Tam i z powrotem, czyli moja droga od komputerów do konsol i… znów do komputerów
Dawno temu, na początku XXI wieku, przy natłoku nowych obowiązków związanych z dorosłością, kredytami, rodziną i pracą, zrozumiałem, że nie mam tyle czasu na granie co kiedyś. O ile wcześniej dobrze się bawiłem instalując grę na PC, uaktualniając sterowniki czy przeinstalowując system, to teraz bywało to bolesne. Zdarzało się, że miałem godzinę na grę, a nie mogłem zagrać, bo pecet strzelił focha lub tyle właśnie trwała instalacja z płyt CD.
Z wygodą też bywało różnie. Monitory CRT, które wtedy królowały, rzadko miały więcej niż 17 cali, a do tego miały proporcje 4:3. Próbowałem coś na to poradzić, na przykład kupując specjalne przejściówki do TV, ale w tamtych czasach podłączenie do PC telewizora i pada nie było tak łatwe jak teraz.
Czasy dla graczy, szczególnie w Polsce, były zupełnie inne. Gracz miał do wyboru: PC (wtedy zazwyczaj dość słaby, na przykład napędy DVD nie były wtedy powszechne) lub PlayStation 2. Xbox (wtedy oryginalny, bez numerka) lub Nintendo Gamecube nie były w Polsce prawie wcale zauważane. Istniał również rynek mobilny, ale zajmował go w 100% Gameboy, który postrzegany był jako konsolka dla dzieci.
Wszystko to razem jakoś sprawiło, że zacząłem odczuwać coraz bardziej pogłębiającą się różnicę pomiędzy graniem na PC i graniem na konsolach, i zmęczenie komputerem jako źródłem rozrywki. Zacząłem czytać konsolowe czasopisma (wtedy największe były dwa: PSX Extreme i NeoPlus). Na podstawie samych artykułów i recenzji miałem wrażenie, że gry konsolowe bardzo by mi odpowiadały - były długie, miały swoje własne światy, serie oraz gatunki. Na pececie nie uświadczyłeś Mario, Fable, Jak and Daxter ani Soul Calibur.
Po długich deliberacjach nad tym, czy wybrać produkt Nintendo, Sony, czy też Microsoftu (nie stać mnie wtedy było na więcej niż jedną), wybór padł na PlayStation 2 w wydanej wtedy wersji "light" czyli tzw. PSTwo. I zaczęła się moja przygoda z konsolami.
W tym miejscu mógłbym napisać prawdziwy list miłosny do konsol i gier wideo, które dzięki nim poznałem.
Ale tego nie zrobię, bo ten felieton nie jest o tym. Dość jednak wspomnieć, że odkryłem na nowo gry RPG z Final Fantasy X, hack and slash z Devil May Cry i God Of War, platformówki z Ratchet and Clank, zakochałem się w skradankach z Metal Gear Solid 3, wsiąkłem na dobre w Vice City i San Andreas, nauczyłem się tricków na deskorolce i snowboardzie z Tonym Hawkiem i SSX, maksowałem wyniki wyścigów w Burnout: Takedown, trenowałem nuty w Guitar Hero i Singstarze, strzelałem do wrogów w Black, sterowałem wielkimi mechami w Armored Cor,e no i bałem się w Resident Evil i Silent Hill.
Uwierzcie mi, prawie wszystko to było wtedy na PC niemożliwe. Gry, jeśli nawet miały wersję komputerową, były często słabsze (Spider-Man 2!) lub wychodziły długo po konsolowej (GTA: San Andreas).
Konsole z kolei zapewniały czysty fun, radość z grania, niezmąconą reinstalacjami i aktualizacjami, ani niewygodnym krzesłem przy biurku. Kanapa i telewizor stały się centrum domowej rozrywki, a komputer dla mnie zaczął oznaczać głównie pracę.
Nic więc dziwnego, że dalej poszło z górki. Kolejna generacja, kolejne konsole. Tym razem prym wiodła gra online, która jeszcze nigdy nie była tak prosta. Można było dołączyć do gry kumpla w trakcie gdy grał, przejmując sterowanie jednym z bohaterów i tak samo płynnie opuścić grę, nie przeszkadzając mu w dalszej rozgrywce. Pecety? Wciąż większość gier wymagała zestawiania połączeń, stawiania serwerów i wymieniania się adresami IP, przy okazji pamiętając od odpaleniu TeamSpeaka, żeby porozmawiać. To wszystko było out of the box na konsoli.
Potem przyszedł czas kolejnej generacji.
Tym razem oprócz stacjonarnych przyszły całkiem niezłe konsolki przenośne. Nintendo DS oraz PSP to była klasa sama w sobie, o wiele lepsza niż poprzednie "gejmboje", nie mówiąc już o ówczesnych komórkach, oferujących granie w napisanych w Javie prostych produkcjach. Kolejna generacja urządzeń przenośnych przyniosła 3D bez okularów oraz PS Vitę - sprzęt tak fajny, że wciąż się dziwię, czemu sobie rynkowo tak źle poradził.
Nie oznacza to, że porzuciłem granie na PC zupełnie - wciąż były tam gry MMORPG takie jak World Of Warcraft, cRPG, FPS, czy strategie, które na tej platformie królowały. No ale tak było od zawsze.
I wiecie co? Pomiędzy poprzednią a bieżącą generacją konsol w "PC gamingu" coś zaczęło się zmieniać. Powstały i upowszechniły się źródła dystrybucji gier tak samo wygodne (albo i wygodniejsze), jak Xbox Live czy PlayStation Store, ze Steamem na czele. System operacyjny wraz ze sterownikami zaczął się sam, magicznie, aktualizować. Coraz więcej gier zaczęło wspierać pada i wyglądać podobnie lub lepiej jak ich konsolowe odpowiedniki. W końcu możliwości graficzne były lepsze niż na konsolach. Zapowiedziane urządzenia typu Steam Machine, pakujące peceta w obudowę konsoli, dopełniły dzieła.
Kiedy więc pecety zaczęły przypominać konsole?
Nie przychylam się do powszechnej opinii, że przełomem był renesans gier multiplatformowych. Moim zdaniem przełom nastąpił wraz z rozpowszechnieniem się gier indie, których twórcy włożyli w swoje dzieła tyle pasji i szacunku dla starych gier konsolowych, często nadając im klimat retro, że całkowicie zmienili oblicze tej platformy.
To z gier indie najwięcej czerpią dziś twórcy gier AAA. Gry stały się takie, jakie lubili i jakich chcieli ich twórcy. FEZ, Super Meatboy, Retro City Rampage to proste gry, które sprawdziłyby się również na klasycznych konsolach. Wkrótce nie tylko pecetowcy czekali na porty gier z konsoli: również konsolowcy zaczęli pragnąć swojego Meatboya czy Minecrafta - i go dostali.
Różnice między konsolami i pecetami zaczęły się zacierać. Na PC możemy, dzięki Steam Link i Steam Controller, grać na telewizorze i sterować padem nawet w grach, których twórcy tego nie przewidzieli, a konsole stały się bardziej pecetowe niż były kiedykolwiek. Historia zatoczyła koło, a ja coraz częściej siadam przed telewizorem na kanapie, biorę do ręki pada i… gram na pececie stojącym w drugim pokoju pod biurkiem.
Czy ta unifikacja to coś dobrego, czy też złego? Ocenimy za kolejne dziesięć lat, a na razie każdy musi odpowiedzieć sobie na to sam. Ja uważam, że nigdy dotąd nie było tak dobrych czasów dla graczy.