Samsung Galaxy S7 edge po kilku dniach – to miała być przychylna opinia, ale nie będzie
Od kilku dni mam przyjemność korzystać korzystam z nowego Samsunga Galaxy S7 w wersji edge, czyli tej z zagiętym po obu stronach ekranem. Początkowo byłem zafascynowany tym smartfonem, ale im więcej spędzam z nim czasu, tym bardziej jestem rozczarowany. Zapraszam do lektury czegoś pomiędzy pierwszymi wrażeniami a pełną recenzją.
Pierwsze wrażenia już były – z nowych Samsungów Galaxy S7 i Galaxy S7 edge ekipa Spider’s Web mogła korzystać jeszcze przed oficjalną premierą, a później mieliśmy z nimi do czynienia podczas targów MWC 2016 w Barcelonie.
Jednak na recenzję jest jeszcze za wcześnie, bo Galaxy S7 edge jest w moich rękach dopiero od kilku dni i zanim wydam ostateczny werdykt chcę go jeszcze trochę poużywać. Tym bardziej, że z każdym dniem korzystania z tego smartfona znajduję kolejne elementy i cechy, które mnie irytują i po początkowej fazie fascynacji aktualnie bliżej mi do konkretnego wzburzenia, gdyż więcej niż przekonany, że nie tak powinien działać telefon, który w przedsprzedaży kosztuje 3600 zł.
Grzech pierwszy: ekran
Mam dwa poważne zastrzeżenia do ekranu w Samsungu Galaxy S7 edge.
Po pierwsze to wygięcie… Totalnie nieutrafiony pomysł, który zupełnie nie przekłada się na wzrost funkcjonalności. Wręcz przeciwnie! Ten krzywy ekran to wieczna udręka – stale naciskam coś na krawędziach i brzegach ekranu. Przez przypadek wybieram opcje dłonią, która trzyma smartfon. A tego typu problemów nie mam z żadnym innym smartfonem. No chyba, że mówimy o poprzednich edge’ach.
Po cichu jednak liczyłem, że wraz z premierą Galaxy S7 Samsung wykombinuje coś, co rzuci użytkowników na kolana. Miałem nadzieję, że w końcu ta nagięta krawędź zacznie pełnić jakąś ważną funkcję. Tymczasem dostaliśmy odgrzany kotlet w postaci kilku skrótów do aplikacji i kontaktów, do których mamy szybszy dostęp z krawędzi ekranu. Nuda! Takie funkcje oferują darmowe aplikacje w sklepie Google Play i naprawdę do ich wdrożenia nie trzeba stosować wygiętych ekranów.
W SGS7 edge obok skrótów pojawiły się też mini aplikacje, które można wywołać wykonując gest przesunięcia od krawędzi ekranu. Te aplikacje to jednak straszne śmieci. Jakaś linijka, jakiś kompas, jakiś ubogi widżet kalendarza… serio, Samsung? To jest pomysł mobilnego giganta na wykorzystanie wygiętego ekranu? Nuda i sztuka dla sztuki.
Mógłbym przemilczeć ten brak polotu i kreatywności w wykorzystaniu wygięcia ekranu, gdyby nie fakt, że sama jego obecność bardziej irytuje niż cieszy. Ciągle dostaję po oczach zajączkami odbitego światła. Na normalnym ekranie też czasem muszę ustawić się ze smartfonem tak, żeby słońce lub mocna lampa nie odbijały się w wyświetlaczu. Jednak na edge’u to niemal niemożliwe - jak nie błyszczy się część centralna tafli szkła, to któryś z jej brzegów. Koszmar.
Ekran Galaxy S7 (edge) ma jeszcze jedną wadę. Zauważyłem, że wystarczy w nieznacznym stopniu odchylić urządzenie, aby białe kolory na wyświetlaczu zaczęły łapać przekłamania. Wystarczy niewielkie odchylenie, aby to co ma być białe, zrobiło się niebieskie lub fioletowe. Początkowo myślałem, że przesadzam i to jakieś moje subiektywne odczucie, jednak opinia mojej dziewczyny i mail od czytelnika Spider’s Web nie pozostawiły złudzeń – Samsung Galaxy S7 edge ma fatalne odwzorowanie kolorów, gdy nie patrzymy idealnie prosto na ekran. A często właśnie nie patrzymy idealnie prosto, bo ustawiamy urządzenie tak, aby uniknąć odbić światła.
Uprzedzę pytania, które mogą się pojawić się w komentarzach i które dotyczyłyby moich obiekcji odnoście krzywych ekranów edge’y. Bo rzeczywiście można pomyśleć, że przesadzam i nieuzasadnienie hejtuję Samsunga za krzywy ekran, gdy w przedsprzedaży 2/3 sprzedanych smartfonów to właśnie wersje z krzywymi ekranami. Przypominam jednak, że to, co sprzedaje się w przedsprzedaży lub w długich kolejkach niekoniecznie jest lepsze od innych konkurencyjnych produktów. Bo czy buty Kanye’ego Westa są rzeczywiście lepsze od innych, czy iPhone jest bezdyskusyjnie najlepszym smartfonem, czy karp z Lidla jest najsmaczniejszy? No właśnie.
W przedsprzedaży może sprzedawać się więcej edge’y od płaskich SGS7, ale tylko dlatego, że tam kupują specyficzni klienci. Klienci, którzy mają w nosie recenzje sprzętu, mają w poważaniu opinie największych na świecie redakcji technologicznych, mają gdzieś porównanie z konkurencją. Oni chcą mieć najnowszy, najdroższy telefon przed wszystkimi kolegami i koleżankami. A jeśli z jakichś względów zakup okaże się nietrafiony to wyrzucą bubel do szuflady i kupią sobie coś innego. Może LG G5, może Galaxy S6, a może iPhone’a 7. Cokolwiek.
Grzech drugi: głośnik
Pojedynczy głośnik multimedialny umiejscowiony tak, że przy graniu niemal cały czas jest zakryty przez dłoń użytkownika? Taki bubel może wymyślić i sprzedawać tylko firma uparta jak osioł, czyli Apple. Ale, że Samsung poszedł w tym kierunku i konsekwentnie przy nim pozostał? Niezrozumiałe.
A przecież Lenovo Moto, HTC i Sony pokazali, że można to zrobić inaczej i lepiej. Można zmieścić dwa głośniki, nawet stereofoniczne. Można zrobić to zgrabnie i nie ingerując w bryłę telefonu. Skoro w Xperii Z5 i Moto X Style się udało, to wierzę, że Samsung też dałby radę.
Grzech trzeci: złącze ładowania
Mamy 2016 rok. Od roku na rynku jest obecny i zaczyna się całkiem dobrze zadomawiać standard USB-C, czyli złącze, które rozwiązuje odwieczny problem użytkowników – wtyczkę można wkładać dowolną stroną. Tymczasem Samsung zdaje się nie dostrzegać tego świetnego rozwiązania i pozostaje przy archaicznym złączu microUSB, które zwykle użytkownicy poprawnie wpinają dopiero za którąś próbą. A ja chciałbym leżąc w łóżku wpinać telefon do ładowarki z zamkniętymi oczami.
Tak, wiem są ładowarki bezprzewodowe. Ale ile takich ładowarek mam kupić? Do sypialni, do biura, do samochodu? Bez przesady.
A wystarczyłoby zastosować nowy standard…
Dlaczego Samsung tego nie zrobił? Zapewne dlatego, że firma bardzo naciska na sprzedaż i popularyzację gogli Gear VR, które są nawet dodawane za darmo w przedsprzedaży. Jednak gogle te są dostępne na rynku od jakiegoś czasu i zastosowano w nich stare złącze microUSB. Samsung nie chciał utrudniać sobie roboty i nie zdecydował się za wprowadzenie kolejnego modelu gogli, które dostosowane byłyby wyłącznie do modelu SGS7.
A szkoda, bo jak Samsung nie postawi na USB-C, to popularyzacja tego standardu na rynku smartfonów z Androidem będzie przebiegała bardzo wolno. HTC, Sony, czy nawet LG nie maja takiej mocy, aby wysłać w świat sygnał: „słuchajcie, teraz robimy to po nowemu”.
I tym sposobem dalej androidziarze są za ajfoniarzami, którzy podobne, wygodne złącze mają w swoich urządzeniach od dobrych kilku lat. Dzięki Samsung, że mogłeś to w końcu zmienić, ale ci się nie chciało.
Grzech czwarty: jajko
Galaxy S7 to świetnie wykonane urządzenie. Przeprojektowana obudowa teraz ma dobrze wyprofilowaną tylną część, która sprawia, że urządzenie lepiej leży w dłoni i wygodniej się je trzyma i podnosi. Jednak… SGS7 jest cały czas cholernie śliski i notorycznie zjeżdża z krzywych powierzchni, jak podłokietnik fotela, czy leżący na biurku notes.
Efekt jest taki, że z Galaxy S7 obchodzę się jak z jajkiem. Autentycznie boję się, że telefon się zniszczy. A przecież, to nie jest sprzęt na którego dałem 3600 zł, a testowy, zapewne dobrze ubezpieczony przez Samsunga egzemplarz. Mimo tego boję się z niego korzystać. Nie czuję się pewnie, gdy idę z tym szklanym cudem techniki po typowym polskim chodniku, który często wygląda jak tor przeszkód z japońskiego teleturnieju (jak nie wiesz o co chodzi to wygooglaj albo może lepiej nie…).
Gdybym miał korzystać z S7 edge’a na co dzień, to bezapelacyjnie ubrałbym go w jakąś dodatkową obudowę albo zdecydował się na specjalna folię naklejaną na tylną obudowę, np. taką imitującą kevlar. To powinno zapewnić choć trochę poprawić pewniejszy chwyt i zniwelować wyślizgiwanie się telefonu z ręki.
Grzech piąty: AON, czyli miał być hit, a wyszedł kit
Nowy Galaxy S7 ma ekran z funkcją „Always On Display”, która sprawia, że nawet na wygaszonym wyświetlaczu widoczne są pewne informacje. Dzięki temu mamy szybki dostęp do daty, godziny, powiadomień i danych z kalendarza.
Jednak specyfika działania wyświetlaczy AMOLED sprawia, że te lubią się „wypalać”. Aby uniknąć wypalania się podświetlonych obszarów producent zastosował sztuczkę, która polega na ciągłej zmianie miejsca, gdzie wyświetlają się treści w trybie „Always On Display”.
W praktyce oznacza to, że co kilkanaście sekund zegar, data i informacje o powiadomieniach pojawiają się w innym miejscu. Takie mignięcie i przeskok w inne miejsce są jednak bardzo irytujące. Pracując na komputerze i mając telefon na biurku, co chwilę jesteśmy atakowani jakimś dziwnym ruchem w zasięgu wzroku. To bardzo irytuje i rozprasza. Do tego stopnia, że zacząłem SGS7 odkładać ekranem do dołu. Gdy uświadomiłem sobie, dlaczego tak robię postanowiłem wyłączyć funkcję „Allways On Display”.
Czy można było zrobić to lepiej? Tak. Podobny tryb mam w Motoroli Moto X2, która również może informować o aktualnej godzinie i powiadomieniach, które czekają na moją reakcję. Jednak aby na wygaszonym wyświetlaczu wywołać ten uproszczony ekran podglądu muszę wykonać pewien gest – machnąć ręką nad telefonem. Niby wymaga to ode mnie jakiejś akcji, ale z drugiej strony nie mam na biurku migającego ekranu, który stale mnie rozprasza i uważa, że z jakiegoś względu powinienem niezwłocznie zwrócić uwagę na powiadomienie z Facebooka lub Twittera.
Grzech szósty: oprogramowanie i kultura pracy
Kupując telefon za grubo ponad 3 tys. zł rozmowy na temat tego, jak działa i czy jest fajny nie powinny mieć nawet miejsca. Sztandarowy Samsung powinien być wzorem pod względem szybkości pracy, stabilności i niezawodności. Niestety nie jest, co uznaję za niedopuszczalne niedopatrzenie ze strony producenta.
Podczas korzystania z telefonu pojawiają się irytujące błędy, które powinny zostać natychmiast wyeliminowane. Najbardziej irytujący bywa brak reakcji na dotyk i z tego co zauważyłem pojawia się on przede wszystkim w aplikacji aparatu fotograficznego. Początkowo myślałem, że może źle trzymam smartfon i jakoś dotykam ekranu na brzegach, przez co nie jest rozpoznawane dotknięcie w ekranowy przycisk spustu migawki. Okazuje się jednak, że nie tylko ja mam z tym problem, bo kilka osób, które bawiły się testowanym przeze mnie egzemplarzem również ze zdziwieniem odkryło, że telefon nie zawsze chce zrobić zdjęcie. Po wielu testach stwierdziłem, że nie ma na to wpływu złe trzymanie telefonu, a po prostu z bliżej nieokreślonych powodów ekran czasem nie rozpoznaje dotyku.
W pracy urządzenia zdarzają się zacięcia i chwile, w których postanawia się zamyślić. Co ciekawe nie zawsze ma to miejsce przy trudniejszych operacjach, czy uruchamianiu wielkich aplikacji i gier. Czasami opóźnienia i brak płynności w wyświetlanych animacjach pojawia się nawet w menu telefonu, gdy włączamy lub wyłączamy podstawowe funkcje.
Największym rozczarowaniem było jednak samoczynne wyłączenie i ponowne włączenie, które telefon postanowił wykonać podczas zwyczajnego używania. Nic wtedy nie instalowałem, nie uruchamiałem dziwnej aplikacji niewiadomego pochodzenia, a jedynie poruszałem się między listą aplikacji a pulpitami. Ta skomplikowana czynność rozłożyła Samsunga Galaxy S7 edge. Los chciał, że stało się to na oczach dwóch użytkowników iPhone’ów, którzy tylko głośno parsknęli śmiechem i dość dosadnie powiedzieli co (w dalszym ciągu) myślą o urządzeniach Samsunga.
Mega zaleta: aparat
W tym wpisie skupiam się na wadach, bo wiele zalet Samsunga Galaxy S7 jest wręcz oczywistych. Urządzenie ma topową specyfikację techniczną, jest wykonane z olbrzymia starannością, wróciła obsługa kart microSD, a producentowi udało się upakować w smukłej obudowie większy akumulator.
Jednak na szczególną uwagę zasługuje aparat, który robi świetne zdjęcia, kręci rewelacyjne filmy (z powodzeniem wykorzystaliśmy je w materiałach Spider’s Web TV). Co ważne, na tle konkurencji wypada on bardzo dobrze – w szybkim porównaniu zostawia w tyle nowego iPhone’a 6s. Fotki z Samsunga są o wiele bardziej jasne, a co za tym idzie ogólnie lepsze – więcej na nich widać, a wszystkie szczegóły są bardzo dobrze utrwalone.
Aparat ten zasługuje jednak na osobny materiał i nad takim już pracuję. Pokażę, jak radzi on sobie nie tylko w dobrych warunkach oświetleniowych, ale również w gorszych, bo właśnie tam rozwija skrzydła i widać przepaść między nim a konkurencją.
Podsumowanie
Samsung Galaxy S7 (edge) w pierwszej chwili krzyczał „kup mnie!” i myślałem, że posłucham tego głosu. Urządzenie jest świetnie wykonane, ma bardzo mocną specyfikację techniczną, która powinna gwarantować bezbłędne działanie nawet pod dużym obciążeniem. Jednak smartfon ten nie jest wzorem stabilności i niezawodności. I choć gry działają i wyglądają świetnie, to smartfon potrafi czasem zwolnić, a nawet sam z siebie zrestartować.
To niedopuszczalne, bo stabilną pracę potrafią zagwarantować dzisiaj telefony, które są o połowę tańsze. Więc albo Samsung się trochę pośpieszył z premierą i wypuścił niedopracowane oprogramowanie, albo Galaxy S7 cierpi na jakąś dziwną przypadłość, że czasem nie reaguje na wydawane polecenia lub restartuje się zupełnie bez powodu, albo trafiłem na wadliwy egzemplarz. Każda wymieniona możliwość nie najlepiej świadczy o nowym, sztandarowym smartfonie Samsunga.
To jednak nie koniec testów. Pracuję nad osobnym materiałem o aparacie fotograficznym, zbieram bogaty materiał do recenzji i wideo recenzji, i cały czas szukam odpowiedzi na pytanie, czy warto kupić ten telefon.
Jeśli jesteś jednak już teraz zdecydowany na zakup, to wiedz, że jeszcze przez kilka dni trwa akcja przedsprzedażowa, w której Samsungi Galaxy S7 oraz Galaxy S7 edge można kupić w wyjątkowych pakietach z goglami Gear VR.