Kto by pomyślał, że sens „bezkorpusowcom” nada firma od dronów
Idea stojąca za tzw. bezkorpusowcami (nie mylić z bezlusterkowcami) do niedawna była dla mnie zupełną zagadką. Po co mi aparat, który bez smartfona jest praktycznie bezużyteczny? Odpowiedź przyszła z zupełnie nieoczekiwanej strony. Wprost od producenta dronów – firmy DJI.
Bezkorpusowiec to trochę zabawna, a trochę ironiczna nazwa specyficznego typu aparatu, który nie ma ekranu ani przycisków do obsługi. Jest to więc swoisty moduł fotograficzny, który zawiera matrycę, wszystkie niezbędne systemy (np. autofocus), ale tak naprawdę jest stworzony do działania w tandemie ze smartfonem. Telefon pełni rolę korpusu, a więc wyświetlacza, na którym poprzez dotyk ustawia się wszystkie parametry i wykonuje zdjęcia.
Testowałem już kilka takich konstrukcji i zawsze zastanawiałem się do kogo są one skierowane. Są nieergonomiczne, problematyczne w obsłudze (niestabilne połączenie Wi-Fi ze smartfonem), działają krótko na baterii, a na domiar złego – są drogie. Prawdziwym kuriozum były bezkorpusowce pozwalające wymieniać obiektywy. Do czego mi taki aparat? Czy nie lepiej w tej cenie kupić zwykłego bezlusterkowca?
DJI pokazało, że bezkorpusowiec może mieć sens
DJI, jeden z największych producentów dronów, wpadł na genialny w swojej prostocie pomysł. Zaproponował on miniaturowe kamery zintegrowane ze stabilizatorem, gotowe do podpięcia pod drona DJI Inspire 1.
Nowe kamery noszą nazwy Zenmuse X5 i X5R. Są to moduły fotograficzne wyposażone w matryce CMOS formatu Mikro Cztery Trzecie, o rozdzielczości 16 Mpix. Oba moduły mają też bagnet systemu Mikro Cztery Trzecie, choć prawdopodobnie jest on lekko zmodyfikowany. Producent twierdzi bowiem, że obecnie bagnet jest kompatybilny tylko z trzema obiektywami: DJI MFT 15mm f/1.7 ASPH, Panasonic Lumix 15mm f/1.7 oraz Olympus M. ED 12mm f/2.0.
Możliwości kamer są imponujące. Obie kamery rejestrują obraz 4K (do wyboru 4096x2160 lub 3840x2160 pikseli) w 24, 25 lub 30 kl/s. Obsługiwane czułości to ISO 100-25600. Droższy z modeli – 5XR – jest w stanie rejestrować zapis wideo RAW 4K na zintegrowany dysk SSD. Oczywiście mamy też tryby zdjęciowe i timelapse.
Kamery są zintegrowane z trójosiowymi gimbalami i są kompatybilne z łączem do DJI Inspire 1. Dotychczas drony Inspire 1 były wyposażone w kamery 4K, jednak ich jakość mocno odstawała od możliwości bezlusterkowców. Nowe kamery Zenmuse ważą 526 i 583 g, wliczając w to podstawowy obiektyw DJI i gimbal. Naprawdę niewiele! Ceny zaczynają się od 1900 euro.
Szach-mat, konkurencjo DJI
Nowe kamery Zenmuse uważam za absolutnie rewolucyjną nowość. Dotychczas filmowcy wykorzystując drony mogli zdecydować się na wbudowane w drony kamerki, kamery GoPro, lub profesjonalne rozwiązania polegające na filmowaniu bezlusterkowcami. W tej roli genialnie spisywał się inny aparat systemu Mikro Cztery Trzecie, czyli Panasonic GH4. Jest on stosunkowo niewielki, a oferuje nagrywanie w 4K na wewnętrzną kartę pamięci. Nie trzeba chyba wspominać, że jakościowo ten bezlusterkowiec zjada wszystkie sportowe kamerki.
Problem polegał na tym, że taki aparat wymagał bardzo zaawansowanego i drogiego sprzętu. Już dron musiał być potężny (w grę wchodziły tylko sześcio-, bądź ośmiowirnikowce), a do tego potrzebny był zaawansowany i drogi gimbal.
Nowe kamery Zenmuse z jednej strony integrują wszystkie kluczowe elementy w niewielkiej obudowie, a z drugiej usuwają to, co jest niepotrzebne w filmowaniu z drona, czyli ekran, wizjer, i przyciski do obsługi.
Do tej pory pisałem, że rozwód DJI z GoPro może być bardzo bolesny, kiedy GoPro w końcu pokaże własnego drona. Spodziewałem się, że GoPro zmiecie konkurencję. Tymczasem współpraca DJI z Mikro Cztery Trzecie wywraca cały rynek dronów do góry nogami. Nareszcie mamy wysoką jakość i profesjonalne możliwości w miniaturowym wydaniu.
I pozostaje mi tylko współczuć osobom, które zainwestowały czas i pieniądze w budowę potężnego drona do filmowania Panasonikiem GH4. Jak widać, rynek dronów rozwija się w kosmicznym tempie.