Stało się. Streaming właśnie wygrał
Dokonała się kolejna wielka rewolucja rynku muzycznego. Na razie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale to symptomatyczne dla całego świata. Nowym największym i najważniejszym formatem sprzedaży muzyki jest… streaming. I tak już (chyba) pozostanie.
W ciągu swojego bezmała 40-letniego życia byłem świadkiem wielu zmian na rynku sprzedaży muzyki. Pamiętam ery: winyli, kaset magnetofonowych, płyt CD, plików mp3. Gdy w 2009 r. po raz pierwszy zetknąłem się z malutkim szwedzkim startupem Spotify wiedziałem od razu, że przynosi on kolejną wielką rewolucję w sposobie dystrybucji dzieł muzycznych.
I w 2016 r. owa rewolucja w końcu się dokonała.
Jak podaje Amerykańskie Stowarzyszenie Przemysłu Nagraniowego (RIAA), po raz pierwszy w historii, właśnie w 2016 r. dominującym formatem sprzedaży muzyki był streaming. 51 proc. - tyle przychodów branży muzycznej ze sprzedaży dzieł muzycznych pochodziło właśnie z serwisów streamingowych. Nie sprzedaż plików mp3, nie sprzedaż płyt CD, lecz właśnie przychody z abonamentów w serwisach streamingowych stanowiły większość przychodów amerykańskiej branży muzycznej.
To wydarzenie z gatunku tych przełomowych, także dlatego, iż - chociażby jak mówi jedna z najważniejszych postaci amerykańskiej sceny muzycznej, Jay Z - mamy do czynienia z ostatecznym kształtem rynku muzycznego na dziesiątki, a może nawet setki lat. Trudno bowiem sobie wyobrazić co mogłoby w przyszłości streaming i abonamentowy model biznesowy zastąpić.
Dzieje się tak także dlatego, że wraz z przyjęciem modelu subskrypcyjnego w serwisach streamingowych zmienił się nie tylko sposób dystrybucji dzieł muzycznych, lecz…
… zmieniło się dosłownie wszystko.
Po pierwsze, zmienił się formalny sposób dostępu do muzyki. Konsumenci serwisów streamingowych nie kupują dzieł muzycznych, lecz prawo do ich odsłuchu. Mówiąc kolokwialnie, nie posiadają słuchanej muzyki na własność, lecz płacą za możliwość korzystania z niej. Gdy przestają płacić, tracą dostęp do całego katalogu.
Po drugie, zmieniło się to, co się dostaje kupując muzykę. Dziś wydając powiedzmy 20 zł miesięcznie, czyli w cenie niższej, niż cena pojedynczej płyty CD, mamy dostęp do całego katalogu muzycznego zebranego w danym serwisie streamingowym. Nigdy wcześniej legalny dostęp do katalogu muzycznego nie był tańszy.
Po trzecie, zmienił się kompletnie sposób prowadzenia muzycznego biznesu przez artystów. Dziś, nie będąc artystą słuchanym przez setki milionów osób, trudno mówić o tym, że da się „wyżyć” z przychodów ze streamingu. Wielu artystów traktuje więc dziś wydawanie, produkowanie muzyki jako rodzaj promocji. Prawdziwy zarobek dokonuje się na koncertach, showbiznesie i merchandisingu.
Po czwarte, dziś muzyka to produkt technologiczny. Ściśle powiązany z najpopularniejszymi urządzeniami technologii konsumenckich, czyli smartfonami. Bardzo mocno jest też związana z ofertami telekomów. Dla wielu może to smutne, ale takie są fakty - dziś muzyka, dostęp do katalogu streamingowego, to często dodatkowa opcja do abonamentu telefonicznego.
To wszystko zmiany o charakterze fundamentalnym.
Które skutkują także tym, że dziś rynek muzyczny jest warty zaledwie połowę tego, co w rekordowym 1999 r. Jest tak pomimo faktu, iż w 2016 r. mieliśmy pierwszy od 15 lat (!) wzrost.
Niestety wciąż streaming muzyczny nie jest też rentownym biznesem. Mimo metki rewolucjonisty, Spotify nie zarobił jeszcze w swojej historii ani dolara na swojej działalności. Nie wiemy, czy na streamingu zarabia Apple - firma, która definiowała poprzednią erę rynku muzycznego opartą na sprzedaży plików mp3.
Mimo tych problemów jedno jest pewne - rok 2016 zapamiętamy jako ten, który na zawsze zmienił branżę muzyczną.