Samsung Galaxy S7 edge - to jeszcze nie jest recenzja, ale wiem już więcej, niż na początku
Po kilku dniach z Samsungiem Galaxy S7 postanowiłem napisać o tym, co mnie w nim wkurza, bo przecież o tym, że jest to dobry telefon, który ma wiele zalet, wie chyba każdy. Jednak mimo tego, że zaznaczyłem wyraźnie na wstępie poprzedniej publikacji, że nie jest ona jeszcze recenzją, a czymś pomiędzy nią a pierwszymi wrażeniami musiałem później odpowiadać na komentarze użytkowników, którzy zrobili ze mnie hejtera Samsunga. A to przecież nie tak. Nie jestem hejterem, a po prostu od telefonu za blisko 4 tys. zł wymagam wiele. Być może nawet perfekcji.
Zanim przejdę do sedna…
Jeszcze kilka lat temu sztandarowe smartfony największych producentów – wtedy była to Nokia, Samsung, czy BlackBerry – kosztowały w momencie premiery około 2 tys. zł. Po czym cena stosunkowo szybko spadała poniżej dwóch kółek i po kilku miesiącach sprzęty te można było nabyć za około 1,5 tys. zł. Ech… piękne czasy.
Wtedy jednak na rynku zaczął się łokciami rozpychać Apple, który chyba jako pierwszy (nie liczę marek takich jak Vertu itp.) ustawił cenę za telefon powyżej 3 tys. zł. Jakby tego było mało, Apple z premiery na premierę podwyższał poprzeczkę, a zarazem próg wejścia do swojego świata.
Efekt jest taki, że dzisiaj już chyba nikogo nie dziwią smartfony za trzy, cztery lub blisko pięć tysięcy złotych. Choć oczywiście dla zdecydowanej większości osób są to ceny zaporowe i znacząco przekraczające granicę wydatków, jakie mogą przeznaczyć na nowy telefon komórkowy.
Dlatego biorąc do ręki smartfona z górnej półki wymagam od niego bardzo, bardzo dużo. Głownie z tego powodu, że sam nie korzystam od jakiegoś czasu z sztandarowych smartfonów, gdyż mocna średnia półka dojrzała do tego stopnia, że z powodzeniem jest w stanie zastąpić mi topowe urządzenie.
Korzystam z Motoroli (Moto X2), która bardzo dobrze operuje ceną, jakością i specyfikacją techniczną, a dodatkowo sprzedaje telefony z niemal niemodyfikowaną przez siebie wersją Androida. To zaś przekłada się nie tylko na szybkie aktualizacje oprogramowania, ale również bardzo wysoką płynność działania i niezawodność porównywalną chyba tylko z Nexusami i iPhone’ami. Przy tych wszystkich zaletach wysokie modele Motoroli (a raczej Lenovo Moto) kupimy z powodzeniem za mniej niż 2000 zł. W moim odczuciu właśnie tyle powinien kosztować świetny smartfon.
Dlatego też od Samsunga Galaxy S7 edge wymagam cholernie dużo. Bo kosztuje 3600 zł, czyli dwa (!) razy tyle, ile dzisiaj Moto X Style.
Samsung Galaxy S7 edge – wygląd i wykonanie
Galaxy S7, szczególnie w wersji edge, to jeden z najładniejszych smartfonów dostępnych na rynku. Obok efektu, jaki robi obraz wyświetlany na zagiętym ekranie, trudno przejść obojętnie. Po blisko dwóch tygodniach z tym telefonem wiem, że przykuwa on spojrzenia i intryguje rozmówców. Nie zliczę ile razy znajomi wyrywali mi go z ręki, czasem nawet kilka razy podczas jednego spotkania. S7 edge intryguje, rzuca się w oczy i lubi być w centrum uwagi. Jeśli ty też to lubisz, to zapewne będziesz zadowolony z tego, jak na ludzi działa, po raz kolejny zastosowany przez Samsunga, zakrzywiony ekran.
Co ważne, tym razem Koreańczycy postanowili zagiąć też nieco tylną cześć obudowy, dzięki czemu ta zdecydowanie lepiej leży w dłoni. Jeśli więc korzystałeś lub choć na chwilę miałeś w ręce model Galaxy S6 edge i tak jak ja rozczarowałeś się ergonomią, i wygodą obsługi, musisz dać szansę zakrzywionej S-siódemce, bo jest zdecydowanie lepiej, niż rok temu.
Jednak "lepiej" nie oznacza, że teraz jest bezbłędnie, a obsługa Galaxy S7 edge to czysta przyjemność. Niestety, mamy tu do czynienia z dużym smartfonem, którego zakrzywione krawędzie ekranu przysparzają dodatkowych kłopotów. Gdy dodamy do tego śliską, szklaną obudowę, to otrzymamy niezły, ergonomiczny koszmarek.
Mimo naprawdę dużych dłoni mam problemy z wygodną obsługą tego telefonu. Śliska obudowa sprawia, że telefon wyślizguje się z dłoni, więc podtrzymywanie go od dołu małym palcem jest więcej niż konieczne. Niestety wtedy mamy spory kłopot, aby wygodnie sięgnąć palcem do górnej belki i rozwinąć pasek powiadomień. Gdy to robimy chwyt telefonu jest bardzo niepewny i mnie osobiście obsługa tego smartfona w biegu sprawia mi sporo problemów i przysparza niepotrzebnych nerwów.
Tutaj pozwolę sobie wrócić do tańszej o połowę, ale równie dużej, Moto X Style, która ma plecki wykonane z gumy, skóry lub drewna, które w połączeniu z charakterystycznym dla Lenovo Moto zagłębieniem na palec na tylnej obudowie sprawiają, że korzystanie z telefonu jest wygodne i komfortowe niemal w każdych warunkach.
Samsung poszedł jednak w stronę pięknego designu i wykonania z materiałów, które robią doskonałe wrażenie wizualne. Niestety nie udało się tego zgrabnie połączyć z ergonomią. Co warte odnotowania, piękny SGS7 nie zawsze też wygląda pięknie… A to z powodu przyciągającej, jak magnes metal, odciski palców szklanej powierzchni obudowy, która bez wycierania i ciągłej pielęgnacji zaczyna po kilku godzinach korzystania wyglądać mało estetycznie. I wiedzcie, że w poprzednim zdaniu wyraziłem się wyjątkowo delikatnie.
Na sam koniec tego rozdziału o budowie i ergonomii dodam jeszcze, że stale zdarza mi się brzegiem dłoni lub końcami palców naciskać na zakrzywionych krawędziach ekranu różne opcje. Zupełnie przez przypadek.
Bardzo często po wzięciu Galaxy S7 do ręki widzę animację towarzyszącą aktywacji aparatu fotograficznego z poziomu ekranu blokady. Okazuje się, że to moja dłoń nachodzi delikatnie na prawą krawędź obudowy, co telefon rozpoznaje jako próbę włączenia aparatu.
Samsung Galaxy S7 (edge) – wydajność
Galaxy S7 to prawdziwy potwór. Specyfikacja tego smartfona gwarantuje, że dzisiaj i jeszcze przez bardzo długi czas bez najmniejszych problemów uruchomimy na nim topowe gry, dziesiątki aplikacji, w tym takie, które działają w tle i po cichu obciążają procesor oraz pamięć operacyjną.
Podczas kilkunastu dni testów nie udało mi się w znaczący sposób spowolnić jego pracy lub doprowadzić do zadyszki spowodowanej nadmierną liczbą otwartych gier i aplikacji. SGS7 ma wystarczający zapas mocy, aby sprostać potrzebom nawet najbardziej wymagających użytkowników.
Choć muszę jednak przypomnieć trzy niezbyt miłe wpadki, które zdarzyły się podczas testów. Po pierwsze, smartfon raz sam z siebie postanowił się wyłączyć i uruchomić ponownie. Po drugie, nie mogę powiedzieć, że telefon niezawodnie reaguje na dotyk, a problem ten głównie dotyczy aplikacji aparatu i ekranowego przycisku spustu migawki – wiążę to jednak raczej z zagiętymi krawędziami i przypadkowym naciskaniem czegoś na bokach wyświetlacza, a nie z problemami stricte wydajnościowymi. Po trzecie widoczne są spowolnienia w animacjach oraz podczas poruszania się po menu – zdarza się, że po wybraniu danej opcji czekamy chwilę, myśląc, że być może niepoprawnie wybraliśmy opcję, bo przez moment dosłownie nic się nie dzieje.
Akumulator w Galaxy S7 edge
Zwykle recenzując smartfony akapit ten brzmi bardzo podobnie: „ble, ble, ble, cały dzień, bla, bla, bla mogło i powinno być lepiej”. Tym razem będzie inaczej.
Samsung Galaxy S7 edge to jeden z nielicznych smartfonów, w którym nie można się przyczepić do akumulatora. Serio! Zastosowano tu ogniwo o pojemności 3600 mAh, które pozwala nie tylko na jeden pełny dzień pracy, ale często na dwa lub trzy dni. Bajka.
Korzystając z tego telefonu zupełnie nie mamy poczucia, że poziom naładowania spada w oczach. A najlepszym potwierdzeniem niech będzie fakt, że SGS7 edge to jedyny telefon, przy którym od niepamiętnych czasów nie musiałem szukać w ustawieniach możliwości wyłączenia funkcji odpowiedzialnej za wyświetlanie procentowego wskaźnika naładowania baterii. Zwykle te cyferki mnie drażnią, bo co na nie rzucam okiem, to układają się w mniejsza liczbę.
W Samsungu Galaxy S7 edge nie mam podobnego odczucia. Korzystam z niego normalnie, a on pracuje, pracuje i pracuje. Raz na jakiś czas, przeważnie gdy chcę na dłużej wyjść z domu, podpinam SGS7 do ładowarki „Adaptive Fast Charging”, która w błyskawicznym tempie potrafi podbić poziom naładowania o kilkanaście procent. I to tyle.
Zupełnie nie mam poczucia, że telefon ten wymaga ciągłego ładowania. Zupełnie nie przejmuję się też tym, że wieczorem muszę go podłączyć do gniazdka. Jeśli tego nie zrobię to zapewne wystarczy, że w ciągu następnego dnia wepnę go do szybkiej ładowarki na około 30 minut, a ten zyska w tym czasie tyle energii, aby bez problemu wytrzymać cały kolejny dzień.
W tym kontekście trochę mniej boli zastosowanie starego złącza microUSB zamiast nowego USB typu C. Jednak najnowszy standard, który konsekwentnie jest lekceważony przez największych producentów smartfonów, ma przecież też inne zalety, niż tylko możliwość wygodnego wkładania wtyczki dowolna stroną. USB C to również szybki transfer danych, możliwość przesyłania energii do urządzeń o dużym apetycie na prąd, a co za tym idzie, również możliwość podłączenia do jednego urządzenia wielu peryferiów, korzystając z jednego gniazda i stosunkowo taniej przejściówki.
Podtrzymuję opinię z poprzedniej publikacji, że nowy standard jest nam potrzebny nie tylko na papierze lub w teorii, ale przede wszystkim w praktyce, czyli w wielu smartfonach i tabletach oraz komputerach osobistych. Obawiam się również, że bez wprowadzenia USB C przez Samsunga rozwiązanie to będzie miało bardzo utrudniony start, a proces wdrożenia i przyjęcia go przez rynek znacząco rozciągnie się w czasie, przez co będzie bardziej bolesny dla użytkowników.
Choć przyznaję, że Samsunga Galaxy S7 edge podłącza się tak rzadko do ładowarki, że stare złącze nie irytuje tak bardzo. Wyjątkiem jest jednak podłączanie ładowarki w samochodzie, tam przy stale włączonym ekranie i nawigacji GPS zużycie energii jest większe niż zwykle, więc często ratujemy się kablem ładowarki samochodowej, a podłączając wtyczkę microUSB musimy wykazać więcej uwagi niż miałoby to miejsce przy obsłudze złącza USB C. A wiadomo, że w samochodzie lepiej skupić się na sytuacji na drodze niż na tym, czy tym razem dobrze chwyciliśmy kabel do ręki.
Samsung Galaxy S7 – aparat fotograficzny, który nie ma sobie równych
Pogoda za oknem nie rozpieszcza, więc zbieranie materiału porównawczego do publikacji pt. aparat w iPhonie 6s kontra Galaxy S7 przebiega dość powoli. Udało mi się jednak zabrać Galaxy S7 na wiosenny spacer, trafiłem na jeden taki dzień, i wykonałem kilka fotek. Przy innych okazjach również pstrykałem SGS7 zdjęcia i tak (przy współpracy z niezastąpionym Marcinem Połowianiukiem) powstała poniższa galeria zdjęć.
Kliknij i zobacz, jakie zdjęcia robi SGS7!
Jestem pod olbrzymim wrażeniem aparatu w Galaxy S7. Urządzenie to na nowo definiuje, czym jest i czym może być mobilna fotografia. Samsung wykonał dobra robotę, przestał ścigać się na megapiksele i skupił się na rozmiarze pojedynczego piksela, a co za tym idzie - na jakości fotografii.
Aparat w S-siódemce jest diabelnie szybki. I nie mam tu na myśli wyłącznie tego, jak sprawnie się uruchamia – wystarczy do tego szybkie, dwukrotne naciśnięcie przycisku pod ekranem i po ułamku sekundy kamera jest gotowa do pracy. W Galaxy S7 bardzo szybko działa też autofocus, który w mgnieniu oka lapie ostrość na tym, na czym my chcemy ją złapać.
Aplikacja aparatu w SGS7 oferuje szereg zaawansowanych funkcji, które szczegółowo omówię w osobnym materiale, jednak już teraz na uwagę zasługuje jej intuicyjność, szybkość działania i łatwość z jaką możemy zmieniać najważniejsze tryby. Samsung zdaje się doskonale zdawać sobie sprawę z wartości, jaką jest dzisiaj aparat w smartfonie i dopracował niemal do perfekcji nie tylko rozwiązania sprzętowe odpowiedzialne za foto i wideo, ale również interfejs aplikacji mobilnych. Za to SGS7 dostaje ogromnego plusa.
Czytnik linii papilarnych w Galaxy S7
Dostaję wiele pytań o czytnik linii papilarnych w SGS7 i w zasadzie nie umiem na nie odpowiedzieć. Z jednej strony działa bardzo szybko i jeśli odczyta poprawnie skan palca, to korzystanie z niego jest prawdziwą przyjemnością. Niestety skuteczność odczytów wciąż stoi na trudnym do zaakceptowania poziomie – zdarza się, że 10 na 10 prób zakończy się powodzeniem, a czasami 3 próby pod rząd nie chcą się udać. Nie wiem, od czego to zależy, dlatego z werdyktem jeszcze się wstrzymam do pełnej recenzji.
Galaxy S7 edge – podsumowanie
Samsung Galaxy S7 to bez wątpienia bardzo dobry, wodoodporny (!) smartfon z ultra mocną specyfikacją techniczną, niesamowitymi parametrami i wyjątkowym wyglądem. Warto rozważyć jego zakup, wybierając między sztandarowymi smartfonami z Androidem i iOS-em.
Trzeba mieć jednak na uwadze, że oprogramowanie zastosowane w tym modelu jest dość świeże i Samsung na pewno będzie je jeszcze usprawniał. Nie każdemu przypadnie też do gustu stylistyka i sposób, w jaki Koreańczycy zmodyfikowali Androida, ale to każdy może łatwo ocenić jeszcze przed zakupem.
Kupując smartfon u operatora lub w markecie trudno jednak będzie poużywać go wcześniej na tyle długo, aby sprawdzić, czy wygięty po bokach ekran nie sprawia problemów w obsłudze. Po początkowym zafascynowaniu modelem Galaxy S7 edge poczułem się, jakby ktoś wylał mi kubeł zimnej wody na głowę, gdy dotarło do mnie, jak często te krzywe krawędzie potrafią przeszkadzać. A najgorsze jest, że pożytku z nich nie ma praktycznie żadnego. Ładnie wyglądają, to tyle.
Zobacz recenzję: Samsung Galaxy S7 edge, czyli życie na krawędzi
Czytaj również: