Gdyby tak wyglądały kolejne ThinkPady, chyba nie mógłbym się oprzeć
Minęło już sporo czasu, odkąd na dobre rozstałem się z ThinkPadami i należącymi prawie do tej samej serii komputerami stacjonarnymi. Nie było to rozstanie specjalnie dramatyczne - ot, każdy uznał, że zmierza we własnym kierunku i trudno będzie przy tym zaspokoić potrzeby drugiej strony. Tak bywa. Możliwe jednak, że Lenovo niedługo znów będzie miało dla mnie coś, czemu niesamowicie trudno będzie się oprzeć.
Zabrzmi to z całą pewnością nieprofesjonalnie i może nawet "fanbojsko", ale jednym z powodów, dla których porzuciłem markę, która towarzyszyła mi niemal dekadę, był fakt, że... zbyt mocno odeszła od tego, co prezentowała i jak wyglądały jej produkty w momencie, kiedy spotkałem się z nimi pierwszy raz. Od czasów T23, którego początkowo nie lubiłem, bo był "brzydki i kwadratowy" zmieniło się dla mnie zbyt wiele, żeby nadal traktować ThinkPada tak samo, jak na początku.
Niewprawne oko może co prawda stwierdzić, że zmieniło się niewiele, szczególnie jeśli chodzi o wygląd. Ot, tu i tam wygładzono niektóre linie, usunięto zbędne dziś detale i nadmiar przycisków, ale poza tym niewiele. Czarna, niezbyt atrakcyjna (choć według mnie niesamowicie elegancka) skrzynka pozostała czarną skrzynką.
W rzeczywistości jednak zmieniło się praktycznie wszystko, w tym i wygląd. Choć naprawdę bardzo bym chciał, nie widzę w T450 spadkobiercy mojego starego T23. Widzę zupełnie inny komputer, różniący się proporcjami ekranu, klawiaturą i jej podświetleniem, gładzikiem (choć i tak poprawiono dramat z T440), sposobem montażu ekranu, obudowy, i tak dalej, i tak dalej.
Zdaję sobie sprawę z tego, że produkty muszą ewoluować, aby pozostać na rynku. To w końcu biznes, a nie karmienie potrzeb stałej grupy klientów, która pewnie i tak w końcu znudziłaby się, i przy kolejnym zakupie wybrała coś odrobinę świeższego, niż zamknięte w starej obudowie nowe podzespoły.
A jednak być może coś w tej kwestii się ruszy.
Na oficjalnym blogu Lenovo ukazał się bowiem wpis, w którym poruszony został dokładnie ten problem - problem odejścia firmy bardzo daleko od tego, czym początkowo był ThinkPad. Efekt? Wizualizacja komputera przenośnego, przy premierze którego musiałbym naprawdę mocno powstrzymywać się przed wydaniem pieniędzy.
Nie jest to jednak żaden niesamowicie oryginalny pomysł czy sprzęt, którego nigdy nie widzieliśmy. Wprost przeciwnie - to nowe, czy raczej współczesne podzespoły, zamknięte po prostu w starej, klasycznej obudowie ThinkPada. Nieco odświeżonej, ale wciąż takiej, która przywodzi na myśl "właściwe" serie tej marki.
Jest tu właściwie wszystko, co w ThinkPadach uwielbiałem, a co z czasem zabierało Lenovo. Ekran o proporcjach 16:10 (szkoda, że nie 4:3, ale na to chyba nie ma co liczyć), fantastyczna nie-wyspowa klawiatura z siedmioma rzędami i charakterystycznym kształtem przycisków nad TouchPadem. Są wszystkie dedykowane przyciski (wybrane odpowiednio większe), oraz diody informujące o statusie urządzenia, umieszczone nad klawiaturą.
Gdyby tego było mało, klawiaturę oświetlają nie diody pod klawiaturą, ale dwie (zamiast jednej) malutki lampki - tak samo, jak było kiedyś. Oczywiście niekoniecznie jest to lepsze rozwiązanie od podświetlenia LED-owego od spodu, ale na pewno bardziej... sentymentalne.
Nie zabrakło przy tym innych szczegółów, takich śrubki bez maskowania, czy charakterystyczne, gumowane wykończenie niektórych elementów. Na deser zostaje jeszcze jeden, odrobinę mniej istotny element - logo w identycznych kolorach, jakie miał swego czasu znaczek IBM na obudowie. Trzeba jednak przyznać, że tutaj wygląda to "odrobinę" odpustowo.
I to właściwie tyle - w obudowie o grubości niecałych 2 cm (zamiast np. 3,5 czy 4 cm), wyglądającej jak klasyczny ThinkPad, dostajemy wszystko to, co są w stanie zaoferować całkowicie współczesne komputery. Jednocześnie trudno nie odnieść wrażenia, że cały projekt przywodzi na myśl... obecne nie tak dawno temu w portfolio tego producenta modele takie jak np. T410 czy T410s. No, może jednak dość dawno temu - premiery tych urządzeń miały miejsce prawie 5 lat temu.
Jak więc widać, granie na sentymentach może przynieść naprawdę dobre rezultaty, szczególnie że osoby, które kupowały ThinkPady (i nie były to po prostu ich komputery służbowe) regularnie wspominają dawne czasy, nawet jeśli ich najnowszy ThinkPad dla postronnej osoby jest dokładnie takim samym ThinkPadem, co poprzedni. I jeszcze poprzedni. I ten, który miał 5 lat temu. To detale robią tak wielką różnicę, nawet w sprzęcie pozornie detali pozbawionym.
Wystarczy spojrzeć na komentarze, które pojawiły się od czasu publikacji tego wpisu w sieci. W ciągu mniej więcej doby na samym tylko blogu Lenovo pojawiło się prawie 1000 komentarzy - niemal wszystkie jednoznacznie pozytywne. To samo dzieje się zresztą w innych zakątkach Internetu, gdzie wspomina się o tym projekcie. Nawet pomimo tego, że to tak naprawdę nic nowego - to wizualizacja nieco odświeżonego modelu sprzed 5 lat, z obietnicą współczesnych parametrów! Kto by pomyślał, że czarna skrzynka jest w stanie wzbudzić tak wielkie emocje i jednocześnie spowodować lawinę głosów, zgodnie z którymi dobrze, że komputer stanie się (według nie-użytkowników ThinkPadów) brzydszy.
Niestety nie wiadomo, czy taki retro-ThinkPad kiedykolwiek powstanie. Na razie to tylko projekt i próba wybadania, czy taki laptop byłby w stanie znaleźć zwolenników. Tyle tylko, że co do tego nie było chyba nigdy nawet najmniejszych wątpliwości.