REKLAMA

Medyczna marihuana od dzisiaj w polskich aptekach. Mam jednak poważne zastrzeżenia

1 listopada to dzień, w którym medyczna marihuana może być zacząć sprzedawana oficjalnie w polskich aptekach. Nieoficjalnie - nic takiego się nie stanie. I w zasadzie nikt nie wie, kiedy ten stan rzeczy ulegnie zmianie.

medyczna marihuana ustawa
REKLAMA
REKLAMA

Ustawowo, od 1 listopada 2017 r. marihuanę można legalnie sprzedawać w polskich aptekach. Problem polega na tym, że żadna z polskich aptek nie posiada ani grama tej rośliny w magazynie. Ustawa zakłada bowiem, że „surowiec farmaceutyczny”, zanim trafi do aptek, musi zostać zarejestrowany przez Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych. Urząd ten na rejestrację surowca ma 270 dni, więc - rzecz jasna - w najbliższym czasie lecznicza marihuana nie zostanie zarejestrowana.

Co więcej, hurtownie farmaceutycznie nie mają nawet surowca, który mogłyby zgłosić do rejestracji. Żaden polski importer nie podpisał jeszcze umowy z zagranicznym hodowcą medycznej marihuany. Tak, tak, zagranicznym. Rząd Prawa i Sprawiedliwości nie zgodził się bowiem, aby medyczną marihuanę można było uprawiać w Polsce.

Polska będzie sprowadzać medyczną marihuanę z zagranicy. Będzie drogo.

Oficjalnym powodem takiej decyzji są obawy rządu, że część suszu z hodowanych roślin mogłaby trafić na czarny rynek. Niby ma to sens, ale z drugiej strony w Polsce można ubiegać się o pozwolenie na hodowlę maku lekarskiego, z którego m.in. robi się heroinę. Widocznie według polityków marihuana stanowi większe zagrożenie dla ludzi.

No dobrze, ale to tylko przejściowe problemy. W końcu jakiś importer dogada się z jakimś zagranicznym hodowcą, a URPL w końcu surowiec ten zarejestruje. Jak informuje Tomasz Leleno, rzecznik Naczelnej Izby Aptekarskiej, marihuanę będziemy sprowadzać prawdopodobnie z Holandii i z Kanady. I jest to bardzo dobry wybór - oba kraje mogą pochwalić się bardzo wysoką jakością swoich hodowli.

Problem niestety polega na tym, że medyczna marihuana sprowadzana z Kanady i z Holandii będzie droga. Jak szacują aptekarze, za gram medycznej marihuany w polskiej aptece przyjdzie nam zapłacić ok. 50-60 zł. Bez szans na jakąkolwiek refundację. Oznacza to, że miesięczna terapia kosztować będzie pacjenta ok. 2 tys. zł. Przynajmniej oficjalnie.

Skoro ceny będą wyższe, niż na czarnym rynku...

Przy takich cenach wydaje mi się bowiem, że ludzie, którzy rzeczywiście będą potrzebować terapii marihuaną znajdą sobie... tańszą alternatywę. W 2017 r. naprawdę nie trzeba się zbyt wiele nagłowić, żeby zamówić sobie 10 g suszu z konopi przez internet. Dla ostrożności taką paczkę można zaadresować na swojego psa, tudzież chomika i spokojnie czekać na jej dostawę. Nie dość, że tak jest wygodniej, to jeszcze ceny medycznych odmian marihuany w darknecie są niższe, niż te przewidywane przez polskich aptekarzy.

Dlatego coś mi mówi, że ci sprytniejsi i szukający oszczędności pacjenci będą kupować co miesiąc 1-2 gramy legalnie w aptece, żeby w razie kontroli policji móc „wylegitymować się” wykorzystaną receptą. Resztę suszu z konopi pozyskiwać będą nielegalnymi kanałami.

Obawiam się, że nie obejdzie się bez kombinowania.

Co prawda problematyczną kwestią może okazać się sama forma, w jakiej medyczna marihuana będzie sprzedawana w Polsce. Farmaceuci mają na bazie suszu z konopi tworzyć na miejscu tzw. leki recepturowe. Na razie nie wiadomo, co to będą za specyfiki. Jednak w leczeniu marihuaną z grubsza chodzi o dostarczenie do organizmu pacjenta którejś z tych substancji (albo wszystkich na raz): CBD, THC-8, THC-9.

I szczerze mówiąc, nie jest to przesadnie trudne. Aptekarze prawdopodobnie będą przygotowywać specyfiki na bazie alkoholu (najpopularniejszy w tej kategorii jest olej RSO) albo tłuszczy. Przepisy na preparaty z medycznej marihuany są ogólnie dostępne - wystarczy odwiedzić YouTube, żeby zorientować się co i jak.

Obecnie szacuje się, że liczba osób w naszym kraju, którym medyczna marihuana mogłaby pomóc, wynosi ok. 300 tys. Z takim cennikiem i obecną logistyką, działania państwa raczej nie zachęcają do rozpoczęcia terapii legalnymi kanałami. Szkoda.

A mogło być tak pięknie.

A przynajmniej trochę inaczej i moim zdaniem lepiej. Zamiast sprowadzać marihuanę zza granicy, mogliśmy zacząć hodować ja w Polsce. Nie dość, że leki tworzone z niej w polskich aptekach byłyby tańsze, to jeszcze moglibyśmy zacząć ją eksportować i na tym zarabiać. Dobrze zarabiać. Nie wspominając już o tym, że lokalna hodowla mogłaby iść w parze z badaniami tej rośliny. Nie wiemy wszystkiego o jej właściwościach leczniczych, nie wspominając już o jej innych zastosowaniach.

REKLAMA

Zamiast tego damy zarobić państwom bogatszym od nas, a za kilka lat i tak zalegalizujemy nie tylko hodowlę medycznej marihuany, ale i jej rekreacyjne użycie. Zobaczycie, że tak się stanie. To tylko kwestia czasu. Przemysł konopny w USA rozwija się w rekordowo szybkim tempie. I prędzej, czy później Amerykanie wynajmą sobie odpowiednio skutecznych lobbystów, którzy zapewnią im nowy, legalny rynek zbytu - Europę.

Do tego czasu moglibyśmy stworzyć silny, polski przemysł konopny. Zamiast tego zaczynamy od ustawy, która nie zmieni zbyt wiele.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA