Sorry, ale tych konferencji Google’a nie da się oglądać!
Ja wiem, że piszę to po prawie każdej konferencji Google’a, ale dzisiaj po prostu nie mogę tego ponownie nie napisać - dopóki Google nie nauczy się robić medialnych show ze swoich konferencji, dopóty nie będzie żadnym zagrożeniem dla Apple’a, czy nawet Microsoftu. I nie będą nimi - notabene świetne - Nexusy, czy Chromecasty.
Tym razem, we wrześniu 2015 r., upada koronny argument, którym broniono tych ultra nudnych, niczym z procy wystrzeliwanych konferencji Google’a - że to przedstawienia dla programistów, dla ludzi z branży, więc nie musi być marketingowego splendoru. Tym razem była to bowiem konferencja czysto produktowa. Pokazano multum nowych produktów i usług, a czułem się, jakbym oglądał prezentację nowych narzędzi programistycznych dla ultra-wtajemniczonych.
Ja mam wręcz wrażenie, że Google działa na szkodę swoich partnerów, z którymi przygotowuje Nexusy. Pomyślmy bowiem - Nexusy mają być tym, czym są iPhone’y: reprezentacją całego Androida, flagowymi modelami, którymi Google pokazuje całe możliwości mocno przecież sfragmentaryzowanego ekosystemu.
A tymczasem zamiast czegoś przygotowanego, z normalnymi naciskami na marketingowe przewagi nowych produktów, dostaliśmy wyliczankę wszystkiego i to na dodatek w formie, jakby prezenterów zaprogramowano w hitowym polskim programie do automatyzacji mowy Ivona.
Ja wiem, że Google rozwija prężnie robotykę, ale może trzeba by także zainwestować w kogoś, kto ogarnie medialne przedstawienia pod kątem wizerunkowym, PR-owym. Tego (prawie) nie da się oglądać.
Wszystko dziś było źle robione:
- prezentacja produktu goniła kolejną prezentację produktu;
Nie wiadomo, co było ważne, nie wiadomo, na co Google kładzie nacisk. Wszystko wrzucono do jednego worka, z którego wyciągano kolejne produkty i usługi niczym króliki.
- język prezentacji był za szybki i zbyt trudny;
Wiecie jaka jest podstawowa zasada prezentacji, którą oglądają tłumy? Ma być przygotowywana w takim języku, żeby każdy matoł zrozumiał. Zastanawialiście się kiedyś dlaczego rozumiecie wszystkie dosłownie zdania wypowiadane przez Tima Cooka, a wcześniej Steve’a Jobsa, tak jakbyście urodzili się native speakerami? Bo oni mają te prezki przygotowane tak, by nie zostało użyte żadne trudne słowo, żadna niezrozumiała fraza, żadne branżowe i niezrozumiałe dla ogółu wyrażenie.
Dziś na scenie Google’a kolejni ludzie nie dość, że pędzili z prezentacjami, jakby ścigali się, kto szybciej skończy, to na dodatek używali trudnych słów i bełkotali swoimi mocnymi akcentami.
- nie było punktów kulminacyjnych;
Każda dobra prezentacja musi mieć punkty kulminacyjne. To nie tylko dlatego, by odpowiednio zaakcentować to, co jest ważne dla widzów, ale także, by pchnąć dalej medialne relacje w tym kierunku. U Google’a dziś wszystko było dokładnie takie samo: Nexusy, Chromecasty, Google Photos/Music, Pixel - wszystko takie same, wszystko tak samo zaprezentowane, wszystko na tym samym bezdechu.
Google to wielka organizacja. Wielka nie tylko pod względem finansowym, know-howu i umysłów, które dla niego pracują, ale także pod względem wpływu na cały świat.
A oglądając kolejne bezpłciowe konferencje Google’a można by odnieść wrażenie, że to jedynie zgraja komputerowych nerdów.
Czytaj więcej:
- Oto i on – poznajcie Nexusa 5X od LG
- Oto drugi nowy Nexus – 6P od Huawei
- Wykres dnia: Tyle trzeba było zapłacić za każdego Nexusa w dniu premiery
- Kiedy aktualizacja Androida do wersji 6.0 Marshmallow? Google podaje terminy
- Poznajcie wszystkie nowości w Google Zdjęcia i Muzyka
- Znamy polską cenę i datę premiery Nexusa 5X! Obliczyliśmy też cenę Nexusa 6P