Toyota C-HR i wojna GIF-ów: 9 razy tak, 4 razy nie
Powoli dobiega końca mój pierwszy tydzień z intrygującą Toyotą C-HR. Czas na krótkie podsumowanie.
Jako że na długoterminowy test i ostateczną opinię przyjdzie jeszcze czas, zebrałem kilka drobnostek (i nie tylko), które przez te kilka dni szczególnie przypadły mi do gustu. I kilka takich, które wybitnie (albo delikatnie) zaszły mi za skórę.
Błogość hybrydy
Nie jestem fanem hybryd ze względu na ich oszczędność. Lubię je ze względu na ich charakterystykę pracy.
Włączamy samochód - cisza. Wyjeżdżamy z miejsca parkingowego - cisza. Włączamy się spokojnie do ruchu - cisza. Dopiero gdy mocniej wciśniemy pedał gazu słyszmy, że coś tam jednak żyje. A potem znowu cisza.
Tak chętnie do samochodu nie wsiadałem już dawno. I szczerze mówiąc, nie wiem, czy w ogóle rozważałbym C-HR w innej opcji, niż hybrydowej. Tu po prostu za dużo rzeczy świetnie do siebie pasuje.
Adaptacyjny tempomat w standardzie
Absolutna rewelacja i aż dziwne, że w 2016 roku mało kto decyduje się na taki zabieg. Zwykły tempomat w naszych warunkach ma wartość... raczej symboliczną. W mieście nie ma absolutnie żadnego sensu. W trasie przeważnie też rzadko kiedy udaje się utrzymać stałą, satysfakcjonującą prędkość.
Rozwiązaniem jest tempomat adaptacyjny, który tutaj dostępny jest w standardzie (!) nawet w najtańszej (!) wersji benzynowej.
A oprócz tego, że jest, to działa. I w ruchu miejskim, gdzie w korku sam się zatrzyma, a potem sam ruszy (ewentualnie wystarczy musnąć pedał gazu), i w trasie, gdzie utrzymuje spokojny i bezpieczny odstęp od poprzedzającego samochodu.
Zresztą to nie jedyny system, który C-HR ma w standardzie. Do listy należy też doliczyć automatyczne światła drogowe, ostrzeganie o zmianie pasa ruchu (z opcją powrotu), system reagowania przy wykryciu ryzyka zderzenia i jeszcze trochę. Nieźle, nawet biorąc pod uwagę fakt, że C-HR do najtańszych samochodów nie należy.
Producenci samochodów, uczcie się od Toyoty!
Fizyczne przyciski
Tego też niektórzy mogliby się uczyć. Najważniejsze funkcje w samochodzie ustawia się tutaj za pomocą przycisków. Dużych, czytelnych, wygodnych, łatwych do odnalezienia. Klimatyzacja? Przyciski. Regulacja głośności? Przyciski. Dookoła ekranu dotykowego - przyciski ze skrótami do najważniejszych funkcji. I tak dalej, i tak dalej.
A przy tym wszystko estetycznie wkomponowane w kabinę. Brawo.
Detale, detale, detale
To nie ma żadnego wpływu na to, jak auto jeździ. Ale ma wpływ na to, jak jeździ nam się autem. Nie ma nic bardziej denerwującego niż kokpit, w którym nic nie pasuje albo motyw przewodni jest realizowany bez pomysłu.
Tutaj takim motywem wiodącym jest kształt diamentu i można go odnaleźć w masie różnych, czasem zupełnie niespodziewanych miejsc w całym samochodzie. Fajne.
PS. Tych diamentowych smaczków jest w C-HR dużo, dużo więcej. Od podsufitki aż po bagażnik.
Wszystko jest... w sam raz
C-HR, choć nie wygląda jak żadna inna Toyota, pod płaszczykiem szaleństwa ma do zaoferowania masę charakterystycznego dla Toyoty rozsądku i - mimo wszystko - umiarkowania.
Jest na tyle duży, żeby wyglądać efektownie, ale na tyle mały, żeby jazda nim po mieście i parkowanie nie było koszmarem. Zawieszenie nie jest przesadnie miękkie, żeby nie bujało nami okrutnie na zakrętach, ale nie jest też na tyle twarde, żeby wybiło nam wszystkie plomby przy przejeździe po studzience. Wspomaganie przy szybszej jeździe jest na tyle twarde, żeby prowadziło się pewnie, ale przy manewrach na parkingu możemy autem obracać jednym palcem. W środku siedzi się na tyle wysoko, żeby widzieć trochę więcej, niż kierowcy z niskich samochodów, ale na tyle nisko, że na fotel kierowcy nie trzeba się wspinać po drabinie.
Tak, niby to auto wygląda na szalone, ale po bliższym kontakcie okazuje się szokująco wręcz rozsądne i wyważone. Tak, żeby na jak najmniej elementów można było faktycznie w jakikolwiek racjonalny sposób narzekać.
Świetne światła
Nie tylko świetne, ale też świetnie wyglądające. Ale zostawmy na chwilę odjechane kierunkowskazy i skupmy się na tym, co ważne.
A ważne jest to, że reflektory C-HR wzorowo spełniają swoją podstawową funkcję - oświetlania drogi i jej okolic. Przy tym nie tylko idealnie oświetlimy to, co nas interesuje, ale też nie oślepimy przy tym nikogo - zjeździłem nocą w C-HR sporo mniejszych, ale ruchliwych dróg krajowych i ani razu nie zdarzyło się, żeby ktoś mignął, że świecę mu w oczy.
Ależ to wygląda
Niby można jeździć kwadratem na kołach, ale najwyraźniej nie każdy to lubi. I tak, jak początkowo do idei SUV-a ze ściętym dachem byłem umiarkowanie przekonany (delikatne określenie), tak każdego dnia widząc C-HR na podjeździe lubiłem go coraz bardziej. I bardziej. I bardziej. I nie potrafię wytłumaczyć do końca dlaczego. Może dlatego, że absolutnie wyróżnia się z tłumu na każdym parkingu? Tak, to też jest wartość.
I dlatego nie zdziwię się, jeśli podobnie pomyśli sporo osób, a C-HR stanie się regularnym widokiem na drogach.
Jest bardziej praktyczny, niż się wydaje
I znów - to, jaka C-HR wydaje się z zewnątrz, różni się od tego, jaka jest naprawdę.
Mały SUV ze ściętym dachem, przecież to nie może mieć miejsca dla pasażerów z tyłu! A jednak ma, i o ile nie mają sporo ponad 180 cm, nie zabraknie im miejsca ani na nogi, ani na głowy. Nawet trzy osoby z tyłu - o ile są szczupłe - powinny się zmieścić.
Mały SUV ze ściętym dachem, przecież to nie może mieć akceptowalnego bagażnika! A jednak ma. Może nie zmieścimy tam pralki, lodówki i na dorzutkę jeszcze łóżka 200x200 cm, ale... czy każdy samochód musi być w stanie tyle przewieźć?
Nie. No i właśnie. Bagażnik C-HR spokojnie połknie spore zakupy, albo kilka rozsądnych rozmiarowo toreb podróżnych. Tak, nie jest to bagażnik typowego SUV-a. Ale i w kwestii pojemności wypada lepiej, niż większość kompaktowych hatchbacków.
Jedyne co tak naprawdę denerwowało w bagażniku C-HR to wysoki próg załadunkowy. Choć, biorąc pod uwagę wyższy poziom podłogi niż w zwykłym aucie, schylanie się i wyciąganie sprzętów nie było tu aż takim problemem.
Po prostu dobrze się nim jeździ
Po prostu dobrze. Lekko, łatwo, przyjemnie, bezwysiłkowo. I w mieście, i w trasie. Ja taką jazdę po prostu uwielbiam.
Ale nie dajcie sobie przypadkiem wmówić, że jest tutaj jakiś wyraźny pierwiastek sportu poza literką "S" w skrócie "SUV" i trybem "Sport". Zawieszenie i układ kierownicy są ustawione tak, żebyśmy nawet przy bardziej dynamicznej jeździe czuli się pewnie, ale raczej nie sportowo.
Ale, żeby nie było, że C-HR jest autem z samymi zaletami...
Czas na wady:
Nawigacja i brak CarPlay/Android Auto
Jeśli chodzi o fabryczne nawigacje i systemy multimedialne producentów samochodów, to przeważnie najlepszym komentarzem jest mem o treści "Nie spodziewałem się niczego, a i tak jestem rozczarowany". Niestety i tutaj nie jest jakoś szczególnie inaczej i prawdę mówiąc, nie wiem od czego zacząć.
Niby ekran jest duży, ale kiedy chcemy wpisać na nim adres, staje się to wadą - trudno jest sięgnąć do okolic prawej krawędzi. Niby ma przyciski do wywołania najważniejszych funkcji, ale są to przyciski dotykowe, które trudno bez patrzenia wywołać (te po prawej są znów za daleko). Niby system jest dość prosty, ale w każdej zakładce struktura menu jest inna i nie do końca oczywista, przez co np. do tej pory nie wiem, jak dodać stację radiową do listy ulubionych. Niby informacji na temat samochodu jest sporo, ale gdy chcemy zagłębić się w szczegóły, dany wykres/słupek okazuje się nieaktywny. Niby wszystko tu ładne i nowoczesne, a system potrafi złapać zadyszkę godną telefonu z Androidem za 299 zł.
Ale, no, jest aplikacja Twittera. I masa innych, których nie będę instalował. Z prostego powodu - te, których potrzebuje, mam już na telefonie.
Co do samej nawigacji, to niestety wiele dobrego na podstawie mojego doświadczenia nie da się o niej powiedzieć. W Warszawie nie tylko potrafiła prowadzić po drogach, które już nie istnieją albo może dopiero będą istniały, ale momentami miała problemy z ustaleniem, na jakiej ulicy w ogóle się znajduję (!). Do tego informowała o korkach, których nie było, a o tych, które były - milczała.
Bunkier z tyłu
We wnętrzu na pewno jest więcej miejsca, niż mogłoby się wydawać po odjechanej stylistyce zewnętrznej. Cztery osoby, nawet dorosłe i o rozmiarach nie-kompaktowych, powinny znaleźć dla siebie wygodne miejsce.
Tyle tylko, że podróżowanie z tyłu nie dla każdego będzie przyjemnością. Żeby cokolwiek zobaczyć przez okno trzeba się wychylić do przodu - na wysokości naszej twarzy umieszczono bowiem kawał plastiku.
Do tego dodajmy jeszcze brak - nawet opcjonalnego - szyberdachu i otrzymujemy czołgowo-mroczną mieszankę. Połączoną oczywiście z bardzo kiepską widocznością do tyłu.
Z przodu jest zupełnie inaczej. Widoczność, jak to w SUV-ach, jest świetna, światła jest sporo i na nic nie można narzekać.
Głośność przy mocniejszym przyspieszeniu i wiatr... dookoła
Co ciekawe, im dłużej jeżdżę C-HR, tym mniejszym jest to dla mnie problemem. Częściowo dlatego, że zmieniłem nieco styl jazdy, a częściowo dlatego, że coraz mniej razi mnie ten kontrast między stanem cichym hybrydy, a stanem wysilonym.
Bo gdyby silnik przez cały czas był głośniejszy niż teraz jest, różnica akustyczna przy przyspieszeniach byłaby mniejsza. Tutaj zauważali to nawet pasażerowie, który nie mieli pojęcia, że to hybryda. Ot, po prostu błoga cisza i nagle warknięcie.
O ile jednak to da się jeszcze zminimalizować zmieniając styl jazdy, o tyle niestety kwestia wyciszenia przy wyższych prędkościach jest nie do przeskoczenia. Poniżej 100 km/h, czyli dużo więcej, niż potrzebne jest w mieście, jest naprawdę super. Cichutko, płynnie, relaksująco. Ale im bliżej prędkościom autostradowym (tym maksymalnym dopuszczalnym w Polsce) tym... taksobiej. Na kiepskiej albo mokrej nawierzchni (tu już niezależnie od prędkości) dochodzi do tego jeszcze hałas od opon (choć i tak mniejszy niż w Priusie).
Kamera cofania... lubi brud
Jest, ma dobrą jakość, świetnie pomaga przy manewrowaniu autem o tak nietypowych kształtach.
Tyle tylko, że nie jest w żaden sposób osłonięta ani nie chowa się w karoserii. W rezultacie, w taką pogodę jak obecnie, jest niemal wiecznie zabrudzona.
A wstępna opinia po tygodniu? Cóż, na razie mogę zdradzić tylko tyle, że jeśli kiedyś przyjdzie mi kupować nowy samochód, to C-HR jest - ku mojemu własnemu zaskoczeniu - nie tylko na liście potencjalnych wyborów, ale... jest na niej dość wysoko.
Ale o tym w innym tekście.