Poznaj miejsce, które z małego miasta w krótkim czasie zmieniło się w ważny punkt na technologicznej mapie świata
W trakcie naszej wyprawy do Izraela spotkaliśmy się z przedstawicielami startupów wspieranych przez Deutsche Telekom, czyli firmę-matkę polskiego T-Mobile. Odwiedziliśmy też firmę Check Point zajmującą się bezpieczeństwem i zwiedziliśmy biuro Google’a i Google Campus Tel Aviv. Trzeciego dnia trafiliśmy zaś do… Biblioteki.
Już w pierwszym tekście dotyczącym Izraela wspominałem, że jest to zagłębie dla startupów. Podczas wizyty w Bibliotece dowiedzieliśmy się nieco więcej o tym, dlaczego Tel Awiw stał się tak ważny na technologicznej mapie świata.
To małe miasto, ale funkcjonuje tutaj aż tysiąc startupów.
To firmy we wczesnej fazie rozwoju. Obserwuje się stały wzrost ich liczby od 2012 roku o około 40 proc. Mówi się też, że tutaj każdy zna kogoś, kto pracuje w startupie - i nic w tym dziwnego, skoro jeden startup przypada na każde 19 km i na każde 431 mieszkańców.
W Bibliotece dowiedzieliśmy się, że geneza Tel Awiwu sprawia, że jest to miasto przyjazne wszelkim przedsiębiorcom, skoro to właśnie przedsiębiorcy założyli je 160 lat temu - niecałe dwa stulecia temu w miejscu dzisiejszych wieżowców był tylko piasek.
Tel Awiw to młode i stosunkowo małe miasto, które połączyło się Jafą, jedynym z najstarszych portów na świecie.
Mieszkańcy Izraela to “nacja startupów”, Tel Awiw to “miasto startupów” i startup sam w sobie, a w centrum miasta jest nawet “bulwar startupów”. To miejsce, gdzie chcą pracować wszyscy utalentowani ludzie zainteresowani realizowaniem swoich pomysłów i gdzie wynajmuje się biura.
Teraz panuje tu wyjątkowa atmosfera, a przedsiębiorczość to podstawa “DNA” startupowej kultury tego miasta. Dzięki temu powstała tutaj druga Dolina Krzemowa. Nie tylko zakłada się tu wiele nowych firm, ale otwierają swoje biura globalne marki, takie jak Google, Facebook czy IBM.
Znane firmy konkurują z młodymi o pracowników.
Startupy wynajmują drogie biura w środku miasta, bo chcą zachęcić do pracy utalentowanych ludzi - na których poluje też chociażby Google. Ludzie realizujący swoje pomysły chcą przekonać programistów, by pracowali u nich - możliwością chodzenia do pracy na piechotę, przyprowadzania psa itp.
Tel Awiw to bez wątpienia wyjątkowe miejsce, a nawet tryb życia jest tutaj nieco inny niż ten, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Nie bez powodu to “non stop city”, czyli jak nazywa się je u nas - “miasto, które nigdy nie zasypia”.
Pracuje się tutaj w innych godzinach.
Ludzie z branży startupowej potrafią wstawać do pracy w południe, a przed wejściem do biura idą na ogromne śniadania - które są zresztą w wielu miejscach serwowane 24 godziny na dobę - o czym sam miałem okazję się przekonać. Nie ma tutaj standardowych godzin pracy, czyli 8:00–16:00 i do domu.
Nie jest niczym wyjątkowym wychodzenie z pracy o północy, ale nie sprawia to problemu ze znalezieniem otwartej knajpy i pracujących podobnie kompanów. Można wtedy łatwo spotkać ludzi o podobnych zainteresowaniach i pomagać sobie nawzajem.
A co z tą Biblioteką?
Jednym z miejsc na startupowej mapie Tel Awiwu jest Biblioteka (Library). To przestrzeń dla twórców startupów, gdzie mogą realizować swoje pomysły. Założono ją 4 lata temu i od tego czasu przychodzą tam coraz to nowi ludzie pełni pomysłów.
Nazwa nie wzięła się znikąd. Twórcy projektu szukali miejsc obecnych w przestrzeni miejskiej, by je lepiej zagospodarować. Biblioteka dla dzieci podupadała, więc ograniczono jej powierzchnię i wydzielono przestrzeń co-workingową.
Nie każdy może tutaj pracować.
Główne kryterium wyboru startupu, który zostanie wpuszczony do biblioteki, to zespół o wielkości od 2 do 4 osób, które nie pracują w innej firmie. Większe grupy nie zmieściłyby się na miejscu. Przynajmniej dwie osoby zaś są po to, by uniknąć samotnych wilków, którzy nie rozmawiają ze sobą.
Możliwość wymiany poglądów i pomysłów, które prowadzą do nowych startupów, to podstawa istnienia Biblioteki. Dają ona szansę na rozwój pomysłu przez pół roku, a potem trzeba zrewidować swój pomysł - czy zespół zamyka projekt, czy udaje się po finansowanie?
Izrael ma tylko dwa problemy, które blokują go na tle Stanów Zjednoczonych.
Po pierwsze, twórcy startupów w Izraelu nie mogą myśleć wyłącznie lokalnie. Przy 8 mln mieszkańców kraju trudno odpowiednio skalować biznes, a państwa ościenne to też nie są najatrakcyjniejsze rynki. Z tego powodu robiąc startup tutaj trzeba myśleć o innych regionach.
Druga sprawa to to, że w Dolinie Krzemowej rozwija się jednocześnie tyle samo amerykańskich startupów, co firm zagranicznych. Zapewnia to dywersyfikację i możliwość wymiany doświadczeń. W przypadku Tel Awiwu te proporcje są znacznie mniej korzystne i wynoszą… 98 do 2 proc.
Izrael ma jednak plan, jak ściągać młode i obiecujące firmy zza granicy.
Planowane są partnerstwa z innymi miastami, które polegać będą na wysyłaniu twórców startupów w inne regiony świata, co da młodym ludziom dostęp do przestrzeni co-workingowej oraz szansę na wsparcie mentorów i możliwość uczestnictwa w meet-upach i sesjach pitchingowych.
Ostatnio Tel Awiw nawiązał z Berlinem współpracę w kwestii wymiany talentów. W przyszłości planowane są podobne akcje z miastami takimi jak Londyn, Nowy York, Amsterdam, Meksyk, Monachium, Praga, Buenos Aires i Cosike.