Dwa słowa: hybryda absolutna - jeździliśmy już nowym Priusem Plug-in Hybrid
I niech ktoś mi jeszcze raz powie, że Prius jest nudny.
REKLAMA
REKLAMA
Bo ja - po spędzeniu dłuższego czasu za kierownicą (i nie tylko) nowego, plug-inowego Priusa - powiedzieć tego zdecydowanie nie mogę.
Ale po kolei...
"Przecież taki Prius już u was był!". A nie, nieprawda, ten model jest może i podobny, ale różnice są spore.
Zaczynając chociażby od tego, że wtyczkowy Prius jest... większy od wariantu hybrydowego.
Przy długości równej 4646 mm przebija hybrydę o nieco ponad 10 cm. Obniżono też podszybie i spoiler, choć to zauważą już raczej ci bardziej dociekliwi.
Nikt nie przegapi natomiast ogromnych zmian z przodu auta. I to zmian - nie tylko moim zdaniem - na lepsze.
Jest nowy grill, nowa maska, nowy zderzak, ale przede wszystkim - nowe światła. Do tego - w standardzie - matrycowe, potrafiące wycinać z pasa światła np. inne samochody, żeby nie oślepiać kierowców.
Potężne zmiany zaszły także w tylnej części nadwozia, choć tu nie jestem w stanie stwierdzić, czy na pewno na lepsze. Na pewno Prius po raz kolejny pokazał, że... auto może wyglądać inaczej.
Drobniejsze wyróżniki Plug-ina? Chociażby 15-calowe felgi o specjalnym wzorze i tak baloniastymi oponami, że jeśli je przepompujemy, to odlecimy. Żartuję, lubię małe felgi.
Czyli co, taki sobie lifting? Oj nie, ale zanim zwrócimy uwagę na największą różnicę, zajrzyjmy do środka.
Tutaj pójdzie nam w miarę łatwo. Z perspektywy fotela kierowcy i pasażera z przodu prawie nic się nie zmieniło. No, może to, że ekran multimediów ma teraz 8" zamiast 7".
Ale jeśli zerkniemy do tyłu, możemy przeżyć niemały szok. W tym praktycznym, rodzinnym aucie... brakuje piątego miejsca. Zamiast tego mamy podłokietnik i dodatkowy schowek. Mi się podoba - jak w luksusowej limuzynie, acz bronić tej decyzji nie będę.
Miejsca na nogi - jak w standardowym Priusie - jest na szczęście pod dostatkiem. Przyda się na ono m.in. na... torby.
Torby, których możemy nie zmieścić w bagażniku. W porównaniu do zwykłej hybrydy Plug-in oferuje dużo mniejszy bagażnik (360 l zamiast 510 l). Do tego jest tak płytki, że położenie kilku toreb podręcznych może wykluczyć zasunięcie rolety (u nas tak było).
Skąd ten problem? To właśnie pod podłogą bagażnika umieszczono tym razem nowy, pojemniejszy akumulator, który odróżnia plug-ina od hybrydy. Zamiast 4,4 kWh mamy teraz 8,8 kWh, przy czym o ile pojemność wzrosła o 100 proc., o tyle masa zestawu - o niecałe 60 proc.
Niestety to wciąż dodatkowe 130,7 kg. Masę samochodu ratowano jednak na różne sposoby - m.in. przez zastosowanie tworzyw sztucznych wzmocnionych włóknem węglowym (widać to chociażby przy bagażniku).
Zgromadzony w litowo-jonowym akumulatorze zapas energii pozwala nam na przejechanie nieco ponad 50 km w trybie czysto elektrycznym, co sprawia, że Prius Plug-in staje się w pewnym sensie dwoma samochodami - miejskim autem elektrycznym i hybrydą.
I faktycznie, wtyczko-Priusem można spokojnie (choć niekoniecznie wolno) poruszać się zarówno po mieście, jak i po autostradach, o ile nie będziemy przekraczać 135 km/h. Do tej prędkości, nawet mocniejsze wciśnięcie pedału gazu nie aktywuje silnika spalinowego (z wyjątkiem kick-downów).
Charakterystyka pracy układu napędowego jest w tym trybie taka, jak... cóż, jak w samochodzie elektrycznym. Kompletna cisza, błyskawiczna reakcja na gaz. I tak, tryb elektryczny można wymusić, ale i Plug-in sam będzie preferował jazdę w tym ustawieniu.
Ile rzeczywiście można przejechać na samym prądzie? Nam udało się (ale nie oszczędzaliśmy auta ani trochę) pokonać nieco ponad 43 km, choć... na 170-kilometrowej trasie w sumie elektrycznie przejechaliśmy 60 km. Jak to możliwe?
Ano Prius jest też tym, z czym Priusa kojarzymy najmocniej - hybrydą. Nawet więc po całkowitym osuszeniu akumulatora, z tego, co odzyskaliśmy po drodze zebrało się jeszcze tyle energii, że kolejne 17 km raz po raz pokonywaliśmy z prądem. Jest nawet specjalny tryb doładowywania akumulatora.
A jak to w ogóle możliwe, że mamy tutaj i taką hybrydę, i taką? W skrócie, mamy do czynienia z dwoma silnikami elektrycznymi. W rezultacie możemy uzyskać układ identyczny jak z Priusa hybrydowego (w trybie HV) albo właśnie czyste EV. A celem tego wszystkiego jest... jeszcze rzadsze uruchamianie silnika spalinowego.
Ten nie uruchomi się przeważnie nawet przy uruchamianiu samochodu. Chcemy ogrzać wnętrze? Nie musimy marnować energii z akumulatora, ani tym bardziej uruchamiać do tego spalinówki - Toyota zdecydowała się na zastosowanie... pompy ciepła (!) z wtryskiem gazu. Wystarczy nawet w temperaturze do -10 stopni Celsjusza.
Zresztą nawet i większe temperatury dla Priusa Plug-in nie powinny być groźne. Samochód wyposażono w system ogrzewania akumulatorów podczas ich ładowania.
To nie dość, że zajmuje mniej czasu (2 godziny z odpowiednią wtyczką, trochę ponad 3 godziny ze zwykłego gniazdka), to jeszcze możemy je zaplanować na określone godziny. Wracamy więc do domu, podpinamy Priusa do gniazdka, ale ten nie ładuje się aż do odłączenia. Jeśli zadamy mu godziny, w których wychodzimy z domu, zaplanuje proces ładowania tak, aby auto było gotowe na początek naszej podróży. Przy okazji ogrzeje lub ochłodzi swoje wnętrze.
Do tego (za jedyne 9000 zł) możemy do Priusa zamówić dach z panelami fotowoltaicznymi. I tak - to podobno działa przy odpowiednim nasłonecznieniu, dając nam dziennie dodatkowe 5 km. Podczas postoju panele ładują akumulator, natomiast podczas jazdy - uzupełniają akumulator 12 V, tym samym wyręczając akumulator główny z zasilania niektórych elementów wyposażenia auta.
A jak się jeździ nowym-nowym Priusem? Cóż, pod wieloma względami podobnie jak tym ciut starszym (czyli "Czwórką"). Zaszło jednak kilka znaczących zmian.
Przede wszystkim, dzięki dodatkowemu wyciszeniu, wewnątrz jest - przynajmniej na moje ucho - dużo, dużo ciszej, nawet przy wyższych prędkościach. Choć może trochę w tym też zasługa mniejszych o 2" obręczy kół.
Zmieniono też nieco konstrukcję zawieszenia - przednie amortyzatory są teraz adaptacyjne, usztywniając się przy wyższych prędkościach i podnosząc stabilność samochodu i pewność prowadzenia.
Choć trzeba przyznać, że sportowcem Prius raczej nie zostanie. Prowadzi się pewnie i stabilnie, ale to nadal samochód nastawiony na komfort, a nie na zabawę. Zawieszenie jest mimo wszystko raczej miękkie, a układ kierowniczy - powiedzmy, że działa "lekko".
Zresztą już sama specyfikacja zdradza, że sprintera z Priusa nie będzie. 11,1 sekund do setki (nie chcielibyście widzieć mojej miny przy próbie przyspieszenia z rozładowanym akumulatorem...) i prędkość maksymalna na poziomie 162 km raczej nie zrobi na nikim wrażenia. Ale, żeby nie było, na hiszpańskich autostradach było to aż nadto.
W takich warunkach o wiele lepiej (i bezpieczniej dla portfela) było włączyć adaptacyjny tempomat i podążać za kimś, kto wie, gdzie należy się zachowywać grzecznie.
W kwestii spalania trudno wydawać jakiekolwiek opinie po zaledwie jednej, krótszej niż 200 km jeździe. Tabelkowego 1 l/100 km nie udało nam się osiągnąć, ale i tak zakończyliśmy podróż z wynikiem około 3 litrów, w ogóle się nie ograniczając. I mając miejsce do ładowania takiego Plug-ina, taka propozycja wydaje się całkiem kusząca.
Choć cena z pewnością nie jest dla każdego. Prius Plug-In Hybrid dostępny jest tylko w jednej, niemal kompletnie wyposażonej wersji Prestige, i kosztuje w niej 152 900 zł, czyli o niecałe 12 tys. więcej niż Prius hybrydowy w takiej samej wersji (choć wyposażenie nieco się różni).
Można go jeszcze doposażyć, ale opcji jest niewiele. Niektóre też wykluczają się z innymi - np. HUD i dodatkowe systemy bezpieczeństwa nie mogą być łączone z panelami fotowoltaicznymi. Auto jest wtedy... zbyt ciężkie.
Toyota wysoką cenę usprawiedliwia na dwa sposoby. Po pierwsze, jak na całkiem uniwersalne auto elektryczne nie jest to kwota przesadnie wielka - większość rywali jest zauważalnie droższa i nie zawsze tak dobra technicznie. Po drugie, dopłata od Plug-ina do hybrydy jest prawie czterokrotnie mniejsza, niż w poprzedniej generacji. Łatwiej się więc zdecydować na zakup wtyczkowozu.
Nie zmienia to jednak faktu, że Toyota nie planuje sprzedać w naszym kraju tysięcy czy nawet setek Plug-Inów. Plan sprzedażowy jest wyraźnie niższy, niż w przypadku zwykłego Priusa, a Aurisie czy rewelacyjnie przyjętym C-HR już nie wspominając.
Prius Plug-In ma być przede wszystkim pokazem zaawansowanej technologii i tego, co... za jakiś czas trafi też do aut bardziej uniwersalnych wizualnie i bardziej przystępnych cenowo.
Cóż, czekam. Bo wizja tak napędzanego auta kusi mnie niesamowicie.
Mam nadzieję, że to nie mój ostatni kontakt z Priusem Plug-In Hybrid. Bardzo chciałbym sprawdzić, czy w codziennym użytkowaniu jest tak interesujące, jak sugeruje mój pierwszy kontakt z nim. Nie mówiąc już o tym, że chciałbym je... choć trochę lepiej zrozumieć.
REKLAMA
REKLAMA
Piotr Barycki
17.02.2017 10.13
Kopiuj link
Tagi: motoryzacja
Najnowsze
Aktualizacja:
Aktualizacja:
Aktualizacja:
Aktualizacja:
Aktualizacja:
Aktualizacja:
REKLAMA
REKLAMA