REKLAMA

Możemy się ekscytować Androidem M, ale to Brillo jest największym wydarzeniem tego roku

Możemy się ekscytować Androidem M, ale to Brillo jest największym wydarzeniem tego roku
REKLAMA

Nowe wydanie Androida jak zwykle zawładnęło wyobraźnią większości konsumentów. Ma nowy numerek, trochę zmieniony wygląd, kilka nowych funkcji, jak zawsze ma działać płynniej i sprawniej, a do tego mniej obciążać akumulator. Problem tylko w tym, że te zmiany oznaczają dla nas jedno - absolutnie nic.

REKLAMA

Tak, każdy kto kupi nowy telefon albo doczeka się aktualizacji do M-ki będzie z pewnością zadowolony. Tak, to świetnie, że pomimo tak dramatycznej przewagi nad konkurencją Google nie przestaje rozwijać swojego najpopularniejszego systemu. Tak, wszystko jest w tym przypadku dobrze.

Tyle tylko, że smartfony tak naprawdę, przynajmniej w obecnej formie, dla ludzkości już swoje zrobiły. Najpierw przeniosły do naszej kieszeni możliwości sprzętów, które kiedyś stały na naszych biurkach a potem nosiliśmy je w torbach. Potem, w ramach błyskawicznego rozwoju, wywróciły do góry nogami niemal całe nasze życie - od pracy, po kontakty z najbliższymi. Ich najważniejsze zadanie zostało wykonane. A nawet jeśli nie do końca, to przynajmniej nikt się po nich wiele już nie spodziewa.

Po drugiej stronie stoją natomiast smartzegarki, często pracujące pod kontrolą systemów pochodnych do tych, które znamy ze smartfonów. Miały być kolejnym wielkim krokiem (i w pewnym sensie są), ale jak na razie… żaden producent nie jest w stanie powiedzieć nam tak naprawdę dlaczego. Owszem, produkty z tej kategorii nie są produktami złymi - bardzo często są dobre, ale nawet ich właściciele nie potrafią powiedzieć, że w jakikolwiek sposób zmieniły ich życie. Są po prostu fajnym gadżetem, który… nie wiadomo czemu tak naprawdę ma służyć.

Przynajmniej na razie - czas elektroniki ubieralnej, w setkach różnych form, jeszcze nadejdzie. Cierpliwości. Cierpliwości związanej z upowszechnieniem się innej kategorii produktów.

RWE (9 of 15)

Nie ma bowiem najmniejszych wątpliwości co do tego, że smartzegarek, poza pełnieniem funkcji wyświetlacza dla powiadomień z telefonu, jest również doskonałym… pilotem. Zawsze na wierzchu, zawsze pod ręką (czy może raczej na), zawsze włączony i idealnie nadający się do wyświetlenia jednego czy dwóch przycisków. Do wielu rzeczy, do których próbują zaprząc go programiści czy twórcy systemów, po prostu się nie nadaje i nigdy nie będzie nadawać. Do tej nadaje się już teraz.

Problem w tym, że nie ma za bardzo czym nim sterować. Typowo smart-domowego sprzętu jest stosunkowo niewiele, albo jest „rozczłonkowany” i nie dotarł jeszcze na nowe platformy, lub dociera na nie z opóźnieniem. Apple wprawdzie próbuje na swój sposób zapanować na tym bałaganem i w pewnym stopniu może mu się to udać, ale to nadal nie jest ta droga, którą można byłoby uznać na najłatwiejszą dla wszystkich.

A tym jest właśnie projekt Brillo, który od wczoraj nie jest wyłącznie pogłoską, a stał się zapowiedzią, która za kilka miesięcy z kolei stanie się rzeczywistością.

Jeden, prosty, względnie uniwersalny system obsługi nie-internetowych do tej pory urządzeń i ich komunikacji z resztą świata.

Czy zmiana smartfonu z jednej generacji na drugą jest obecnie w stanie zmienić komfort naszego życia? Nie, absolutnie nie, może z wyjątkiem przypadków pt. „jeden na milion”. Co innego, jeśli chodzi o taką właśnie komunikację i obsługę sprzętów, o których nawet nie myśleliśmy, że można je zdalnie obsługiwać. Sprzęty domowe i całe domy, a także np. biura czy pokoje hotelowe obsługiwane z poziomu naszego smartfonu, albo nawet lepiej - nie obsługiwane w ogóle, po prostu zaprogramowane. I z drugiej strony - łatwe, i względnie tanie w produkcji, bo nie trzeba się skupiać na stronie programowej.

gg2012-nest-thermostat

Oczywiście trudno się spodziewać, że ktokolwiek (z wyjątkiem prawdziwych nerdów) będzie się w najbliższym czasie podczas zakupu lodówki kierował tym, czy ma w sobie Brillo. Ważniejsza będzie klasa energetyczna, ładny wygląd, pojemność i to, jak długo ważna jest gwarancja albo jak bardzo lubimy daną markę. Możliwe, że nawet nigdy nie będziemy zwracać na Billo (czy jego pochodne albo konkurencję) najmniejszej uwagi.

Kluczowe jest co innego - to, że niedługo producenci niewielkim kosztem będą mogli układ z Brillo zaszyć w takiej lodówce, nie windując ceny pod nieboskłon. Może i na początku będą próbować, grając na nowości, ale w końcu przekonają się, że najlepszym podejściem będzie… po prostu o tym nie mówić. Klient kupi najzwyklejszą lodówkę, po czym okaże się, że po prostu współpracuje ona z jego iPhone’em albo telefonem na Androidzie.

Dokładnie w ten sposób Google wkradnie się do kolejnego aspektu naszego życia. Nie zegarkami, w przypadku których krzyczy „potrzebujesz tego! Nie wiemy po co, ale musisz to kupić!”. Wkradnie się poprzez sprzęt, który i tak musimy mieć (lodówki, czajniki, systemy monitoringu domu, etc.) i który faktycznie chcemy kupić.

I wtedy nagle okaże się, że skoro wszystkim możemy sterować zdalnie, to smartzegarek, pełniący funkcję pilota do absolutnie wszystkiego, jest w stanie zmienić nasze życie.

REKLAMA

* Grafika tytułowa pochodzi z serwisu Shutterstock.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA