Smutne oczy i walka o lepszy każdy następny dzień, czyli co bloger robi z psami ze schroniska
Są takie akcje w internecie, które bez wielkiej pompy marketingowej mają olbrzymi rozgłos, ale są też takie, którym potrzeba więcej rozgłosu, choć robią nie mniej ważne rzeczy.
W ramach tych pierwszych warto wspomnieć o #DobroWraca od Krzysztofa Stanowskiego. Krzysztof, przez wielu nielubiany, został orędownikiem niesienia dobra na Twitterze. Takich sytuacji jest zresztą więcej, bo od niewinnej akcji zaczęła się historia zbiórki dla Wiesława Wszywki, o której pisała Asia.
Zawsze zazdrościłem ludziom, którzy zrobili dużo dobrego, dlatego też sam postanowiłem zrobić coś, o czym z dumą będę mógł opowiadać przy rodzinnym obiedzie.
Być może była to chwila słabości, początki kryzysu wieku średniego. Może po prostu zmotywowała mnie miłość do zwierząt. Nie wiem jak to się stało, ale od kilku miesięcy jestem wolontariuszem w schronisku dla zwierząt w Łodzi.
W schronisku pojawiłem się spontanicznie, liczyłem, że podjadę na miejsce, obejrzę je od środka, wybiorę kilka psów, z którymi chcę współpracować i ostatecznie zostanę wolontariuszem z dnia na dzień.
Okazało się, że nie wystarczy chęć, by zostać wolontariuszem. Potrzeba jeszcze determinacji.
Można zgłosić się przez internet, ale nie można ot tak sobie przyjść i zająć się opieką nad zwierzętami. Trzeba przejść pewne procedury, które mogą chwilę potrwać. Problemem jest też to, że rekrutacja wolontariuszy nie jest taka prosta jak się wydaje. Ludzie sądzą, że wystarczy przyjść do schroniska, wyrazić zainteresowanie pomocą i od razu można się brać do pracy.
To tak nie działa. Chętnych, którzy chcą pomagać, jest wielu. Niestety równie wielu przynosi więcej szkody, niż pożytku.
Mnie udało się przejść przez sito rekrutacji, ale przez magię internetu stało się trochę inaczej niż się spodziewałem. Nie opiekuję się psami każdej rasy, dołączyłem do zespołu troszczącego się o psy, które nie mają najlepszej opinii w społeczeństwie. Jestem jednym z opiekunów dbających o to, by amstaffy lub po prostu psy w typie TTB miały jak najlepszą opiekę.
Dlaczego akurat one? Po pierwsze z powodu Facebooka. Zajrzałem na profil Amstaff Team i zakochałem się w zdjęciach publikowanych na profilu. Później poznałem kilka z psów osobiście i skończyło się na tym, że zostałem z nimi na dłużej. Teraz już wiem, że takich osób jak ja w schronisku brakuje.
Dlaczego schronisko potrzebuje wolontariuszy?
W teorii - w schronisku niczego nie brakuje. Ludzie przynoszą karmę, koce, miski, smycze i obroże. Obdarowują prezentami.
W praktyce? Przy 400 zwierzętach trudno jest zadbać o skuteczną diagnostykę, opiekę nad każdym stworzeniem i zapewnienie odpowiedniej uwagi każdemu zwierzakowi. Ile byśmy czasu nie mieli w naszym zespole, to i tak zawsze będzie go za mało.
Dlatego schronisku potrzebni są wolontariusze, którzy z własnej woli poświęcą swój czas na opiekę nad psiakami. Tych jednak - tak jak i czasu - jest ciągle za mało.
Do naszych obowiązków należy wyprowadzanie psów na spacery, ich pielęgnacja, w miarę możliwości dbanie o ich zdrowie, prowadzenie adopcji, socjalizacja, badanie ich zachowań oraz po prostu - zabawa z nimi.
Niedostateczna liczba wolontariuszy to tylko jeden z problemów. Dodatkowo dochodzą inne czynniki zewnętrzne, które nie wróżą przyszłości łódzkiemu schronisku najlepiej.
W bezpośrednim sąsiedztwie schroniska budowane jest właśnie osiedle mieszkalne. A to z pewnością nie przysporzy mu popularności. Już widzę oczyma wyobraźni protesty przyszłych mieszkańców...
Sala weselna obok schroniska? Czemu nie. Nieważne, że wiele psów wpada w panikę przy głośnych dźwiękach. Nieważne, że te głośne dźwięki wprowadzają je w ekstremalny stan lękowy, który może się skończyć nawet śmiercią. Właściciele sali weselnej i jej użytkownicy problemu nie widzą.
To tylko wierzchołek góry lodowej. Dlatego bez wsparcia społeczności schronisko daleko nie zajedzie.
Istotna jest nie tylko społeczność skupiona wokół wolontariuszy, ale także ta skupiona wokół schroniska, na przykład na Facebooku.
Profil schroniska polubiło już ponad 30 tys. osób. Nie jest to może rekord, ale z całą pewnością profil ten ma olbrzymi wpływ na adopcje. Jeszcze kilka lat temu w schronisku przebywało więcej niż 700 zwierząt. Dzisiaj, dzięki działalności pracowników i wolontariuszy zwierzaków jest niespełna 400.
Tak czy inaczej, psy potrzebują pomocy. Ta wirtualna nie jest bez znaczenia, ale zdecydowanie lepiej działa stała opieka i warunki, w których bakterie i inne zarazki nie będą w ich organizmach robić olbrzymiego spustoszenia. Nie wszystkie psy są bowiem zdolne do tego, by wytrwać w schronisku.
Dlaczego? Gdyż są tam narażone są biegunki, zapalenie gruczołów, odkleszczówki, APZS, grzybicę skóry, kaszel kennelowy (od jesieni do wiosny), zapalenie jelit. By z tym walczyć, potrzeba stałej opieki i czasu. Potrzeba też ludzi i środków.
Dlatego też aby pomóc psiakom wpadłem na pomysł, by dla Amstaff Team założyć kampanie na Patronite
I w tym momencie wy również możecie pomóc, a każda złotówka przeznaczona na działalność wolontariuszy Amstaff Team to kolejne lekarstwa i niezbędne wizyty u weterynarzy psów, które zespół ma pod swoją opieką; kupione smakołyki, koce, obroże i zabawki dla psów. Każda złotówka to szansa dla psiaka na nowy dom i opiekunów, u których będzie mu dobrze.
Każda złotówka się liczy.
Dołącz zatem do Amstaff Team - wspomóż zespół chociaż niewielką kwotą na Patronite. W podziękowaniu za pomoc otrzymasz kubek z naszym logo oraz... list podpisany przez psiaki. Tak, dokładnie - trzymasz list podpisany psią łapą! :)
No i świadomość, że zrobiłeś coś dobrego. Nie wierzysz? To wpadnij do nas, żeby spojrzeć na uśmiechnięte pyszczki psiaków, którym pomogłeś.