REKLAMA

Blizzard kontra Nostalrius - o co chodzi w głośnym zamknięciu nieoficjalnego serwera World of Warcraft

Blizzard uderzył w jeden z pirackich serwerów World of Warcraft. Tak jakby to był pierwszy raz. Tak jakby ten problem pojawił się wczoraj. A jednak zamknięcie Nostalriusa budzi nadspodziewanie duże emocje. Wyjaśniamy, dlaczego.

Blizzard vs Nostalrius - oto, o co w tym chodzi
REKLAMA
REKLAMA

Na świecie istnieje wiele nieoficjalnych serwerów, na których można zagrać w najsłynniejsze MMORPG świata. I myliłby się ten, kto stwierdziłby, że Blizzard prowadzi lub kiedykolwiek prowadził z nimi wojnę totalną. Znakomitą większość z nich kalifornijski gigant konsekwentnie ignoruje. Część pirackich serwerów WoW-a istnieje już lata, ma się dobrze, a nawet czerpie z nielegalnej działalności kasę i… nic.

Dlaczego więc oczy prawników Blizzarda zwróciły się na serwer, którego twórcy nie zarabiają na piraceniu blizzardowych treści?

Nostalrius, bo o nim mowa, stawia sobie przecież za cel wyłącznie wierną rekonstrukcję Azeroth sprzed 2007 roku. Stawia, a właściwie stawiał, ponieważ na skutek interwencji prawników Blizzarda jego podwoje zostały w weekend zamknięte.

Pozornie sprawa wydaje się prosta: chodzi o liczby. A te w wypadku Nostalriusa są dosyć imponujące. 150 tys. aktywnych graczy i regularnie przekraczana liczba dziesięciu tysięcy online to, przy serwerze postawionym w Europie (a więc  mało dogodnym dla amerykańskich graczy jeśli chodzi o strefę czasową), osiągnięcie, wobec którego trudno przejść obojętnie. Zwłaszcza, jeśli weźmiemy pod uwagę inne liczby. Te, które Blizzard ukrywa.

vanilla2 class="wp-image-491107"

Nie jest bowiem tajemnicą, że World of Warcraft na oficjalnych serwerach przeżywa kryzys. I to taki kryzys, który zmusił twórców gry do rezygnacji ze zwyczajowego ogłaszania aktualnej liczby subskrybentów co kwartał. Uzasadnienie, że nie jest ona użyteczna w ocenie kondycji gry, brzmi jak dosyć słaba wymówka.

I wymówką najprawdopodobniej jest, ponieważ po wspaniałym starcie dodatku Warlords of Draenor i niespodziewanym skoku subskrybcji do 10 mln, następnie w rok WoW stracił ich połowę. Ostatnie dane od Blizzarda (trzeci kwartał 2015) mówią o 5,5 mln graczy. Z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że liczba jest dziś jeszcze niższa.

I tutaj pojawia się Nostalrius.

Z trendem ostentacyjnie odwrotnym. Z liczbą kilkuset tysięcy graczy, którzy przewinęli się przez serwer w nieco ponad rok. Z buzującą społecznością, która mocno kontrastuje z na wpół wymarłą atmosferą oficjalnych serwerów.

Czy to mogło najzwyczajniej Blizzarda... zaboleć? Być może to za duże słowo, ale z pewnością zwróciło uwagę firmy. Jeśli bowiem dziś w legalnego World of Warcraft gra - prawdopodobnie - około 4 mln ludzi, to te 150 tys. graczy, było nie było, przestaje stanowić nic nie znaczącą liczbę. Uderzenie w Nostalrius, serwer, który - przypomnę - nie zarabia na piraceniu blizzardowej własności, może mieć zatem prozaiczną przyczynę: World of Warcraft szuka obecnie graczy gdzie tylko się da. I tak jak kilka procent w szansie na krytyk, co przyzna każdy fan RPG, ma olbrzymie znaczenie, tak nawet te kilka procent graczy, które mogłoby płacić abonament, a nie płaci, również piechotą nie chodzi.

Tutaj jednak otwiera się w całej sprawie drugie dno. Gracze Nostalriusa nie chcą bowiem grać na oficjalnych serwerach. Dlaczego tak się dzieje?

Jeśli sądzicie, że odpowiedź jest prosta i brzmi: “bo nie chcą bulić kasy”, jesteście w błędzie. Myślicie o pirackich serwerach World of Warcraft sprzed dziesięciu lat, podczas gdy przeszły one znaczącą ewolucję. Powiedzmy wprost: lata temu przyciągały ludzi, którzy woleli nie płacić za grę. Były dla wyposzczonych finansowo studentów. Graczy z krajów, gdzie 13 euro miesięcznie na grę stanowiło duży dodatek. Synów i córek, którym rodzice nie chcieli dać kieszonkowego na grę.

Ten obraz nie ma kompletnie nic wspólnego z tym, kto obecnie jest głównym odbiorcą serwerów takich jak Nostalrius. Gromadzą one weteranów gry. Ludzi, którym nie podoba się kierunek zmian w World of Warcraft. Fanów, którzy tęsknią za tym, czym WoW był w przeszłości. Słowem, graczy, których z pewnością stać na abonament i którzy trafili tu z wyboru.

I tutaj dochodzimy do kluczowego kontekstu tej sprawy. Cały fiks polega na tym, że w ciągu ostatnich lat na tych właśnie graczy Blizzard dosyć ostentacyjnie się wypiął. Regularne prośby o otwarcie serwerów z dziewiczą wersją gry (rzecz praktykowana przez inne MMO) spotykały się z konsekwentną postawą, którą można by podsumować jednym słowem:

“NIE”.

Co więcej, przedstawiciele Blizzarda przez lata próbowali przekonać część fanów, że ich chęć zagrania w starą wersję WoW-a jest… złudzeniem. Oszustwem nostalgii. “You think you want, but you don’t” - to dosyć aroganckie stwierdzenie J. Allena Bracka, producenta wykonawczego World of Warcraft, jest dziś cytowane w każdym artykule o Nostalriusie, a w oczach obrońców serwera stało się symbolem krzywdzącej, ich zdaniem, postawy.

Konflikt jest więc następujący. Mamy graczy, których Blizzard przepędził z własnej gry, uważając za mało znaczącą mniejszość i których w przewrotny sposób zauważył ponownie, gdy okazało się, że jest ich sporo. Mamy również Blizzard, czyli firmę, której twórczość, w akcie rozpaczy części ultraoddanych fanów, została bezprawnie wykorzystana. Nie w celach zarobkowych, ale jednak.

Kto w tym galimatiasie ma rację? Na gruncie prawnym wniosek jest prosty: reguły zostały złamane. Blizzard zabrania stawiania serwerów WoW-a na własną rękę. Tak więc choć Nostalrius nie zarabia na piraceniu czegokolwiek, nie ma prawa istnieć. Dura lex, sed lex.

vanila3 class="wp-image-491106"

Z drugiej strony, trudno nie współczuć graczom, w których ta sprawa uderzyła najmocniej. Wszystko, czego chcieli, to grać w lepsze, ich zdaniem, World of Warcraft. Co więcej, byliby gotowi za to zapłacić, gdyby Blizzard zechciał wyciągnąć rękę po ich pieniądze. Tak więc choć w kwestii prawnej sprawa wygląda na oczywistą, można mieć uzasadnione wątpliwości, kto tak naprawdę jest prawdziwie poszkodowanym w tej sprawie.

REKLAMA

Historia zamknięcia Nostalriusa wywołała lawinę komentarzy. Wśród nich są i te żartobliwe. Powyższy, wbrew ironicznemu charakterowi, bardzo celnie pokazuje zachowanie obu stron, które doprowadziło do zaistniałej sytuacji.

Czy sprawa Nostalriusa okaże się przełomowa i złamie opór Blizzarda przed otwarciem serwerów z klasycznym WoW-em pod własnymi skrzydłami? Szanse wydają się minimalne. Jeśli jednak liczba subskrypcji w grze będzie dalej spadać, pamiętajmy, że prosta ekonomia potrafi kruszyć nawet najtwardsze serca.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA