nawet trzeba być bardziej, więcej, mocniej i zawsze. Zawsze gotowym, zawsze na czas. I zawsze ten czas trzeba mieć, nawet jak go się nie ma, co przecież też bywa modne.
Chodzi o to, by mieć czas na slow life, a nie na marnowanie życia. Aby przeć do przodu, rozwijać się, celebrować swoje fantastyczne tu i teraz. Życie, w którym nie ma chorób, gorszych dni, w którym partner nie mruga tak głośno, że zamiast chcieć zamknąć się z nim w sypialni (obowiązkowa relacja z ładną pościelą w tle w mediach społecznościowych), marzysz o tym, aby kopniakiem zamknąć drzwi. Przed jego nosem.
Nawet jeśli mamy trochę oleju w głowie, ulegamy wizjom z gatunku science-fiction (więcej w tym fiction niż science), że ludzie wokół nas prowadzą perfekcyjne życie.
Badań na temat tego, że media społecznościowe wpędzają nas w choroby psychiczne, było chyba więcej niż sama mam zdjęć dodanych na Instagramie. Przyznaję, że i ja uległam temu medium, choć długo się przed tym broniłam. Jest w nas coś z ekshibicjonistów. Tak jak oni nie lubimy być wyśmiewani. Chcemy poklasku dla swoich działań. Chcemy akceptacji i właśnie social media taką pozorną akceptację naszych działań nam dają. Pozorną, bo oprócz tego, że rzeczywiście społeczność potrafi przyklasnąć dobrym zjawiskom i zrugać te złe, to zdarza się przecież, że reakcje, których wielu z nas tak łaknie, swoje motywacje mają gdzie indziej niż tylko w dobrej woli użytkowników danego medium.
Instagram, Snapchat i Facebook to takie rogi obfitości.
Możemy tam być tym, kim chcemy. Nie mamy zmarszczek, zbędnych kilogramów, jesteśmy uśmiechnięci. Oglądamy wycinki z cudzego życia, najlepiej jeszcze kogoś znanego, i zastanawiamy się, co z nami jest nie tak? Dlaczego u nas naprawdę jest wieczór, kiedy odpalimy tego papierosa? I dlaczego w tej chwili leżymy na łóżku i jemy ciastka, zamiast biec z przyjaciółkami na jogę?
Za to - w pewnym sensie - oberwało się Annie Lewandowskiej, która po ciąży promowała idealną i szczupłą sylwetkę. Poniekąd, bo przecież trudno bronić komuś tego, że chce pokazać, jak mu się dobrze wiedzie, mimo że ktoś inny wciąż ma 12 kg nadwagi (bo przecież zawsze będą ci, co mają lepiej i ci, co mają od nas gorzej), zgadzam się i rozumiem to, co Zegadło chciał przekazać. Lewandowska jest tu tylko symbolem tego jak media, w tym media społecznościowe, zaburzają widzenie świata i jak bardzo na nas oddziałują.
A oddziałują tak, że czujemy się gorsi i bywa, że jest nam źle. Nawet jeżeli próbujemy sobie to wszystko racjonalizować, bo przecież sami nie dzielimy się zwykle momentami, w których wyglądamy czy czujemy się źle. I tak dopada nas to, że coś jest nie tak. Tak jakby ci wszyscy ludzie, których my znamy, a oni nas nie, wytykali nam nasze błędy i słabsze momenty. I mówili: nie możesz, powinnaś. Bo mnie się udaje. A tobie nie.
Na szczęście, obok tego trendu jak być wspaniałą i kochaną, ugotować obiad z pięciu dań i zrobić kilka kilometrów przed pracą pojawił się inny. Mamy Chujową Panią Domu, Dead Inside, Magazyn Porażka, Krystyno, nie denerwuj matki, Bohatera czy w końcu Kasię Nosowską na Instagramie.
Ta ostatnia od jakiegoś czasu publikuje krótkie materiały wideo opatrzone hasztagiem #ajazemjejpowiedziala, w których komentuje różne zachowania ludzi i aktualności z szeroko pojętego show-biznesu. Są ironiczne, są zabawne, są celne. Nosowska mówi głosem wielu, którzy stają w opozycji do tego, co trzeba.
Na jej profilu pojawiły się nowe materiały, w których artystka kpi z mody na fit życie.
Z łatwością zamienia fit na fat, a ciężarki na chipsy. I choć sama cenię sobie ruch i myślenie o swojej diecie, wiem, że ta hiperbola jest potrzebna. Cieszę się, że są tacy ludzie jak Kasia Nosowska, która na swoim Instagramie, w pozorne błahych wideo, obnaża prawdę o nas samych. Już dawno daliśmy się zwariować, dlatego głos rozsądku przykryty płaszczykiem (lukrem?) z przesady jest tak cenny.
Warto sobie przypomnieć, że można być happy nawet jeśli jest się fat, że można się codziennie uśmiechać, jeśli nie żyje się w pięknym apartamentowcu, a na śniadanie zjadło kanapkę z szynką, a nie owsiankę ze świeżymi owocami i nasionami roślin, których nazw nie sposób spamiętać.
I to nie o to chodzi, żeby sobie odpuścić i się zapuścić. Ale o to, by umieć sobie odpuszczać. I czasem siebie rozczarować. Ciągle się tego uczę.