100 zł za aplikację mobilną? To nie absurd. To rzeczywistość, do której musimy przywyknąć
Nie wiem kiedy to się stało i nie przychodzi mi żaden inny, logiczny ku temu powód, niż szalejące kursy walut, ale jednak - ceny w sklepie Google Play osiągnęły poziom, który nie tak dawno temu zarezerwowany był dla desktopowych programów i co niektórych aplikacji na iOS. Czy to już czas rozstać się z terminem “androbieda”, czy może raczej czas popukać się w głowę?
Zupełnym przypadkiem zajrzałem do mojej listy życzeń w Sklepie Google Play i przewijając kolejne pozycje, w pewnym momencie dosłownie mnie przytkało. Po raz pierwszy w Sklepie Play zobaczyłem cenę przekraczającą 100 zł.
Może nie powinienem być zdziwiony. Mowa w końcu o Final Fantasy IX, grze Square Enix. A ich gry należą do zdecydowanie najdroższych pozycji zarówno w Google Play jak i w AppStore. Cenom pozostałych gier tego wydawcy niewiele brakuje do wprawiającego w osłupienie poziomu FF IX. Za pozostałe części serii Final Fantasy zapłacimy blisko 80 zł, a za Chaos Rings III aż 94 zł. Czysty absurd, prawda? Cóż… nie do końca.
Ceny w Google Play pokazują, że chyba czas pożegnać się z terminem “androbieda”.
Jeszcze kilka lat temu to iPhone był produktem “premium”, a urządzenia z Androidem, kosztujące nieporównywalnie mniejsze pieniądze, były dla “biedoty”. Oczywiście odrobinkę naciągam te określenia, ale wiadomo o co chodzi - Android zawsze był tym tańszym rozwiązaniem.
Tymczasem rzut oka na ceny najnowszych flagowców z zielonym robotem przyprawiają o równie szybkie bicie serca, co spojrzenie na ceny iPhone’a. 3000 zł w dniu premiery to dziś standard. Producenci jednak już w zeszłym roku niebezpiecznie zbliżyli się do bariery 4000 zł. I chociaż na rynku jest coraz więcej urządzeń relatywnie niedrogich, oferujących naprawdę wiele, to pojawia się też coraz więcej flagowców z naprawdę wysokiej półki cenowej.
Nie powinniśmy być zatem zdziwieni, że również ceny gier i aplikacji po stronie Androida “równają” do tych z AppStore. Programiści od zawsze życzyli sobie stosownie wyższej kwoty za te same aplikacje na iOS, co na zielonego robota. Teraz chyba w końcu do nich dotarło, że skoro tak wiele osób stać na drogie flagowce, to stać ich też na tych kilka dodatkowych groszy na aplikacje. Nie wydaje mi się mimo wszystko, żebyśmy doczekali się w najbliższych miesiącach zalewu programów użytkowych kosztujących 19,99 dol., jak ma to miejsce w AppStore, ale jednak powinniśmy być przygotowani na to, że ceny aplikacji będą sukcesywnie rosnąć, a liczba darmowych wersji - maleć.
Tym bardziej, że aplikacje mobilne z roku na rok wyglądają coraz lepiej i oferują coraz więcej. A model zarobku opierający się na oferowaniu płatnego programu jest jednak bardziej korzystny, niż ten oparty o reklamy. Zarówno dla programisty, który nie jest uzależniony od reklamodawcy, jak i dla użytkownika, który nie musi znosić irytujących reklam, psujących ogólne wrażenia z użytkowania.
Mobile first
Mantra “mobile first”, czyli stawiania w pierwszej kolejności na urządzenia mobilne, jest już od kilku lat powtarzana przez wszystkich twórców treści w Internecie. My w Spider’s Web również mamy na to bieżący podgląd, bo zazwyczaj minimum połowa (a czasem i więcej) ruchu na stronie pochodzi właśnie z urządzeń mobilnych, zwłaszcza smartfonów.
A skoro to smartfony i tablety stają się naszymi głównymi urządzeniami, to raczej nie powinniśmy się dziwić, że to właśnie tam programiści szukają zarobku. Że to w tym kierunku rozwija się rynek.
Spójrzmy na gry mobilne, od których zacząłem ten wywód. Czyż nie jest tak, że wielu z nas na smartfonach gra znacznie więcej, niż na komputerach czy konsolach? Ba, zewsząd docierają sygnały, że mnóstwo ludzi sięga po mobilne produkcje, choć w ogóle nie gra w tzw. “duże” gry! Pamiętajmy też o tym, że każdego roku hardware mobilny staje się coraz mocniejszy i pozwala na coraz więcej. Już dziś wiele jest gier mobilnych, które powodują "opad szczeny" swoim graficznym przepychem, zaawansowanym gameplayem i porywającą fabułą.
Czy nadal możemy być zdziwieni, że gra taka jak Final Fantasy, która zapełni nam dziesiątki godzin, jest wyceniona jak desktopowa produkcja AAA? Moim zdaniem nie. Osobiście uważam, że tego należy się spodziewać w najbliższym czasie - coraz większej liczby dużych, dojrzałych gier, oferujących długie godziny rozgrywki, ale za adekwatną cenę. I wcale nie mówię, że mi się to podoba. Tak po prostu będzie, bo w tym kierunku rozwija się rynek.
Coraz więcej potrafią też programy dostępne na platformy mobilne. Posiadaczy sprzętów z iOS nie muszę o tym przekonywać. Oni już od bardzo dawna mają dostęp chociażby do profesjonalnych narzędzi muzycznych, których cena może przyprawić o zawrót głowy (nierzadko przekracza ona 200 zł, jak chociażby w przypadku Positive Grid: Bias, zaawansowanego symulatora efektów i wzmacniaczy gitarowych). O zawrót głowy mogą przyprawić też ich możliwości, więc jedno idzie w parze z drugim.
Na Androidzie tego typu pozycje dopiero zaczynają się pojawiać, do tego bardzo nieśmiało, bo i chętnych na wydanie takich pieniędzy jest niewielu. Trzymając się aplikacji muzycznych - symulator wzmacniaczy i efektów Amplitube również kosztuje blisko 100 zł, ale zapewne mało kto o nim słyszał, a sądząc po tym, że aplikacja ostatnio była aktualizowana dwa lata temu, również mało kto z niego korzysta.
Nie ulega jednak wątpliwości, że ta sytuacja ulegnie zmianie i niebawem iOS utraci swoją przewagę w zakresie dojrzałych, dopracowanych programów. Dla użytkowników oznacza to jednak, że w Sklepie Play będzie coraz więcej dość drogich pozycji, czy też aplikacji darmowych w instalacji, ale wymagających do działania miesięcznych opłat.
Gdzie leży granica?
Nie jestem pewien, czy takową można w ogóle wyznaczyć, jeśli chodzi o samą wycenę aplikacji. Zastanawia mnie tylko, gdzie leży nasza - konsumentów - psychologiczna bariera, której niejeden nie zdecyduje się przekroczyć.
Pomijając ekstremum - ludzi, którzy w ogóle nie są skłonni płacić za aplikacje - wydaje mi się, że ta cenowa tolerancja na Androidzie nadal jest bardzo niska. Sam wydaję pieniądze na aplikacje chętnie i często. Może nawet zbyt często. Nigdy jednak nie wydałem więcej niż 25 zł za aplikację. Raz zdarzył mi się zakup wartej 50 zł gry mobilnej. Zazwyczaj jednak staram się nie przekraczać kwoty 12,99 zł. To w tym miejscu w moim przypadku włącza się psychologiczna blokada.
Obawiam się jednak, że jestem w mniejszości. W moim najbliższym otoczeniu “barierę” stanowi próg 4,99 zł. I nie mówię wcale o ludziach ubogich. Po prostu o ludziach, którzy nie widzą sensu i potrzeby wydawania więcej na aplikacje mobilne.
Zastanawia mnie, ile czasu będzie musiało upłynąć, aby użytkownicy Androida nabrali chęci na zostawianie większej ilości pieniędzy w Sklepie Play. Bo to, że coraz więcej aplikacji przekraczać będzie kolejne granice cenowe, jest więcej niż pewne.
Pytanie tylko, czy faktycznie znajdzie się dostatecznie wielu chętnych, aby te gry i aplikacje kupować.